Papież chciał polecieć w swą pierwszą podróż na Lampedusę rejsowym samolotem
Ostatecznie, jak twierdzi włoska edycja portalu Huffington Postportal, przekonano jednak papieża do tego, by zgodził się polecieć włoskim samolotem rządowym.
Żadnego czerwonego dywanu na płycie lotniska, żadnego ceremoniału i oficjalnego powitania - tak Franciszek zaplanował pierwszą podróż w swym pontyfikacie. Na jej cel wybrał wyspę na Morzu Śródziemnym, która od lat jest miejscem poważnego kryzysu humanitarnego i wielu tragedii.
Na Lampedusę przypływają tysiące uchodźców z Afryki. Setki giną w drodze do Włoch. Papież, jak wyjaśniono w Watykanie, jedzie tam, by oddać hołd zmarłym, modlić się za nich i apelować o pomoc dla uciekinierów.
Dlatego Franciszek polecił, by zrezygnowano z wszelkiej uroczystej oprawy tej wizyty. Jego życzeniem było również to, aby nie towarzyszył mu liczny orszak współpracowników czy kościelnych hierarchów, a tym bardziej polityków.
Cztery miejsca w rejsowym samolocie wystarczą – uznał papież. Portal podkreśla, że decyzję tę podjął nie zdając sobie sprawy, że ten prosty gest wywołałby poważne perturbacje dyplomatyczno-instytucjonane między Watykanem a państwem włoskim i naruszyłby zasady regulujące organizację papieskich podróży.
W ciągu kilku godzin jednak zdołano przekonać Franciszka, by zgodził się polecieć zaoferowanym mu samolotem rządowym. I to jest jego jedyne, jak się zauważa, ustępstwo wobec państwa włoskiego przy okazji tej podróży.
Z Rzymu Sylwia Wysocka (PAP)
Komentarze