Przejdź do treści
3... 2... 1... Start! (fot. Jörg Mitter/Red Bull Content Pool)
Źródło artykułu

Wyścigi skoczków w wingsuitach powracają

40 najlepszych zawodników z całego świata w four-crossowym, powietrznym slalomie.

Dzisiaj ludzie, którzy niczym superbohaterowie przelatują w powietrzu z olbrzymią prędkością nikogo już nie dziwą. Od dłuższego czasu wingsuity pomagają realizować odwieczne marzenia o byciu podobnym do ptaków. Ale Red Bull Aces to zabawa dla wybranych – najbardziej wszechstronnych „pilotów” skaczących w kombinezonach upodabniających ich do latających wiewiórek. W ostatnich latach projektowanie i wytwarzanie skrzydlatych strojów poszło mocno do przodu pozwalając na organizację takich zawodów. Już niedługo kolejna edycja!

W 2014 roku zaprezentowano światu nowy format. W Red Bull Aces czterej skoczkowie ścigają się ze sobą bezpośrednio, a najszybsi przechodzą do kolejnej rundy. W listopadzie wyścig powraca z nową lokalizacją i nowością jaką są „dzikie karty”, co ma sprawić, że wskoczy na następny poziom.

To pierwszy taki wyścig, w którym skoczkowie przelatują przez bramki powietrzne po slalomowej trasie. Impreza przyciąga zawodników o przeróżnych osobowościach i stylach latania. Tym razem weźmie w nich udział 40 zawodników z 18 krajów i pięciu kontynentów.

W stawce znajdą się najwięksi rywale – Amerykanie Andy Farrington i Noah Bahnson, którzy w dwóch poprzednich edycjach zajmowali czołowe lokaty. Nie zabraknie też zdobywców trzecich miejsc – Juliana Boulle z RPA i kolejnego Amerykanina Matta Gerdesa.

Co nowego w Red Bull Aces 2016?

Po raz pierwszy event odbędzie się poza Kalifornią. Tym razem na zdjęciach i filmach, które powstaną po zawodach zobaczymy odludne, zapierające dech krajobrazy Arizony. Inną nowością jest dodanie do formatu „dzikich kart”. Ponadto 16 zawodników, z czego połowa zupełnie nowych będzie walczyć o osiem miejsce w finale, gdzie czeka na nich 24 wybranych wcześniej rywali.

„Format z 'dzikimi kartami' sprawi, że będzie jeszcze bardziej emocjonująco” – tłumaczy dyrektor zawodów Luke Aikins. „Stworzyliśmy koszyki pilotów oparte na ich osiągnięciach, dzięki czemu po losowaniu w pierwszych rundach nie zmierzą się ze sobą na przykład sami najlepsi. Ponadto 'dzikie karty' zapewnią dopływ świeżej krwi przez co będzie jeszcze bardziej nieprzewidywalnie”.

„To jest przyszłość. W naszym środowisku wiele się mówi o Red Bull Aces” – dodaje dwukrotny zwycięzca. „Rośnie poziom. W zeszłym roku różnice wynosiły nawet setne części sekundy”.


Skoczkowie w wingsuitach w Red Bull Aces 2015 (fot. Ryan Sawyers/Red Bull Content Pool)

O co chodzi w Red Bull Aces?

Podczas każdej rundy czterech spadochroniarzy skacze z cywilnej wersji helikoptera Bell „Huey” zawieszonego na wysokości 7500 stóp (2286 m) nad ziemią. Następnie ścigają się wzdłuż slalomowej trasy wytyczonej przez bramki powietrzne oznaczone za pomocą „tyczek” zawieszonych pod czterema innymi helikopterami na coraz niższej wysokości. Zwycięzca nie tylko musi przelecieć trasę najszybciej, ale też zmieścić się we wszystkich bramkach. Sędziowanie odbywa się z wykorzystaniem elektronicznych nadajników.

„Bycie najszybszym i jednoczesne zaliczenie wszystkich bramek naprawdę testuje umiejętności” – mówi Aikins, który sprawdzał własne skacząc z samolotu bez spadochronu. „W zeszłym roku mogliśmy zobaczyć jak bardzo na poważnie wszyscy podchodzą do rywalizacji, dlatego poziom będzie tym razem jeszcze wyższy”.

Żeby zapewnić bezpieczeństwo każdy z zawodników będzie miał dwa spadochrony – główny i zapasowy. Każdy „zapas” otworzy się automatycznie, jeśli z jakiegoś powodu główna czasza nie rozwinie się na bezpiecznej wysokości.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony