Eksperci: czarna skrzynka kluczowa w poznaniu przyczyn katastrofy
Eksperci ds. lotnictwa uważają, że analiza materiałów z czarnej skrzynki będzie kluczowa w poznaniu przyczyn katastrofy prezydenckiego samolotu Tu-154. Są przekonani, że opinia publiczna pozna przyczyny wypadku, ale nie wiadomo, jak długo potrwa badanie. "Czarna skrzynka w istocie jest skrzynką pomarańczową. Jest rejestratorem parametrów lotu i zmian tych parametrów - tzn. wysokości, kursu, prędkości, również pracy silników. Drugi rejestrator zapisuje rozmowy załogi z kontrolą obszaru powietrznego, jak również załogi między sobą" - wyjaśnił w niedzielę PAP wydawca miesięcznika wojskowego "Raport" Wojciech Łuczak.
Zaznaczył, że w czarnej skrzynce informacje są zapisywane na nośnikach pamięci, np. magnetycznych. "Jeśli można je odczytać, to na pewno można dowiedzieć się, jak pilot manewrował, jak zachowywała się załoga. Moim zdaniem (w wyjaśnieniu przyczyn tragedii w Smoleńsku - PAP), kluczowe będą rejestratory rozmów - kto podjął ostateczną decyzję o lądowaniu w tak trudnych warunkach" - powiedział. Podkreślił też, że jest duże prawdopodobieństwo, iż poznamy przyczyny katastrofy.Były pilot wojskowy z miesięcznika "Lotnictwo" Michał Fiszer ocenił w niedzielnej rozmowie z PAP, że czarna skrzynka zawiera materiały, "które są bezcenne dla wyjaśnienia przyczyn katastrofy". "Rejestrują parametry pracy różnych urządzeń, położenie samolotu, tor lotu, aczkolwiek to nie jest tak, że na końcu odczytu danych można usłyszeć <przyczyną wypadku było...>" - powiedział.
Jak zaznaczył, po zinterpretowaniu danych zawartych w czarnej skrzynce i połączeniu ich z innym dowodami można odtworzyć przebieg wypadków i ustalić przyczynę wypadku.
Fiszer powiedział też, że czarna skrzynka wytrzymuje "silne uderzenia, wibracje, wysokie temperatury, może być zanurzona pod wodę". "Sądzę, że zapis zostanie jednak normalnie odczytany i że będzie on bardzo pomocny w pracach komisji (badającej przyczynę wypadku - PAP)" - powiedział. Jego zdaniem, opinia publiczna dzięki temu pozna te przyczyny, "ale trzeba się nastawić, że praca komisji będzie trwała przynajmniej pół roku".Ekspert lotniczy, wydawca magazynu "Skrzydlata Polska" Tomasz Hypki powiedział PAP, że czarna skrzynka podczas wypadku może ulec zamoczeniu, ale w przypadku tej katastrofy jest to mało prawdopodobne. "Zagrożenia dla takiego rejestratora to albo zniszczenie mechaniczne, albo spalenie, ewentualnie silne oddziaływanie promieniowania, które może skasować dane. Z informacji, które dotarły do nas ze Smoleńska wynika, że rejestratory są jednak w całości" - zaznaczył.
Dodał, że czarne skrzynki są zwykle umieszczane w tylnej części kadłuba. "Dlatego, że te fragmenty konstrukcji samolotu, w przypadku katastrofy zazwyczaj są w najlepszym stanie. Jeśli przyjrzymy się zdjęciom z katastrofy niedaleko Smoleńska to zauważymy, że elementy tylnej części samolotu nie uległy spaleniu" - dodał.
Jak wyjaśnił Hypki, czarne skrzynki są otwierane przez specjalistów w przygotowanych do tego laboratoriach. "Jest na świecie wiele specjalistycznych placówek, które to robią. Z tego, co słyszałem, to Rosjanie czekali na Polaków, żeby w ich obecności zacząć odczytywać zapisy z tych rejestratorów" - powiedział.
Zaznaczył, że analiza zgromadzonych materiałów może potrwać kilka dni i jeśli nie będzie komplikacji, to po kilku tygodniach "powinniśmy mieć w miarę pełny obraz tego, co się wydarzyło". "Jeśli pojawią się wątpliwości, to może to potrwać miesiące albo lata" - dodał.Jak wyjaśnił, nie wszystkie parametry są rejestrowane przez czarną skrzynkę, a czasami piloci nie rozmawiają ze sobą bezpośrednio przed katastrofą. "Stąd czasem rejestratory nie pozwalają odpowiedzieć na pytanie, dlaczego pilot, czy samolot zachował się w określony sposób" - powiedział.
"Z informacji przekazanych przez Rosjan wynika, ze samolot zszedł ze ścieżki podejścia do lotniska dużo niżej, niż wynikało to z procedury. Nikt nie wie, dlaczego to zrobił. Jeżeli okaże się, że utracił ciąg silników, a pilot mógł sobie z tego nie zdawać sprawy, to dowiemy się o tym z rejestratorów. Jeżeli piloci byli skoncentrowani na wypatrywaniu pasa startowego, bo chcieli jak najszybciej zejść poniżej powierzchni chmur i wejść w obszar widzialność, to mogli nie zwracać uwagi na wskazania przyrządów. Ale to tylko hipotezy" - zaznaczył Hypki.
Dodał też, że nie wiadomo, jaka była znajomość rosyjskiego wśród polskich pilotów, a jest mało prawdopodobne, aby Rosjanie w wieży kontrolnej na lotnisku pod Smoleńskiem znali angielski. "Nawet z pilotami rosyjskimi, którzy latają nad Polską, kontrola lotów ma wielokrotnie problemy z porozumiewaniem się po angielsku, mimo że mają oni certyfikaty językowe" - zaznaczył.
Powiedział też, że lotnisko wojskowe pod Smoleńskiem jest otwierane doraźnie i lądują na nim zwykle mniejsze samoloty. "Na co dzień wykorzystywane jest lotnisko w Witebsku. To bardzo dziwne, że piloci w trudnych warunkach pogodowych nie skierowali się w tamtą stronę" - podsumował. (PAP)luo/ abr/ bos/
Komentarze