Przejdź do treści
Źródło artykułu

KPRM: decyzje dot. organizacji lotu delegacji rządowej z Londynu - zgodne z procedurami

Decyzje związane z organizacja lotu polskiej delegacji rządowej z Londynu były wykonywane zgodnie z procedurami; w żadnym momencie nie było narażone bezpieczeństwo lotu - oświadczyła we wtorek kancelaria premiera. Zapewniono, że wszystkie czynności mają swoje potwierdzenie w dokumentach.

Według KPRM, fakt, iż na pokładzie jednego samolotu znaleźli się premier Beata Szydło i wicepremier Mateusz Morawiecki, a także szefowie MON, MSZ i MSWiA, nie narusza zasad "wykonywania lotów z najważniejszymi osobami w państwie (HEAD)", wynikających z "umowy zawartej pomiędzy rządem a PLL LOT w 2013 r.".

Jak podkreślono, na podstawie tej samej umowy - regulującej zasady lotów z najważniejszymi osobami w państwie samolotami cywilnymi czarterowanymi od PLL LOT - dokonano również decyzji o zmianach na liście pasażerów poszczególnych lotów. W wyjaśnieniach zaznaczono, że "zarówno umowa, jak i załącznik z instrukcją organizacji lotów są niejawne od chwili podpisania".

KPRM odniosła się w ten sposób do poniedziałkowego artykułu "Dziennika Gazety Prawnej" dotyczącego kulisów ubiegłotygodniowego powrotu polskiej delegacji rządowej z wizyty w Londynie, gdzie odbyły się polsko-brytyjskie konsultacje pod przewodnictwem premierów: Beaty Szydło i Theresy May. W konsultacjach wzięli udział m.in.: wicepremier, minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki, minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski, minister obrony narodowej Antoni Macierewicz i minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak. Na stronie internetowej kancelarii premiera zamieszczono listę pytań i odpowiedzi dotyczących tej kwestii.

Według "DGP", wojskowa CASA, którą do Londynu przylecieli dziennikarze, miała odlecieć do kraju sześć godzin później niż rządowy embraer, którym podróżowała delegacja. Okazało się, że dziennikarze mają wracać embraerem i wówczas na pokładzie tego samolotu znalazło się początkowo więcej osób niż było w nim miejsc, w wyniku czego samolot był źle wyważony.

Jak napisano w artykule, odbywały się wówczas rozmowy, kto zostaje w samolocie, a kto wysiada, by polecieć kilka godzin później CASĄ, a kapitan embraera oświadczył, że samolot nie poleci dopóki problem nie zostanie rozwiązany; ostatecznie po opuszczeniu pokładu przez grupę osób, embraer odleciał do Polski.

"Decyzje związane z organizacją lotu były wykonywane zgodnie z procedurami, w żadnym momencie nie było narażone bezpieczeństwo lotu. Zmiany w składzie pokładów były uprzednio uzgodnione z przewoźnikiem - czynności mają swoje potwierdzenie w dokumentach" - podkreśliła KPRM.

Kancelaria zdementowała jednocześnie podaną w artykule "DGP" informację, iż na pokładzie embraera znalazło się w pewnym momencie więcej osób, niż jest miejsc w samolocie.

"W żadnym momencie liczba pasażerów nie była większa niż ilość miejsc. Na potrzeby tego lotu było 67 miejsc. Do samolotu na podróż powrotną wpuszczone zostało, po uprzednim uzgodnieniu z PLL LOT, 67 osób. Pozostałe osoby, które towarzyszyły delegacji miały wracać samolotem CASA. Ostatecznie kapitan samolotu podjął decyzję o opuszczeniu samolotu przez 8 osób. To polecenie zostało natychmiast wykonane i samolot mógł bez problemu wylecieć do Polski" - czytamy w wyjaśnieniach opublikowanych na stronie KPRM.

Kancelaria poinformowała też, że za przygotowywanie lotu odpowiadali pracownicy KPRM, MON oraz PLL LOT, zaś ustalenie składu delegacji ustalane jest "w wyniku uzgodnień między różnymi ministerstwami oraz z państwem-gospodarzem wizyty".

Podkreślono zarazem, że delegacja rządowa udała się do Wielkiej Brytanii dwoma samolotami - część znalazła się na pokładzie cywilnego embraera, a część leciała wojskową CASĄ. Kancelaria zastrzegła, że samolot CASA miał niższy status (nie posiadał statusu HEAD) i w związku z tym "nie było potrzeby" zapewniania w jego przypadku drugiej załogi na wypadek opóźnienia lotu. (PAP)

msom/ par/ mag/

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony