Przejdź do treści
Źródło artykułu

Rocznica katastrofy An-24 Linii Lotniczych LOT

2 kwietnia mija 55. rocznica katastrofy An-24 (znaki rejestracyjne SP-LTF) należącego do linii LOT, który rozbił się na północnym stoku Policy w Paśmie Babiogórskim, na terenie Skawicy. Samolot wykonywał rejs nr 165. W wypadku zginęły wszystkie 53 osoby znajdujące się na jego pokładzie (47 pasażerów i 6 członków załogi).

Samolot rejsowy LOT-u (lot 165) wystartował z lotniska Okęcie o 15:20. Planowany czas lotu do Krakowa wynosił 55 minut. Z nieznanych przyczyn samolot zboczył z kursu i rozbił się w górach, w gęsto zalesionym terenie, kilkadziesiąt kilometrów od lotniska w Balicach. Wśród ofiar znajdowali się m.in. polski językoznawca Zenon Klemensiewicz (jego imieniem nazwano rezerwat przyrody na Policy), były minister lasów Stanisław Tkaczow, czternastoletni syn ministra komunikacji Piotra Lewińskiego – Stanisław, duchowny Kościoła Polskokatolickiego Antoni Naumczyk z rodziną, a także pilot szybowcowy i pilot PLL LOT Zbigniew Rawicz, który leciał w roli pasażera.

Ofiary katastrofy upamiętnia stojący w pobliżu szczytu Policy metalowy krzyż. Na krzyżu umieszczono dodatkową tabliczkę wykonaną z resztek poszycia samolotu z informacją o oddziale partyzanckim działającym w tym rejonie.


Jarosław Reszka w książce "Cześć, giniemy!" poświęconej największym katastrofom w powojennej Polsce napisał, że samolot PLL Lot typu An-24 wystartował z Warszawy o godz. 15.20. Leciał do Krakowa. Podróż miała trwać 55 minut. Za sterami siedział Czesław Doliński, pilot z 20-letnim doświadczeniem. Na pokład wsiedli m.in. językoznawca i prezes krakowskiego oddziału PAN prof. Zenon Klemensiewicz oraz szefowa Ośrodka Badań Prasoznawczych w Krakowie Irena Tetelowska-Szewczyk.

Po minięciu radiolatarni w Jędrzejowie maszyna zniknęła z oczu operatora radaru precyzyjnego na lotnisku w Balicach.

Rodzina gajowego Franciszka Kudzi, mieszkająca w leśniczówce 3 km od zbocza Policy, krótko po godz. 16. usłyszała warkot silnika. "Sprzed leśniczówki roztacza się piękna panorama na okoliczne lasy i wzgórza, mimo wiosny przysypane jeszcze śniegiem. Początkowo widzieli więc wszystko jak na dłoni. Samolot leciał nisko. Gołym okiem można było dostrzec, że to maszyna pasażerska. Minął dwa niższe wzniesienia, zaczął niebezpiecznie zbliżać się do Policy. Wtedy stracili go z oczu. Maszyna weszła w obszar mgły i śnieżnej zadymki. Za chwilę rozległ się donośny huk" – napisał Reszka.

Samolot uderzając o zbocze góry "wykosił" pas na długości 200 m. "Dochodzenie wykaże, że na chwilę przed katastrofą przechylił się nieco na bok i prawym skrzydłem zaczął ścinać potężne, trzystuletnie drzewa. (…) Być może było to przygotowanie do jakiegoś manewru. Ostatnia wiadomość, jaka mogła dotrzeć do kabiny pilota z lotniska w Balicach brzmiała: +Lewym skrętem na dalszą+" – podał Jarosław Reszka.

Do katastrofy doszło o godz. 16:08. "Straszliwie okaleczone, pokawałkowane ciała. (…) Lewe skrzydło An-24 oderwało się i leży daleko od kadłuba, powyżej wierzchołków drzew. Oderwany ogon wcisnął się między trzy grube drzewa. Trzy-cztery metry od niego wygięte prawe drzwi samolotu. Dalej, ok. 30 m w przód, zdeformowane blachy kadłuba" – opisał autor książki.

Na miejsce udali się milicjanci z Suchej Beskidzkiej, lekarze pogotowia, a później także żołnierze z dywizji powietrzno-desantowej. Ok. godz. 19.20 w rejonie Policy dał się słyszeć huk wystrzałów z pistoletu. Milicjanci znaleźli miejsce tragedii. W trudnych warunkach nieodzowna stała się pomoc ratowników GOPR. "Przez dwa dni górscy ratownicy śliską rynną wśród lasu zwozić będą sankami ciała ofiar – najpierw całe, potem tylko fragmenty" – podał Reszka.

Autor książki napisał, że opinia publiczna nie poznała prawdy o przyczynach katastrofy. "Prokuratura Wojewódzka w Krakowie ustaliła, że wypadek nastąpił z winy pilotów. W uzasadnieniu podała: załoga nie miała dokładnego rozeznania czasu lotu. Wiele wskazuje na to, że w kabinie samolotu w ogóle nie prowadzono własnej nawigacji, zdając się na informację kontrolerów lotu. Czy to możliwe w przypadku tak doświadczonego pilota? (…) Jak można było przegapić Kraków – przy wysokim pułapie chmur i dobrej widoczności?" – pytał Jarosław Reszka.

Powołana została druga komisja. W konkluzji stwierdziła, że winna jest załoga, która nie prowadziła własnej nawigacji, ale także obsługa naziemna z Balic, przede wszystkim operatorzy radarów, którzy nie mogli odnaleźć samolotu po minięciu przez niego Jędrzejowa.

Oskarżone zostały cztery osoby z obsługi lotniska. Do procesu nie doszło. Oskarżonych objęła amnestia z 22 lipca 1969 r.

Jarosław Reszka wskazał, że po katastrofie powstało wiele plotek i spekulacji. "Od absurdalnych – w rodzaju +Ruscy wystrzelili rakietę, która strąciła samolot+ – do nie całkiem pozbawionych sensu. A może załoga nie wylądowała w Krakowie, bo nie mogła lub nie chciała? Może samolot został uprowadzony i minął Kraków, aby lecieć w stronę któregoś z lotnisk w zachodniej Europie? Na przykład do Wiednia" – napisał autor.

Współcześnie tragedię upamiętnia pomnik w kształcie pionowego statecznika samolotu wraz z tablicą, na której umieszczone zostały nazwiska wszystkich ofiar – 47 pasażerów i sześciu członków załogi.


Więcej informacji na temat tego zdarzenia dostępnych jest tutaj (LINK)

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony