Przejdź do treści
Źródło artykułu

Smoleńsk - jest analiza parametrów lotu, będą zarzuty dla wojskowych

Prokuratura będzie stawiać wojskowym zarzuty w śledztwie ws. katastrofy smoleńskiej. Ma już analizę parametrów lotu, z której wynika, że w chwili katastrofy samolot był sprawny.

Antoni Macierewicz (PiS) utrzymuje, że przyczyną tragedii była utrata zasilania na wysokości 15 m.

Naczelny prokurator wojskowy gen. Krzysztof Parulski nie chciał powiedzieć, kiedy zarzuty miałyby być stawiane, ale pierwszy raz potwierdził, że jest to możliwe w wątku wojskowym. "Cywilny" wątek organizacji wizyt w Smoleńsku premiera Donalda Tuska (7 kwietnia 2010 r.) i prezydenta Lecha Kaczyńskiego (10 kwietnia 2010 r.) bada Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga.

Prokuratura wojskowa ujawniła, że dysponuje dziennikami lotów i książkami rozkazów z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego oraz ma dane o pogodzie na lotniskach w dniach, w których w tym pułku odbywały się egzaminy pilotów. Zarazem podano, że prowadząca śledztwo Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie gromadzi dokumentację medyczną na temat urazów i operacji, jakie przeszły wcześniej osoby, które zginęły w tej katastrofie - co posłuży do sporządzenia polskiej opinii sądowo-lekarskiej na ich temat. Szef NPW powiedział przy tym, że strona polska wciąż nie dostała kompletnej dokumentacji medycznej od strony rosyjskiej.

We wtorek prokuratura podała, że ma ekspertyzę z firmy ATM, która wyprodukowała jedyny polski rejestrator lotu, będący na pokładzie. Eksperci z tej firmy porównali zapisy pozostałych rejestratorów. Omawiając wnioski z ekspertyzy wojskowy prokurator okręgowy w Warszawie płk Ireneusz Szeląg powiedział, że rejestratory nie wykazały, aby system odejścia w ostatnich sekundach lotu Tu-154M był aktywny - choć zarazem stwierdzono, że rejestrator nie rejestruje, czy system jest sprawny, a jedynie to, czy jest włączony. Wyjaśniał on, że rejestrator zapisuje inicjację całego systemu, a nie tylko naciśnięcie przycisku tzw. odejścia.

Z opinii wynika, że rejestrator nie odnotował niesprawności któregokolwiek z urządzeń aż do zderzenia samolotu z przeszkodą - drzewem, co nastąpiło o godz. 8.40 i 59 sekund. Kompletny zapis parametrów lotów kończy się o godz. 8.41 i 4 sekundy. Według biegłych pierwsze zetknięcie samolotu z ziemią miało miejsce o godz. 8.41 i 5 sekund, a główne uderzenie - sekundę później. Szeląg podkreślił, że rejestrator parametryczny - według zapisów którego podawał czas - ma trzy sekundy zwłoki do czasu astronomicznego. Według niego rejestratory samolotu przestały działać na ok. 1,5 do 2 sekund przed zderzeniem z ziemią. Przyczyną - według biegłych - mogło być uszkodzenie instalacji elektrycznej, bo rejestratory w Tu-154M nie mają awaryjnego zasilania. Prokuratura nie wie, jaka była przyczyna awarii elektryczności.

Parulski dodał, że "dane z rejestratorów pozwalają bardzo zasadnie stawiać hipotezę, że w momencie, gdy przestały działać, los samolotu i osób, które znajdowały się na jego pokładzie, był już przesądzony". Wtedy samolot znajdował się ok. 100 metrów od rejonu, gdzie znaleziono jego szczątki. "Nie stwierdzono, by w tym momencie cokolwiek zderzyło się z samolotem. Przestały działać rejestratory, a biegli jako najbardziej prawdopodobną przyczynę wskazują zaprzestanie działania instalacji elektrycznej" - zaznaczył, dodając, że z tego faktu "nie można wyciągać jakichś szczególnych wniosków" i przypomniał, że do katastrofy doszło po urwaniu skrzydła samolotu, jego przechyleniu, a później obróceniu.

Prokuratura ujawniła też, że ABW i Żandarmeria Wojskowa weryfikują "wiarygodność osób, które przekazują różnorodne informacje dot. możliwych przyczyn katastrofy smoleńskiej", a instytucje te działają na zlecenie prokuratury. Ujawniono ponadto, że ze sprawdzeń ABW nie wynika, by ktokolwiek po katastrofie używał telefonów jej ofiar, które były włączone, gdy samolot zderzył się z ziemią. Stwierdzono tylko, że na niektóre z aktywnych telefonów przychodziły SMS-y albo dzwoniła poczta głosowa.

Zespół biegłych psychologów pracuje nad sylwetkami psychologicznymi załogi samolotu, w tym "wskazaniem mechanizmów zachowania oraz możliwości zakłóceń czynności psychicznych mogących mieć znaczenie dla rozpatrywanego zdarzenia", co ma znaczenie w kontekście poprzednich "doświadczeń życiowych" także tych związanych z wykonywaniem obowiązków służbowych, a więc z przewozem najważniejszych osób w państwie.

Prokuratorzy poinformowali również, że występowali czterokrotnie o materiały do parlamentarnego zespołu wyjaśniającego okoliczności katastrofy smoleńskiej. Zaznaczyli jednak, że "biała księga" posła Antoniego Macierewicza nie stanowi dowodu w prowadzonym przez wojskową prokuraturę śledztwie.

Macierewicz w reakcji na konferencję prokuratury uznał, że "jednoznacznie prokuratura potwierdziła, iż badania, które dokonała w oparciu o analizę skrzynki ATM, i jak rozumiem innych danych, potwierdzają tezy +białej księgi+, że do tragedii doszło na skutek awarii zasilania na wysokości co najmniej 15 m nad poziomem pasa, między 60-120 m przed uderzeniem w ziemię". W jego ocenie, analiza przedstawiona we wtorek przez prokuratorów potwierdziła, że "bezpośrednią przyczyną tragedii była utrata zasilania na wysokości 15 m".

"Fakty są bezsporne. Samolot utracił zasilenie na wysokości 15 m, na dwie sekundy przed uderzeniem w ziemię. (Samolot) nie dlatego się rozpadł, że uderzył w ziemię. Katastrofa nastąpiła na 15 m nad poziomem pasa i to powinno być przedmiotem rzeczywistej analizy i rzeczywistego badania tych czynników w Polsce, które chcą wyjaśnić, co się naprawdę stało, a nie (...) udowadniać cudze tezy i opinie oraz dokonywać pewnej rozgrywki politycznej" - twierdził Macierewicz.

PiS chce, aby prokuratura zbadała, czy pracownicy kancelarii premiera złamali prawo podczas kontroli NIK ws. lotów VIP-ów. List w tej sprawie do prokuratora generalnego napisał europoseł PiS i b. szef NIK Janusz Wojciechowski. Kontrola Najwyższej Izby Kontroli ws. lotów VIP-ów dotyczy także ubiegłorocznego lotu prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Smoleńska. To reakcja na publikację "Rzeczpospolitej", gdzie opisano spór między NIK a Kancelarią Premiera w tej sprawie. Jak napisano, NIK twierdzi, iż urzędnicy premiera utrudniali kontrolę. Z kolei według cytowanego przez "Rz" szefa Kancelarii Premiera Tomasza Arabskiego, to inspektorzy NIK złamali zasady kontroli. Arabski złożył na nich skargę do sejmowej Komisji ds. Kontroli Państwowej. (PAP)

wkt/ itm/ gma/

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony