Przejdź do treści
Dziennik Polski
Źródło artykułu

Góry nie dla paralotniarzy

Na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego wciąż nie włączono paralotniarstwa jako dopuszczalnej formy aktywności w Tatrach. Tymczasem wraz z wiosną nad górami pojawili się pierwsi miłośnicy tej dyscypliny. - Jeżeli ktoś startuje z miejsc w Tatrach do tego nie wyznaczonych, powinien liczyć się z konsekwencjami, czyli zapłaceniem mandatu - komentuje Stanisław Czubernat, wicedyrektor TPN.

Na starty do lotów na paralotniach zezwala się w TPN w zasadzie tylko w dwóch miejscach: z Nosala i z Kasprowego Wierchu w kierunku północnym. - W projekcie planu ochrony parku przygotowywanym w 1995 roku była też mowa o przełęczy między Kopami - dodaje Stanisław Czubernat. - Plan nie został jednak zatwierdzony, teraz robimy nowy. Jeżeli więc plan nie został zaakceptowany, to oznacza, że korzystanie z tego miejsca jest nieprawidłowe.

Inaczej to wygląda po słowackiej stronie Tatr. Tam kwestie lotów ujęto w regulaminie parku narodowego, w którym wyznaczono kilka miejsc do odbywania lotów. TANAP ma jednak do dyspozycji o wiele większy ob szar Tatr i lepszą konfigurację terenu. Jak sugeruje wicedyrektor TPN, w przypadku naszych sąsiadów sprawa jest jednak dość mocno zbiurokratyzowana. Przed każdym wylotem trzeba dokonać stosownych zgłoszeń.

- Każda dyscyplina sportu czy turystyki ma swoją falę ekspansji - podsumowuje dyrektor Czubernat. - Później to weryfikują warunki, a u nas tak naprawdę nie są korzystne. W paralotniarstwie opracowano sposób wznoszenia się przy używaniu specjalnych wyciągarek i już tak naprawdę nie trzeba przyjeżdżać do nas w góry. Przyjrzyjmy się na przykład Nosalowi. Na początku był oblegany. Teraz chętnych na starty jest mniej. Tym bardziej, że infrastruktura wyciągów tak się tam rozprzestrzeniła, olinowanie jest tak duże, że trzeba odpowiednich umiejętności, żeby bezpiecznie z tego korzystać.
FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony