Drony pomogą zlokalizować zaginionych na Nanga Parbat
"Czwartkowe dwa loty rekonensansowe śmigłowcami na Nanga Parbat pokazały, że istnieje wysokie zagrożenie lawinowe na drodze, na której trzeba szukać zaginionych, dlatego postanowiono, że ludzi tam nie można wysyłać. Zagrożenie dla ratowników jest bardzo duże. Sąsiednia wyprawa na K2 dowodzona przez Alexa Txikona ma trzy drony, specjalnie nastawione na loty na dużej wysokości, dlatego podjęto decyzję, że dzisiaj śmigłowiec zabierze ich pod Nanga Parbat, wysadzi w rejonie pierwszego obozu i stąd drony zaczną badać wszystko to, co jest wyżej, na drodze, którą wspinali się Daniele i Tom. To jest plan na dzisiaj" - powiedziała w piątek PAP rzeczniczka działającej równolegle rosyjsko-kirgisko-kazachskiej ekspedycji na K2 (8611 m) Jelena Łaletina.
W piątek rano czasu polskiego, gdy rzeczniczka wypowiadała się dla PAP, nie otrzymano jeszcze zezwolenia na lot śmigłowca. Powodem jest - jak wskazała - trudna sytuacja związana z konfliktem pakistańsko-indyjskim i zamknięciem przestrzeni powietrznej. Dodała, że działania z użyciem dronów zostaną rozpoczęte, jak tylko będzie zezwolenie na lot śmigłowca.
W styczniu 2018 roku akcja ratunkowa na Nanga Parbat z udziałem Polaków działających zimą pod K2 przeszła do historii himalaizmu. Adam Bielecki, Denis Urubko (Kazach ma polskie obywatelstwo), Piotr Tomala i Jarosław Botor zostali przetransportowani wojskowymi helikopterami pod masyw Nanga Parbat. Wspinali się w ekstremalnych warunkach, także w nocy ponad 1000 m, co pozwoliło na odnalezienie i uratowanie Francuzki Elisabeth Revol, która znajdowała się na wysokości około 6100 m. Tomasza Mackiewicza, który wspinał się z nią i miał również dotrzeć do szczytu, ale pozostał powyżej 7000 m, nie udało się uratować.
Rosyjsko-kirgisko-kazachska ekspedycja, której celem było pierwsze wejście zimą na K2 - jedyny niezdobyty o tej porze roku ośmiotysięcznik, podejmie jeszcze jedną próbę licząc na poprawę warunków pogodowych w marcu - poinformowała PAP Łaletina. Grupa miała działać do 28 lutego.
"Nasza ekipa pozostaje w bazie pod K2 i zaczyna przygotowywać się do następnego wyjścia do góry. Będą kontynuować prace i próbować dojść na szczyt" - powiedziała rzeczniczka.
Jak wyjaśniła, grupa kierowana przez Wasilija Piwcowa, zdobywcę Korony Himalajów i Karakorum (14 szczytów), ma zezwolenie na zdobycie K2 do 29 marca, standardowe na ten okres. Ostatnią próbę ma podjąć czwórka wspinaczy: Piwcow (Kazachstan), Artiom Braun (Rosja), Michaił Daniczkin (Kirgistan) i Tursunali Aubakirow (Kazachstan).
"Według naszych kategorii to już nie jest zima (w Rosji 1 marca to początek kalendarzowej wiosny - PAP), ale chcą choćby dokończyć pracę" - powiedziała rzeczniczka wyprawy.
Początkowo wyprawę planowano jedynie do końca lutego. Jednak teraz zmieniła się sytuacja finansowa, pojawił się sponsor, który zaoferował dodatkowe środki, co umożliwiło pokrycie dalszych kosztów. Poza tym - jak podkreśliła Łaletina - himalaiści "wykonali wielką pracę i szkoda jest to porzucać".
Łaletina przyznała, że dalszy rozwój sytuacji pod K2 zależeć będzie od pogody. Pytana jednak o nastroje w ekipie określiła je jako "bojowe". Uczestnicy wyprawy są zdeterminowani i chcą osiągnąć sukces. W tym roku pogoda jest jednak nieprzewidywalna. Do tej pory cały śnieg był znoszony przez wiatr i na drodze Żebrem Abruzzi praktycznie go nie ma. W marcu opady, które powinny rozpocząć się według prognoz 5 marca, mają być duże.
"Jeśli tak się stanie to pojawią się warunki zagrożenia lawinowego, wtedy nie będzie można wyjść na szlak. Zobaczymy. Wyprawa współpracuje z polskim meteorologiem Michałem Pyką, który w zeszłym roku był konsultantem polskiej ekipy pod K2. Powiedział, że w tym roku prognozy +nie działają+ - nie ma korelacji pomiędzy tym, co dzieje się na górze, a tym, co pokazują prognozy" - zrelacjonowała.
Ekipa Txikona, w której z trójki Polaków pozostał już tylko jeden Paweł Dunaj (z powodu kłopotów ze zdrowiem wyprawę w styczniu opuścili Marek Klonowski i Waldemar Kowalewski) dotarła na wysokość 6700 m. Wyprawa rosyjsko-kazachsko-kirgiska osiągnęła w lutym około 7200 m składając na tej wysokości depozyt. Huraganowe wiatry w ostatnim tygodniu zniszczyły jednak pozostawione namioty i uniemożliwiły założenie trzeciego obozu.
Obydwie ekspedycje to piąta w historii próba zimowego wejścia na ośmiotysięcznik o charakterystycznym kształcie piramidy, nazywany w dialekcie zamieszkujących ten region ludów Czogori ("Rozległa góra"), a przez Chińczyków - Qogir ("Wspaniała Góra").
Po raz pierwszy atakowała ją, na przełomie 1987 i 1988 roku, międzynarodowa grupa pod kierunkiem pioniera zimowego himalaizmu Andrzeja Zawady. W sezonie 2002/03 wyprawa Netia K2 Expedition pod kierownictwem Krzysztofa Wielickiego działała od strony chińskiej, północnym filarem. Udało się wówczas założyć obóz czwarty na 7650 m - na tę wysokość dotarli Marcin Kaczkan, Denis Urubko i Piotr Morawski, który zginął 8 kwietnia 2009 roku na Dhaulagiri. Do dziś jest to zimowy rekord wysokości na tej górze.
W 2012 roku próbę podjęli Rosjanie, a na przełomie 2017/18 ponownie biało-czerwoni, z Urubką w składzie, od strony pakistańskiej. K2 to jedyny szczyt powyżej 8000 m, na którym zimą nie stanął żaden człowiek. Polacy o tej porze roku zdobyli 10 spośród 14 ośmiotysięczników jako pierwsi na świecie.
Z Moskwy Anna Wróbel (PAP)
awl/ olga/ co/
Komentarze