Udany rok polskich lotników na przekór problemom finansowym
"Bardzo cenimy sukcesy przedstawicieli sportów lotniczych. W ostatnich latach stale zwiększamy dotacje przeznaczane na ten cel" - podkreślił podczas konferencji prasowej dyrektor Departamentu Sportu Wyczynowego Ministerstwa Sportu i Turystyki Jerzy Eliasz.
Prezes Aeroklubu Włodzimierz Skalik uważa jednak, że owe wsparcie jest niewystarczające.
"Nie da się realizować takich osiągnięć, jakie mamy, bez dofinansowania z budżetu państwa. W ostatnich dwóch, trzech latach rzeczywiście zostało ono zwiększone, ale wciąż jest poniżej naszych oczekiwań. Dużo większe kwoty przeznaczane są na dyscypliny olimpijskie. Z powodu braku pieniędzy nieraz wysyłaliśmy na zawody niekompletne ekipy lub musieliśmy rezygnować ze startów. Kilka ważnych imprez w tym roku odbędzie się poza Europą, co oznacza dla nas dodatkowe wydatki" - zaznaczył.
W dużym stopniu o fundusze muszą zabiegać sami zawodnicy. "Bardzo istotne w kontekście sukcesów naszych reprezentantów jest ich własne zaangażowanie finansowe. Wspierają ich przyjaciele oraz indywidualni sponsorzy. Wszyscy trenerzy pracują jako wolontariusze" - dodał Skalik.
Stanisław Kubit, który w minionym roku wywalczył wicemistrzostwo świata modeli szybowców sterowanych mechanicznie podkreślił, że co najmniej połowę medali z całego dorobku w ostatnich latach zdobywali modelarze. "Tymczasem nigdy nie otrzymaliśmy od Aeroklubu dotacji na sprzęt. Czujemy się pokrzywdzeni" - powiedział zawodnik Aeroklubu Gliwickiego.
"Środki otrzymane z ministerstwa przeznaczane są przede wszystkim na program przygotowań do mistrzostw Europy i świata oraz starty kadry narodowej, a w niewielkim stopniu na inwestycje. Ostatnio kupiliśmy dwa nowe szybowce" - przyznał prezes Aeroklubu Polskiego.
Ze względu na wymagania finansowe najbardziej przystępne dla początkujących miłośników sportów lotniczych wydaje się paralotniarstwo. Dobrej klasy sprzęt to wydatek rzędu 10-15 tys. zł, podczas gdy za szybowiec trzeba zapłacić 300-400 tys. zł. Biorący udział w rywalizacji wyczynowej muszą się jednak liczyć z tym, że po dwóch latach będą musieli zaopatrzyć się w nową paralotnię.
Zawodnicy nie mogą liczyć na utrzymanie się ze swoich sukcesów sportowych. Większość zawodowo związana jest ze środowiskiem lotniczym. Liczne grono pracuje m.in. w liniach lotniczych. Zdarzają się jednak wyjątki. Mistrz Europy w lataniu rajdowym Janusz Darocha (Aeroklub Częstochowski) na co dzień jest strażakiem. Mistrz świata i Europy w szybownictwie Sebastian Kawa (Aeroklub Bielsko-Bialski) z wykształcenia jest lekarzem.
"Poświęciłem życie szybowcom, czego efektem są medale najważniejszych imprez międzynarodowych. Przeważnie zawody trwają dwa tygodnie, do tego jeszcze doliczyć trzeba czas na przygotowanie, więc trudno pogodzić z tym stałą pracę w służbie zdrowia" - zaznaczył Kawa.
Mimo trudności finansowych konkurencja w kraju jest bardzo silna. "Niejednokrotnie przekonywaliśmy się, że zdobyć mistrzostwo Polski jest trudniej niż mistrzostwo świata" - uważa Michał Wieczorek (Aeroklub Krakowski), który w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy powiększył dorobek o cztery medale mistrzostw świata w lataniu precyzyjnym oraz o dwa mistrzostw Europy w lataniu rajdowym.
Niektórzy, jak Tadeusz Wrona (Aeroklub Leszczyński), który w listopadzie zasłynął lądowaniem awaryjnym Boeinga 767, w zawodach lotniczych biorą udział w wolnych chwilach. "W ubiegłym roku udało mi się dwukrotnie wystartować w mistrzostwach Polski. Jednak ze względu na obowiązki zawodowe wiele razy musiałem rezygnować" - przyznał.
Wrona wspomniał, że w udanym wykonaniu lądowania pomogło mu doświadczenie zdobyte w szybownictwie. "Właściwie to było moje drugie lądowanie bez wysuniętego podwozia. Po raz pierwszy przydarzyło mi się w 1985 roku właśnie podczas lotu szybowcem" - powiedział kapitan Boeinga. (PAP)
an/ kali/
Komentarze