Uroczystość pożegnania pilotów, którzy zginęli w wypadku "Bryzy"
Na lotnisku w Gdyni-Babich Dołach odbyła się w środę uroczystość pożegnania czterech lotników Marynarki Wojennej, którzy 31 marca zginęli w katastrofie samolotu "Bryza". W ostatniej drodze pilotom na lotnisku towarzyszyło około tysiąca osób. Obecni byli m.in. minister obrony narodowej Bogdan Klich, szef BBN Aleksander Szczygło, szef Sztabu Generalnego WP generał Franciszek Gągor, rodziny i znajomi lotników.
"Każda taka śmierć jak śmierć naszych czterech wspaniałych pilotów wywołuje w nas uczucie solidarności z tymi, którzy pozostają. Tej solidarności, która tu na Wybrzeżu się zrodziła i poruszyła serca wszystkich Polaków przed laty. To najcenniejsze uczucie jakie mamy w sobie i tym uczuciem prawdziwej ludzkiej solidarności dzielimy się dziś" - powiedział szef MON.
Jak podkreślił Klich, służba żołnierska to zawód wysokiego ryzyka. "Żołnierz może odejść na wieczną wachtę - jak mówi się w Marynarce Wojennej w każdej chwili. I tam daleko od granic naszego kraju w Afganistanie i tutaj na ojczystej ziemi. To jest wpisane w żołnierski fach" - dodał. Szef MON odczytał list premiera Donalda Tuska. "Byli zdolnymi, ambitnymi, odważnymi i dobrze przygotowanymi i do służby żołnierzami Wojska Polskiego. To wszystko sprawia, że pozostawili po sobie poczucie wielkiej straty" - napisał szef rządu.
Premier podkreślił w liście, że zmarli piloci już dziś są "częścią legendy polskiego lotnictwa". Szczygło odczytał natomiast list prezydenta Lecha Kaczyńskiego. "Zginęli niezwykle doświadczeni piloci i technik lotnictwa, eksperci w swoich dziedzinach, którzy swoją bogatą wiedzę i umiejętności przekazywali następcom (...) Żołnierska postawa i przymioty osobiste tragicznie zmarłych zasługują na najwyższy szacunek i podziw" - napisał prezydent. Dowódca Marynarki Wojennej wiceadmirał Andrzej Karweta podkreślił, że śmierć czterech lotników jest "ogromnym ciosem" dla Marynarki Wojennej. "Osierociliście niebo nad polskim morzem" - dodał.
Członkowie załogi "Bryzy", decyzją ministra obrony narodowej zostali mianowani pośmiertnie na wyższe stopnie wojskowe. Zostali także odznaczeni Morskimi Krzyżami Zasługi, przyznanymi przez prezydenta RP. Trumny z ciałami lotników ustawiono przed hangarem na katafalkach przykrytych zielonym płótnem.
Każda trumna udekorowana była biało-czerwoną flagą i czerwonymi różami oraz czapką wojskową. Ustawiono też w ramkach zdjęcia pilotów. Na cześć zmarłych pilotów wystrzelono trzy salwy honorowe, a nad lotniskiem przeleciały nisko trzy samoloty wojskowe. Ceremonię pożegnania pilotów poprzedziła w hangarze msza żałobna, którą koncelebrował abp Tadeusz Gocłowski. "Wiarą muszą być napełnione dziś nasze serca, że stworzeni na podobieństwo i obraz Boga powołani jesteśmy do życia wiecznego" - powiedział w kazaniu ks. prałat płk Sławomir Żarski, wikariusz generalny biskupa polowego WP. W katastrofie 31 marca na lotnisku w Gdyni-Babich Dołach zginęli: 48-letni kmdr por. Roman Berski, 36-letni kmdr ppor. Marek Sztabiński, 27-letni kpt. marynarki Przemysław Dudzik oraz 43-letni st. chorąży sztabowy Ireneusz Rajewski.
Do wypadku samolotu doszło podczas lotu treningowego. Piloci ćwiczyli awaryjne lądowanie z jednym działającym silnikiem. Okoliczności wypadku "Bryzy" bada wojskowa prokuratura i Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Pogrzeby kmdr por. Romana Berskiego i st. chorążego Ireneusza Rajewskiego odbędą się jeszcze w środę po południu na cmentarzu w Gdyni-Oksywiu. Natomiast kmdr ppor. Marek Sztabiński i kpt. Przemysław Dudzik pochowani zostaną w czwartek; pierwszy z nich spocznie na cmentarzu w Węgorzewie, a drugi w Chrzanowie. Klich, pytany przez dziennikarzy po uroczystości o przyczyny wypadku "Bryza", powiedział, że samolot był technicznie sprawny. "Nie ma żadnego związku między liczbą wylatanych godzin, a tą katastrofą. Trzech z tej czwórki byli jednymi z najbardziej doświadczonych pilotów lotnictwa Marynarki Wojennej. Mieli wylatanych 1900, 1600 i 1200 godzin. To jest naprawdę duży nalot. To byli po prostu podniebni fachowcy" - podkreślił szef MON. Klich dodał, że nie będzie ujawniać żadnych szczegółów prac komisji wyjaśniającej przyczyny katastrofy "Bryzy", dopóki nie zakończy ona swojej pracy.
"Każda taka śmierć jak śmierć naszych czterech wspaniałych pilotów wywołuje w nas uczucie solidarności z tymi, którzy pozostają. Tej solidarności, która tu na Wybrzeżu się zrodziła i poruszyła serca wszystkich Polaków przed laty. To najcenniejsze uczucie jakie mamy w sobie i tym uczuciem prawdziwej ludzkiej solidarności dzielimy się dziś" - powiedział szef MON.
Jak podkreślił Klich, służba żołnierska to zawód wysokiego ryzyka. "Żołnierz może odejść na wieczną wachtę - jak mówi się w Marynarce Wojennej w każdej chwili. I tam daleko od granic naszego kraju w Afganistanie i tutaj na ojczystej ziemi. To jest wpisane w żołnierski fach" - dodał. Szef MON odczytał list premiera Donalda Tuska. "Byli zdolnymi, ambitnymi, odważnymi i dobrze przygotowanymi i do służby żołnierzami Wojska Polskiego. To wszystko sprawia, że pozostawili po sobie poczucie wielkiej straty" - napisał szef rządu.
Premier podkreślił w liście, że zmarli piloci już dziś są "częścią legendy polskiego lotnictwa". Szczygło odczytał natomiast list prezydenta Lecha Kaczyńskiego. "Zginęli niezwykle doświadczeni piloci i technik lotnictwa, eksperci w swoich dziedzinach, którzy swoją bogatą wiedzę i umiejętności przekazywali następcom (...) Żołnierska postawa i przymioty osobiste tragicznie zmarłych zasługują na najwyższy szacunek i podziw" - napisał prezydent. Dowódca Marynarki Wojennej wiceadmirał Andrzej Karweta podkreślił, że śmierć czterech lotników jest "ogromnym ciosem" dla Marynarki Wojennej. "Osierociliście niebo nad polskim morzem" - dodał.
Członkowie załogi "Bryzy", decyzją ministra obrony narodowej zostali mianowani pośmiertnie na wyższe stopnie wojskowe. Zostali także odznaczeni Morskimi Krzyżami Zasługi, przyznanymi przez prezydenta RP. Trumny z ciałami lotników ustawiono przed hangarem na katafalkach przykrytych zielonym płótnem.
Każda trumna udekorowana była biało-czerwoną flagą i czerwonymi różami oraz czapką wojskową. Ustawiono też w ramkach zdjęcia pilotów. Na cześć zmarłych pilotów wystrzelono trzy salwy honorowe, a nad lotniskiem przeleciały nisko trzy samoloty wojskowe. Ceremonię pożegnania pilotów poprzedziła w hangarze msza żałobna, którą koncelebrował abp Tadeusz Gocłowski. "Wiarą muszą być napełnione dziś nasze serca, że stworzeni na podobieństwo i obraz Boga powołani jesteśmy do życia wiecznego" - powiedział w kazaniu ks. prałat płk Sławomir Żarski, wikariusz generalny biskupa polowego WP. W katastrofie 31 marca na lotnisku w Gdyni-Babich Dołach zginęli: 48-letni kmdr por. Roman Berski, 36-letni kmdr ppor. Marek Sztabiński, 27-letni kpt. marynarki Przemysław Dudzik oraz 43-letni st. chorąży sztabowy Ireneusz Rajewski.
Do wypadku samolotu doszło podczas lotu treningowego. Piloci ćwiczyli awaryjne lądowanie z jednym działającym silnikiem. Okoliczności wypadku "Bryzy" bada wojskowa prokuratura i Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Pogrzeby kmdr por. Romana Berskiego i st. chorążego Ireneusza Rajewskiego odbędą się jeszcze w środę po południu na cmentarzu w Gdyni-Oksywiu. Natomiast kmdr ppor. Marek Sztabiński i kpt. Przemysław Dudzik pochowani zostaną w czwartek; pierwszy z nich spocznie na cmentarzu w Węgorzewie, a drugi w Chrzanowie. Klich, pytany przez dziennikarzy po uroczystości o przyczyny wypadku "Bryza", powiedział, że samolot był technicznie sprawny. "Nie ma żadnego związku między liczbą wylatanych godzin, a tą katastrofą. Trzech z tej czwórki byli jednymi z najbardziej doświadczonych pilotów lotnictwa Marynarki Wojennej. Mieli wylatanych 1900, 1600 i 1200 godzin. To jest naprawdę duży nalot. To byli po prostu podniebni fachowcy" - podkreślił szef MON. Klich dodał, że nie będzie ujawniać żadnych szczegółów prac komisji wyjaśniającej przyczyny katastrofy "Bryzy", dopóki nie zakończy ona swojej pracy.
Źródło artykułu
Komentarze