Ekspert o Starshipie: wybuchu rakiety nie należy traktować jako porażki
W nowym Starshipie połączono ze sobą różne, ważne zmiany, które razem mogły nie zadziałać – ocenił dr Tomasz Barciński z CBK PAN, komentując czwartkowy test megarakiety, która rozpadła się podczas lotu. Jego zdaniem wybuchu rakiety nie należy traktować jako porażki - była to kolejna lekcja dla firmy SpaceX.
Megarakieta Starship wystartowała tuż po 23:30 w czwartek czasu polskiego z portu kosmicznego SpaceX w Boca Chica w Teksasie. Po udanym odłączeniu od modułu nośnego Super Heavy i po ok. 8 minutach lotu, znajdujący się na wysokości 146 km nad Ziemią i lecący z prędkością ponad 17 tys. km/godz. statek przestał przesyłać dane i został "uznany za stracony". Po raz drugi udało się jednak lądowanie pierwszego członu rakiety nośnej Super Heavy, który po raz drugi udanie został przechwycony przez mechaniczne ramiona.
"Krótko przed startem wypełniłem ankietę zamieszczoną na stronie z transmisją ze startu. Zaznaczyłem odpowiedzi mówiące, że Starship wystartuje, ale eksperyment orbitalny się nie powiedzie. Miałem takie przeczucie, ponieważ w rakiecie wprowadzono dużo bardzo znaczących zmian" – wskazał w rozmowie z PAP dr Barciński, kierownik Laboratorium Mechatroniki i Robotyki Satelitarnej Centrum Badań Kosmicznych PAN.
Zwrócił uwagę, że najnowsza wersja rakiety na kilka sposobów różniła się od poprzedniej. "Pojazd był o 2 metry dłuższy, co pozwoliło na zwiększenie paliwa o 25 proc. Tymczasem już w poprzedniej konfiguracji rakieta była budowana blisko granicy możliwości technicznych – jak to się zwykle robi w przemyśle kosmicznym. Jednocześnie mocno zmieniono system podawania paliwa do silników. Do tego doszły mniejsze modyfikacje dotyczące np. elementów aerodynamicznych czy płytek osłony termicznej" – powiedział.
Jego zdaniem katastrofę mogło spowodować niesprawdzone dotąd połączenie wielu modyfikacji. "Elon Musk powiedział, że mogło chodzić o wyciek paliwa, choć na ostateczną odpowiedź trzeba będzie poczekać" - dodał.
Jak wskazał ekspert, kluczowe dla sprawy jest połączenie kilku ważnych ulepszeń w konstrukcji. Zmodyfikowane elementy nigdy z sobą wcześniej nie współpracowały. Każdy z nich mógłby sprawdzić się, działając samodzielnie, ale konkretne połączenie może spowodować kłopoty. "My, inżynierowie mówimy, że dochodzi do zmian w interfejsach. W jakimś miejscu mogła np. wzrosnąć temperatura czy obciążenie mechaniczne, albo kilka tego typu parametrów zadziałało na jakiś element i przekroczyło jego wytrzymałość. Takie rzeczy jest niezwykle trudno przewidzieć” – wyjaśnił dr Barciński.
Dodał, że może się wydawać, że najtrudniejszy jest start. "To prawda, ale często jest tak, że dany element lub układ przez jakiś czas pracuje, zanim ulegnie uszkodzeniu i spowoduje katastrofę. Tak było np. w przypadku Challengera, który leciał przez ponad minutę, a odpowiedzialne za zniszczenie wahadłowca uszczelki uszkodzone były jeszcze przed startem" – podkreślił.
Według niego wybuchu rakiety nie należy jednak traktować jako porażki. "SpaceX ma taką metodę, że próby i błędy to ich droga. Możliwe, że pójdą o pół kroku do tyłu, jeśli chodzi o zwiększenie statku czy inne zmiany. Może teraz firma chciała sprawdzić, czy da się je wszystkie połączyć" - ocenił dr Barciński.
Dodał, że technologie mają swoje ograniczenia i czasami czegoś nie da się zrobić. Można sobie wyobrazić jakieś urządzenie czy pojazd, ale wymagania techniczne sprawiają, że jego konstrukcja i prawidłowe działanie nie są możliwe.
Zwrócił przy tym uwagę na testowane podczas siódmego lotu płytki osłony termicznej.
„Testowano nowego typu płytki metalowe, w tym aktywnie chłodzone, które lepiej radzą sobie z temperaturą i mają potencjał do wielokrotnego wykorzystywania. Pod płytkami została umieszczona powłoka ablacyjna, która w przypadku utraty płytki ochroni kadłub statku przed nagrzaniem. Zjawisko ablacji, czyli +odrywania+ cząsteczek tej powłoki odbiera ciepło, które wytwarza statek kosmicznych wchodzący w atmosferę poprzez kompresowanie znajdującego się przed nim powietrza” - opisał.
Ekspert jest pełen uznania dla przeprowadzenia lotu i manewru przechwycenia pierwszego stopnia rakiety. "Cały czas jestem pełen podziwu dla tej technologii. Dwuczłonowy pojazd wystartował, w czasie lotu doszło do rozdzielenia i, co naprawdę niesamowite, Super Heavy udało się przechwycić na Ziemi przez Mechazillę. Wszystko działo się przy tym autonomicznie, przy tak wielu zmiennych i niepewnościach oraz przy potężnym ciągu silników” – podkreślił dr Barciński.
Jego zdaniem w ciągu kilku lat Starship może na orbitę zabrać załogę.(PAP)
Marek Matacz
Komentarze