Łódź: pracownicy WZL nr 1 demonstrowali poparcie dla wyboru Caracali
W liście otwartym skierowanym do premier Ewy Kopacz, który demonstrujący przedstawiciele Związku Zawodowego Sektora Obronnego WZL nr 1 wręczyli wojewodzie Jolancie Chełmińskiej, pracownicy łódzkich zakładów lotniczych wyrażają swój niepokój spowodowany "negatywną kampanią medialną", dotyczącą przetargu na zakup nowych śmigłowców dla polskiej armii i wyboru modelu Caracal oferowanego przez firmę Airbus Helicopters.
Jak zaznaczył przewodniczący ZZSO WZL nr 1 Krzysztof Kaźmierski, związkowcy mają szacunek dla wkładu Mielca oraz Świdnika w rozwój polskiego przemysłu lotniczego (oferty zakładów lotniczych z tych miast zostały odrzucone w przetargu), jednak nie mogą pozwolić sobie na naruszanie dobrego imienia spółki, w której pracują.
"WZL nr 1 S.A. funkcjonują w Łodzi od 70 lat. W 2014 r. rząd podjął decyzję o konsolidacji polskiego przemysłu obronnego, w wyniku czego powstała Polska Grupa Zbrojeniowa, w skład której wchodzą tylko i wyłącznie przedsiębiorstwa z kapitałem polskim, m.in. nasze zakłady" - zaznaczył Kaźmierski.
Związkowcy w swoim liście podkreślili, że wybór śmigłowców Caracal związany jest z dalszym rozwojem polskich zakładów działających w regionie łódzkim oraz w Radomiu i Dęblinie. WZL nr 1 w ramach umowy offsetowej mają zająć się serwisowaniem oraz produkcją części do nowych śmigłowców. Już teraz łódzkie zakłady realizują ok. 80 proc. wszystkich przemysłowych remontów uzbrojenia i sprzętu wojskowego, w tym usługi o najwyższym stopniu trudności. Pełnią też ważną misję jako naturalne zaplecze logistyczne polskich sił zbrojnych.
Do grupy ok. 300 pracowników WZL nr 1 - z Łodzi, Dęblina i Radomia, którzy przeszli ul. Piotrkowską, dołączyli: prezydent miasta Hanna Zdanowska, marszałek woj. łódzkiego Witold Stępień i łódzcy radni.
"Jesteśmy z wami i będziemy do końca walczyć o to, żebyśmy w oparciu o waszą 70-letnią tradycję mogli budować przyszłość naszego miasta w oparciu o nowy sektor. Branża lotnicza jest motorem gospodarki światowej. Chcemy, aby Łódź wreszcie - po olbrzymim regresie, jaki przeżyła na skutek upadku przemysłu włókienniczego - wróciła na należne sobie miejsce w panteonie miast polskich" - powiedziała Zdanowska.
Zgodnie z deklaracjami prezesa Airbus Helicopters Guillaume'a Faury'ego wybór śmigłowca tej firmy dla polskiej armii oznaczałby m.in. uruchomienie przez firmę linii montażowej w Łodzi i Dęblinie (obie lokalizacje należą do łódzkich Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 1). Łącznie miałoby powstać 1250 miejsc pracy związanych z przemysłem lotniczym i ok. 2 tys. miejsc związanych z nim pośrednio. WZL nr 1 zatrudnia obecnie 700 osób w zakładach Łodzi i Dęblinie.
W przetargu odrzucono dwa inne śmigłowce - Black Hawk amerykańskiej korporacji Sikorsky i jej polskiego zakładu PZL Mielec oraz AW149 proponowany przez PZL-Świdnik i jego właściciela - grupę AgustaWestland, co spotkało się z protestami załóg obu zakładów oraz władz tych miast.
W związku z łódzkim marszem WZL nr 1 związkowcy ze Świdnika wystosowali w środę list otwarty, w którym podkreślono, że PZL-Świdnik zaoferował w przetargu zobowiązania offsetowe na łączną kwotę niemal 4 mld euro, w tym transfer technologii remontów i serwisu dla zakładów WZL1 w Łodzi i Dęblinie o wartości 720 mln euro.
„Oferowany offset ze strony Świdnika, według naszej obecnej wiedzy, jest najkorzystniejszy dla łódzkich zakładów WZL1” – napisali związkowcy ze Świdnika.
Związkowcy PZL-Świdnik dodali też, że ich spółka oferuje zobowiązania offsetowe w zakresie transferu technologii remontów i serwisu dla zakładów WZL2 w Bydgoszczy o wartości około 100 mln euro, dla zakładów WZE Zielonka k. Warszawy – około 270 mln euro oraz Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych w Warszawie – ponad 60 mln euro.
Odrzucenie oferty PZL-Świdnik spowoduje redukcję zatrudnienia o około 800 osób spośród prawie 3,3 tys. obecnie zatrudnionych, co jest „ogromną liczbą w prawie 40-tysięcznym mieście” – napisali związkowcy.(PAP)
agm/ kop/ ann/
Komentarze