Przejdź do treści
Źródło artykułu

Jak badać katastrofy - konferencja prokuratorów i ekspertów na UW

Prokuratorzy i komisje badające katastrofy górnicze, kolejowe, lądowe i powietrzne mają różne cele, ale muszą współpracować. M.in. o dobrych praktykach w tych działaniach mówiono w piątek na konferencji Naczelnej Prokuratury Wojskowej i Uniwersytetu Warszawskiego.

"Oględziny miejsca zdarzenia po katastrofie to czynność niepowtarzalna, więc jeśli zrobi się je źle, bezpowrotnie traci się wiele dowodów. Prokuratorzy muszą być do tego profesjonalnie przygotowani. Wymagamy od nich nie tylko wiedzy kryminalistycznej i procesowej, ale też zdolności koordynacji działań wielu osób i organów" - mówił na wstępie prokurator generalny Andrzej Seremet.

Przypomniał, że po katastrofie smoleńskiej rządowy zespół zadaniowy we współpracy z prokuraturą wypracował metodykę działań prokuratury i komisji badającej ewentualne zdarzenia terrorystyczne i katastrofy. Już wcześniej jednak trzeba było znaleźć formy współdziałania lub przynajmniej nieprzeszkadzania sobie nawzajem w wyjaśnianiu tragicznych zdarzeń.

Uczestnicy konferencji podkreślali, że inny jest cel prokuratury ustalającej odpowiedzialność karną, a inny - komisji badającej wypadek, bo jej zadaniem jest zbadanie, jak do niego doszło, aby w przyszłości zapobiec podobnemu. Komisja sprawdza też efektywność instalacji ratowniczych.

O badaniu katastrof powietrznych mówił płk Tomasz Ewertowski z inspektoratu MON ds. bezpieczeństwa lotów i prok. płk Tadeusz Cieśla z NPW. Ewertowski podkreślał, że komisja badająca wypadek z mocy prawa nie może być związana poleceniem przełożonego co do swych decyzji, bo ma się kierować prawną zasadą swobodnej oceny.

Prawo lotnicze od 2011 r. oraz zawarte w listopadzie ub. roku porozumienie MON i prokuratury o wzajemnym poszanowaniu kompetencji zakłada, że członkowie komisji nie mogą być biegłymi dla prokuratury i sądu oraz że komisja ma pełny dostęp do miejsca zdarzenia. "Dowody zabezpiecza prokuratura, my możemy o nie występować do prowadzących śledztwo. Czasem są trudności w równoległym prowadzeniu czynności - dlatego każdorazowo musimy się co do tego porozumieć" - podkreślił.

Dodał, że kwestią sporną pozostaje prowadzenie tzw. badań niszczących, gdy trzeba sprawdzić, jak określony materiał np. z samolotu reaguje na wybuch - przez co część stanowiąca dowód zostaje zniszczona. "W takich wypadkach musimy uzgodnić kryteria, jak to zrobić, by i komisja i prokurator mógł skorzystać z wyników takiego badania" - dodał Ewertowski.

Prok. Cieśla podkreślił, że w nowej sytuacji prokurator jadąc na miejsce wypadku musi mieć swoich biegłych. "O zgodę na użycie protokołu komisji badawczej trzeba występować do sądu. Sąd może się nie zgodzić, a takie postanowienie jest niezaskarżalne". "Mamy bezwzględny zakaz wykorzystywania ekspertów komisji badawczych w postępowaniu karnym. Tych ekspertów nie można nawet przesłuchiwać jako świadków. Problem polega na tym, że tych ekspertów jest naprawdę mało. Corocznie minister powołuje skład komisji. Prokurator może korzystać z tych, którzy nie są powołani - wtedy mogą być biegłymi" - wyjaśnił.

Na tym tle ujawnił się kolejny problem związany z możliwością korzystania z materiałów komisji badającej wypadek lotniczy. Jak podkreśliła Agata Kaczyńska, sekretarz państwowej komisji badania wypadków lotniczych, ich praca wymaga, by piloci mogli swobodnie wyjawić przed komisją błąd, jaki popełnili w pilotażu - niczego się nie obawiając. "Jeśli osoby zgłaszające nieprawidłowości będą obawiały się odpowiedzialności za to, że zgłaszają własne błędy w lotnictwie, to ten system upadnie, a wypadków przybędzie" - przestrzegła.

Podkreśliła, że końcowy raport komisji jest dokumentem publicznym. "Nie sięgajcie do tych materiałów, do których nie musicie" - apelowała do prokuratorów. Prawo mówi, że prokuratura może dostać takie dokumenty od komisji za zgodą sądu, o którą wystąpi. "Tylko dwa razy sądy zwróciły się do nas o zajęcie stanowiska, gdy prokurator chciał uchylenia tajemnicy komisji. Szkoda, że tak rzadko" - mówiła Kaczyńska.

Na konferencji prokuratorzy i eksperci dzielili się doświadczeniami z wyjaśniania innych katastrof - jak kolejowej pod Szczekocinami w 2012 r., zawalenia się hali MTK w Chorzowie w 2006 r. czy katastrof w górnictwie i wielkich pożarów, np. niedawnego - Mostu Łazienkowskiego w stolicy.

"Pod Szczekocinami w zabezpieczeniu dowodów uczestniczyło 9 prokuratorów - nie tylko na miejscu katastrofy, ale też w stacjach odgałęźnych. Pożar Mostu Łazienkowskiego - prokuratorzy dyżurni pozostawali w gotowości do oględzin, po akcji 2 prokuratorów uczestniczyło w oględzinach z udziałem biegłego i inspektora nadzoru budowlanego. Do oględzin użyto dronów. Była wspólna konferencja z władzami miasta i rzeczniczką prokuratury" - wyliczał Seremet. Dodał, że na mocy jego decyzji w każdej prokuraturze okręgowej jest trzech wskazanych imiennie prokuratorów, którzy mają prowadzić śledztwa w sprawie katastrof. Przechodzą szkolenia w kraju i za granicą.

Prok. Robert Wypych z Częstochowy, który prowadził działania w śledztwie ws. katastrofy pod Szczekocinami podkreślał, jak ważne jest porozumienie się na miejscu z komisją badającą wypadek kolejowy. "Obecność tej komisji nie była dla nas cenna, służyli nam swoją wiedzą. Poleciliśmy wszystkim, aby robić zdjęcia i utrwalać - na wszystkim co możliwe - jak wyglądało miejsce zdarzenia tuż po katastrofie - zanim ekipy ratownicze będą musiały rozcinać zderzone pociągi. Nawet obecność najwyższych dostojników państwa w żaden sposób nie zakłóciła pracy prokuratorów czy policjantów" - relacjonował.

Podinsp. Mirosław Kędzierski z Laboratorium KWP w Lublinie mówił o typowych błędach w badaniach katastrof. "Doszło do wypadku tira, który przewrócił się na bok. Biegły dokonał badania w trakcie, gdy ciężarówka była przewrócona - a powinna stać na kołach. Biegły uznał, że samochód był przed wypadkiem sprawny. W rzeczywistości tak nie było, jeszcze przed wypadkiem auto miało uszkodzony resor. Wyszło to w specjalistycznych badaniach" - mówił. Krytykował nieuprawnioną niekiedy kategoryczność wniosków biegłych. "Aby uczynić zadość rozporządzeniu ministra o sprawności pojazdu, musielibyśmy przebadać 600 punktów pojazdu. Zwykle bada się tylko punkty kluczowe" - dodał.

O wypadkach w górnictwie mówił prok. Zbigniew Grześkowiak z Katowic. "Specyfiką oględzin prokuratorskich w katastrofie górniczej jest to, że takich oględzin nie może być zaraz po wybuchu. Musimy czekać, aż będą po temu warunki. Są przypadki, gdy do wyrobiska można było wejść po wielu miesiącach od katastrofy" - dodał.

Jego zdaniem typowy dla podobnych zdarzeń jest chaos panujący na początku badania sprawy. "Nie wiadomo nawet, kto jest na dole, kto wyjechał - a nie odbił karty, że wyjechał. Kto uciekł, kto jest w szpitalu, a kto pozostał na dole. Pierwszeństwo zawsze ma akcja ratownicza. Ale potem prokurator musi ustanowić kontakt z tym, kto rządzi na miejscu. Potem trzeba zapanować nad dokumentacją, dla rodzin pokrzywdzonych - (zapewnić) pomoc psychologiczną, a dla dziennikarzy - rzecznika prasowego" - wyjaśniał. (PAP)

wkt/ gma/

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony