Kielce: oblicza współczesnej armii na targach zbrojeniowych
Swoje nowości w Kielcach prezentuje 550 wystawców z 30 krajów świata. Aby je wszystkie pomieścić potrzeba prawie 30 tysięcy. metrów kwadratowych powierzchni wystawienniczej. W piątek rozpoczął się ostatni dzień 23. Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego.
To trzecia po Londynie i Paryżu tego typu impreza na starym kontynencie. Przyciąga nie tylko miłośników wojskowych technologii, ale także szefów i specjalistów resortów obrony z różnych stron świata, którzy poszukują najlepszych ofert dla swoich krajów. O ich uwagę walczą nie tylko przedstawiciele światowych koncernów, ale także firmy i inżynierowie, którzy na tym rynku stawiają pierwsze kroki.
Największym stoiskiem, lub precyzyjniej, całą halą dysponowała zatrudniająca przeszło 17 tys. osób Polska Grupa Zbrojeniowa (PGZ), na którą składa się 38 spółek, które razem generują 4 mld zł rocznych przychodów. Cała przestrzeń utrzymana była w czarno-białej błyszczącej scenografii wypełnionej sprzętem wojskowym, m.in. łatwej do transportu i szybkiej do zastosowania stacji radiolokacyjnej „Soła”, wyróżniającej się wysoką precyzją w śledzeniu różnych obiektów.
Tuż obok, jeszcze w hali PGZ można było podziwiać powstające w grupie projekty samolotów bezzałogowych. „Jako bardzo aktywny składnik Polskiej Grupy Zbrojeniowej prezentujemy nie tylko możliwości w zakresie budowy tych bezzałogowych systemów, ale pokazujemy także nasze możliwości w zakresie obsługi, napraw, modernizacji wszystkich samolotów będących na wyposażeniu Polskich Sił Zbrojnych” – tłumaczył w rozmowie z PAP prezes Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 2 i 4 Leszek Walczak.
Nie były to jedyne bezzałogowce wyprodukowane w Polsce. W innej hali gliwicka firma Flytronic z Grupy WB zaprezentowała sprzęt, który już służy m.in. w polskim wojsku. Mowa o modelu „Flyeye”, którego czas przygotowania do misji nie przekracza 10 minut i może być wypuszczony „z ręki” w dowolnym miejscu. „W polskiej armii służy już od pięciu lat, to dojrzały produkt” – powiedział PAP wiceprezes firmy i konstruktor dronów Wojciech Szumiński. W Kielcach firma zaprezentowała także już latający samolot „Manta”, który wyróżnia się futurystycznym kształtem, płaskim, mocno aerodynamicznym kadłubem i systemem chowania podwozia zaraz po starcie.
Uważny zwiedzający mógł dostrzec, że na wielu stoiskach, głównie światowych koncernów obok wizytówek z działów marketingu czy dostaw leżały także te z danymi biur karier i działów HR. Nic dziwnego, targi cieszą się dużym zainteresowaniem także wśród studentów. Przyjeżdżają tu zresztą nie tylko jako zwiedzający, ale także… jako wystawcy. Przykładem może być Studenckie Międzywydziałowe Koło Naukowe „Aerodesign” z Politechniki Warszawskiej, które zaprezentowało nagrodzony na międzynarodowym konkursie w Kalifornii (USA) model niewielkiego, zdalnie sterowanego samolotu. Jak powiedział PAP jeden z jego konstruktorów Paweł Kusideł, to samolot klasy „mikro”, „przy masie startowej 190 gram podnosi dziewięciokrotność swojego ciężaru. Pilotujemy go za pomocą radia. W całości wykonany jest z kompozytów, takich jak włókna węglowe czy kevlar, natomiast skrzydła wypełnione są styrodurem” - wyjaśnił.
Obok „początkujących w branży, nie zabrakło także globalnych graczy. W ubiegłym roku Lockheed Martin prezentował w Kielcach symulator lotu myśliwcem F-16 w wersji Viper, w tym roku poszedł za ciosem prezentując model oznaczonych symbolem F-35. Wirtualni piloci mieli do dyspozycji tę samą bazę i scenerię pustynnych krajobrazów stanu Nevada, ale sam kokpit i możliwości maszyny zupełnie inne.
„To symulator przeznaczony do celów edukacyjnych, dla publiczności, dla dziennikarzy czy przedstawicieli władz” – wyjaśnił PAP Steve Over z firmy Lockheed Martin. Dodał, że tym razem zwiedzający mają możliwość sterowania myśliwcem „piątej generacji” wspartym technologią „stealth” utrudniającą wykrycie przez radary.
Jego kolega z firmy Kenn Cooper, instruował „wirtualnych” pilotów od startu do lądowania, wskazując krok po kroku, każdy element kokpitu, przepustnicy i drążka sterowania. „Na zielono prezentujemy informacje, które pilotom wyświetlane są na szybce hełmu, tuż przed oczami. To niezbędne dane dotyczące przebiegu lotu, ale także znaczniki wspomagające go w powietrznej walce” – tłumaczył Cooper.
W trakcie 15-minutowego lotu, zwiedzający mieli możliwość wystartowania, walki z przeciwnikami, a także lądowania. „Bez obaw, w dużym stopniu pomoże elektronika, w jaką wyposażony jest myśliwiec” – tłumaczył każdemu z „oblatywaczy”. (PAP)
mjk/ mhr/
Komentarze