Rosyjscy śledczy: obecnie nie można mówić o winnych katastrofy polskiego tupolewa
Zapewnili, że wrak Tu-154 rozcinano tylko w celu wydobycia zwłok.
Na piątkowej konferencji w Moskwie, w której uczestniczyli szef grupy śledczej Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej Michaił Guriewicz i rzecznik Komitetu Władimir Markin, poinformowano, że rosyjskie śledztwo zbliża się do końcowego etapu, ale na razie trudno określić, jak długo będzie jeszcze trwało to postępowanie. "Dotychczas nie znaleźliśmy żadnych dowodów, które podałyby w wątpliwość wnioski MAK" - powiedział Michaił Guriewicz. Jak dodał, obecnie nie ma też jakichkolwiek dowodów na to, że ktokolwiek wywierał presję na kontrolerów lotu.
Wrak Tu-154 był rozcinany tylko w celu wydobycia zwłok ludzkich z poszycia - poinformowali rosyjscy śledczy. Guriewicz powiedział, że osobiście uczestniczył w czynnościach na miejscu katastrofy 10 kwietnia 2010 r. i w dniach następnych. Dodał, że fragmenty ciał były wszędzie wokół samolotu, a także tkwiły w poszyciu maszyny.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która prowadzi śledztwo ws. niszczenia wraku, zapowiedziała ostatnio, że spyta stronę rosyjską o cel i okoliczności niszczenia wraku. Zawiadomienie o przestępstwie złożył w listopadzie 2010 r. pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, m.in. Jarosława Kaczyńskiego, mec. Rafał Rogalski. Powołał się na materiał filmowy TVP1, przedstawiający cięcie wraku przez miejscowe służby.
W aktach sprawy znajdują się kopie ekspertyz medycznych dotyczących wszystkich ofiar katastrofy. Śledczy zaznaczyli, że tego typu badania to standardowa procedura w przypadku takich katastrof. "Chodzi o to, aby wykluczyć fakt nastąpienia śmierci przed katastrofą i określić, co było przyczyną śmierci" - tłumaczyli. "Dlatego została przeprowadzona ekspertyza dotycząca wszystkich ofiar i zostało określone, że 0,6 promila alkoholu znajdowało się we krwi gen. Andrzeja Błasika, który w momencie katastrofy znajdował się w kabinie załogi" - powiedział Guriewicz.
Śledczy poinformował, że podczas ostatnich przesłuchań, prowadzonych w obecności polskich prokuratorów, "świadkowie wchodzący w skład grupy kontroli lotów" nie odmówili udzielenia odpowiedzi na żadne z pytań, choć zgodnie z rosyjskim prawem mają takie prawo. "Były zadawane pytania na temat wywieranej presji i wpływu przez osoby trzecie. Na dany moment nie mamy jakichkolwiek informacji i dowodów na to, że ktoś wpływał na pracę kontrolerów" - powiedział Guriewicz.
Według rosyjskich śledczych, przebywający do niedawna w Moskwie polscy prokuratorzy odmówili udziału we wspólnej konferencji prasowej, choć im to proponowano. Rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa wyjaśnił PAP, że "wynikało to z wewnętrznych ustaleń". "Koledzy mieli wrócić do kraju i uczestniczyć w konferencji w Warszawie; żadnego drugiego dna bym się w tym nie dopatrywał" - dodał.
Obecnie nie wiadomo, kiedy stronie polskiej zostaną przekazane dowody rzeczowe, w tym wrak samolotu. Dowody rzeczowe muszą być przechowywane tak długo, jak jest to potrzebne w celu przeprowadzenia niezbędnych ekspertyz i innych działań śledczych - mówili w piątek rosyjscy śledczy.
Poinformowali, że dotychczas 36 osób otrzymało w śledztwie status pokrzywdzonych, a w przypadku kolejnych prowadzone są prace. W sumie dotyczy to 70 osób. Za osobę pokrzywdzoną może zostać uznany bliski członek rodziny ofiary katastrofy. Osoba taka może domagać się odszkodowania za straty moralne i fizyczne. Osoby te zostały uznane za pokrzywdzone, niezależnie od ich narodowości i obywatelstwa, zostały już przesłuchane i otrzymały prawa pokrzywdzonych. Zostały też pouczone, że mogą być stroną w procesie cywilnym - mówili śledczy.
Z dotychczasowych ustaleń rosyjskiego śledztwa wynika, że lotnisko w Smoleńsku mogło przyjmować nieregularne rejsy Jaka-40 i Tu-154M. Rosyjscy śledczy podkreślili, że z dotychczasowych materiałów wynika, że kierownik lotu nie mógł zamknąć lotniska w Smoleńsku. Według nich, w przypadku Tu-154M kierownik lotów powinien był zakazać lądowania, gdy albo na pasie startowym znajdowały się przeszkody, albo pojawiła się ona na ostatniej prostej lotu i zagrażała jego bezpieczeństwu. W przypadku warunków poniżej minimum pogodowego kierownik lotów był natomiast zobowiązany do kierowania samolotu na lotnisko zapasowe i podawania mu aktualnych informacji pogodowych.
Komitet Śledczy zapewnia, że z dotychczasowych ustaleń nie wynika, by na miejscu katastrofy wykonano "choć jeden nieusankcjonowany wystrzał z broni palnej". Z broni palnej nie korzystała też żadna z osób, które robiły zdjęcia oraz filmowały na miejscu zdarzenia.(PAP)
sta/ itm/ mag/
Komentarze