Syria: w ataku USA na bazę lotniczą zginęło 9 cywilów
Wcześniej gubernator prowincji Hims, Talal Barazi, informował o pięciu ofiarach śmiertelnych amerykańskich bombardowań i siedmiu rannych. Zapowiadał też, że liczba ofiar nie powinna już znacząco wzrosnąć. Agencje zastrzegają, że nie wiadomo, czy bilans podany przez agencję SANA zawiera dane przekazywane wcześniej przez gubernatora.
Z kolei opozycyjne Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka podawało, że atak spowodował śmierć co najmniej czterech syryjskich wojskowych, w tym jednego oficera.
W komunikacie syryjskiej armii amerykański atak nazwano "jawnym aktem agresji", który stawia USA w jednym szeregu z Państwem Islamskim, Dżabhat Fatah al-Szam (dawny Front al-Nusra) i innymi "organizacjami terrorystycznymi".
W piątek nad ranem siły USA dokonały ataku na bazę lotnictwa syryjskiego z użyciem 59 pocisków samosterujących Tomahawk. Była to odpowiedź na wtorkowy atak bronią chemiczną na opanowane przez rebeliantów miasto Chan Szajchun w prowincji Idlib, w którym zginęło 86 osób i o który Waszyngton oskarżył reżim prezydenta Syrii Baszara el-Asada.
W przygotowanym przed atakiem oświadczeniu prezydent USA Donald Trump poinformował, że wydał rozkaz zbombardowania bazy lotniczej w Syrii. "Powstrzymanie i przeciwdziałanie rozprzestrzenianiu śmiercionośnej broni chemicznej leży w żywotnych interesach bezpieczeństwa USA" – powiedział, dodając, że "nie ma wątpliwości, iż Syria użyła śmiercionośnej broni chemicznej wobec swojej ludności". Trump wezwał również wszystkie "cywilizowane państwa" do przyłączenia się do USA w celu położenia kresu rozlewowi krwi w Syrii.
Poparcie dla amerykańskiego ataku wyraziły m.in. Wielka Brytania, Francja, Izrael, Arabia Saudyjska, Japonia i Polska. Potępiły go Rosja i Iran, a Chiny zaapelowały do stron konfliktu o znalezienie politycznego rozwiązania. (PAP)
ulb/ ap/
Komentarze