Przejdź do treści
Źródło artykułu

MAK: w polskim raporcie nic nowego; w Polsce - krytyka repliki MAK

W polskim raporcie o katastrofie smoleńskiej nie ma niczego nowego - twierdzi MAK. Odrzuca on odpowiedzialność Rosjan i wskazuje na złe decyzje załogi Tu-154M. Replikę MAK skrytykowano w Polsce.

Według polskiej komisji piloci "nie byli samobójcami" i próbowali wykonać manewr odejścia, jednak okazało się to niemożliwe. Strona polska podkreśliła też, że obecność Błasika w kokpicie była obojętna dla pracy załogi. Polscy eksperci stwierdzili natomiast, że mogła być wywierana presja na kontrolerów na wieży w Smoleńsku. Jednak zdaniem przedstawicieli MAK obecność zastępcy dowódcy bazy - płk. Nikołaja Krasnokutskiego - była obowiązkowa, a analiza jego rozmów nie wykazała, by wywierał jakąś presję na kontrolerów.

Odnosząc się do polskiego raportu na temat katastrofy smoleńskiej MAK uznał, że: załoga Tu-154M chciała lądować, skoro zeszła poniżej 100 m; obecność gen. Andrzeja Błasika w kokpicie była bezpośrednią presją na załogę, a na rosyjskich kontrolerów presji nie było. To najważniejsze różnice pomiędzy ustaleniami polskich i rosyjskich ekspertów.

Szef komisji technicznej MAK Aleksiej Morozow powiedział we wtorek w Moskwie, że w ujawnionym w piątek polskim raporcie o tragedii z 10 kwietnia 2010 r. nie ma niczego nowego wobec uwag, jakie Polska przedstawiła w uwagach do raportu MAK ze stycznia br. Polski raport większość odpowiedzialności przypisał stronie polskiej, ale dopatrzył się jej również po stronie rosyjskiej – chodzi o pracę kontrolerów ze Smoleńska i zły stan lotniska.

MAK podtrzymał ustalenia własnego raportu: po stronie rosyjskiej także były uchybienia, ale żadne z nich nie stanowiło bezpośredniej przyczyny katastrofy. Co do jej głównej przyczyny - zejścia poniżej minimalnej wysokości i niepodjęciu na czas przez załogę decyzji o odejściu - oba raporty są zgodne - zauważył Morozow.

Rosyjscy eksperci powtarzali, że załoga Tu-154M chciała lądować, bo zeszła poniżej 100 m. Uznali też, że nie ma "obiektywnego dowodu", by załoga wcisnęła przycisk "uchod", który powoduje automatyczne odejście samolotu na drugi krąg, bo rejestratory samolotu tego nie zapisują.

Według MAK obecność Dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika w kokpicie Tu-154M można uznać za bezpośrednią presję na załogę. Morozow powiedział, że w rozmowie załogi pojawiło się zdanie "będzie niezadowolony, jeśli nie wylądujemy" - co odnosił on do "głównego pasażera".

MAK przyznał, że dane o kursie i ścieżce przekazywane załodze przez kontrolerów z wieży nie były ścisłe, jednak odchylenia mieściły się w normach.

Morozow dodał, że nie wie, skąd się wziął wniosek strony polskiej, że sprzęt na lotnisku działał nieprawidłowo. "Wady lotniska przedstawione w polskim raporcie były opisane w raporcie MAK" - dodał.

"Nic nowego" - tak szef MSWiA Jerzy Miller skomentował wystąpienie MAK. Za kluczową uznał zapowiedź MAK dotyczącą rozmów z polskimi specjalistami. Ocenił, że to "zachęta do wspólnego spotkania". Według Millera do ustalenia pozostają tylko kwestie techniczne "kiedy, gdzie i w jakim składzie" mogłoby dojść do takich rozmów.

"Nie różnimy się co do faktów; różnimy się co do ich interpretacji" - powiedzieli członkowie komisji Millera o komentarzu MAK. Podkreślali, że pracowali nad raportem pół roku dłużej niż MAK, ich raport został przygotowany rzetelnie, a tezy w nim zawarte mają poparcie w faktach i zebranych materiałach.

B. polski akredytowany przy MAK płk Edmund Klich nie zgadza się z ustaleniami MAK, że piloci chcieli za wszelką cenę lądować. Jako "bardzo dziwną" określił ocenę MAK co do działania rosyjskich kontrolerów oraz urządzeń na lotnisku.

Rzecznik klubu PO Paweł Olszewski ocenił, że raport Milera pokazuje "całą prawdę, a nie półprawdę" o katastrofie, bo uwzględnia czynniki leżące i po stronie polskiej, i rosyjskiej, czego nie ma w raporcie MAK. Zdaniem posła SLD Tadeusza Iwińskiego konferencja MAK to "częściowo dialog głuchych stron". "To bolesny policzek" - tak ocenił konferencję MAK Antoni Macierewicz (PiS). Jego zdaniem nikt nie mógł mieć złudzeń, że strona rosyjska przyzna się do własnych błędów. W opinii wicemarszałek Sejmu Ewy Kierzkowskiej (PSL), jeżeli Rosjanie będą dalej udawali, że z ich strony nie ma żadnej winy w katastrofie smoleńskiej, "ośmieszą się przed całym światem i stracą wiarygodność".(PAP)

sta/ akw/ abr/ jbr/

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony