Usunięto usterkę polskiego Tu-154M
"Teraz dokładnie sprawdzane są wszystkie podzespoły +tutki+. Za dwa-trzy dni samolot będzie gotowy do oblotu o statusie HEAD (przewozów osób pełniących najwyższe funkcje w państwie - PAP)" - powiedział Kupracz. Podkreślił, że dopiero wtedy będzie można mówić o innych lotach Tu-154M, w tym planować eksperyment procesowy na potrzeby śledztwa smoleńskiego.
W tupolewie uszkodzony był wyświetlacz systemu TAWS - ostrzegającego o zbliżaniu się do ziemi. To urządzenie zostało naprawione w USA. W piątek wróciło do Polski, w poniedziałek zamontowano je w polskim Tu-154M.
O usterce w Tu-154M poinformowano 10 lutego. "Zdaniem komisji nie jest to drobna usterka. Jest to integralny element systemu TAWS, to ważny element. Nie możemy dopuścić do tego, by lot próbny (...) był przeprowadzony przy niesprawnym urządzeniu, którego działanie chcemy sprawdzić" - mówił wówczas zastępca szefa komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej, płk Mirosław Grochowski.
Jak wyjaśniał, uszkodzona jest nie "zwykła kontrolka, tylko zintegrowany wielofunkcyjny wyświetlacz". "Jeżeli chcemy wiedzieć, jak działał TAWS przy podejściu na lotnisko nieprogramowane - bo taki element chcemy sprawdzić - to musimy wiedzieć, co na tym wyświetlaczu się wyświetla" - wyjaśnił zastępca komisji.
Dzień przed informacją o zepsutym wyświetlaczu kierujący komisją badającą okoliczności katastrofy minister spraw wewnętrznych Jerzy Miller powiedział, że prace nad raportem końcowym mogą się przedłużyć o sześć tygodni z powodu usterki urządzenia, którego sprawność jest niezbędna do eksperymentu. Test ma zostać przeprowadzony na pokładzie jedynego pozostałego w Polsce Tu-154M, który jesienią ubiegłego roku wrócił do kraju po remoncie w Rosji.
Rzecznik Sił Powietrznych ppłk Robert Kupracz powiedział wtedy, że z powodu usterki samolot na razie nie może być wykorzystywany do lotów o statusie HEAD, wykonuje natomiast loty szkoleniowe. Dodał, że usterka objawia się zmianą barwy wyświetlacza, choć same wskazania urządzenia są poprawne. Kupracz poinformował, że Siły Powietrzne zamówiły nowe urządzenie, które w najbliższym czasie zostanie zamontowane.
"Aby eksperyment był miarodajny, samolot musi mieć taki sam status, jaki miał tupolew podczas tragicznego lotu 10 kwietnia" – mówił wówczas Kupracz.
Według pierwotnych zapowiedzi raport polskiej komisji badającej katastrofę miał być gotowy w lutym. W połowie stycznia poinformowano o przygotowaniach do eksperymentu, który ma polegać na próbnym locie bez odwzorowywania warunków atmosferycznych, które panowały 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku.
Lot Tu-154M o numerze 102 miałby wykazać m.in., czy załoga samolotu numer 101 miała dość czasu na przerwanie zniżania i bezpieczne poderwanie samolotu, by odejść na drugi krąg bądź odlecieć na lotnisko zapasowe.
Grochowski już wcześniej wyrażał opinię, że w momencie, gdy padła komenda dowódcy załogi "odchodzimy", było to jeszcze możliwe. Eksperyment ma zbliżyć komisję do odpowiedzi na pytanie, dlaczego po komendzie "odchodzimy" lot skończył się katastrofą.
Eksperyment ma być też istotny dla biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Adama Sehna w Krakowie, którzy pracują nad opinią fonoskopijną dla polskiej prokuratury. Może on pomóc biegłym zidentyfikować i rozpoznać niektóre z dźwięków nagranych na czarnej skrzynce.
Ogłoszony w styczniu raport Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) Federacji Rosyjskiej do bezpośrednich przyczyn katastrofy zaliczył zignorowanie ostrzeżeń systemu TAWS, który głosowo ostrzegał o bliskości ziemi i nakazywał poderwanie samolotu. (PAP)
ral/ itm/ jra/
Komentarze