Przejdź do treści
Źródło artykułu

Rekordowy rok ratownictwa morskiego

Poszukiwali rozbitków, ewakuowali ciężko chorych i kontuzjowanych pracowników platform wiertniczych, nieśli pomoc pasażerom promów – aż 29 akcji ratowniczych przeprowadziły w ubiegłym roku załogi śmigłowców z Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej. To najwięcej od 15 lat.

Alarm został ogłoszony kilka minut po 17.00. 11 mil na północ od Władysławowa zatonął kuter rybacki. Załoga zdołała się ewakuować, ale dryfowała na tratwie ratunkowej. Kiedy sygnał dotarł do 43 Bazy Lotnictwa Morskiego w Gdyni-Babich Dołach, dyżurujący śmigłowiec odbywał akurat lot treningowy. We wskazany rejon dotarł w ciągu kilkunastu minut. Choć ciemność zapadła ponad godzinę wcześniej, rozbitków udało się zlokalizować niemal od razu. Szybko też okazało się, że na miejsce zdążył dotrzeć statek Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa (SAR). I to ostatecznie on podjął na pokład rybaków. Całych i zdrowych.

Był 9 stycznia 2022 roku. Licznik akcji ratowniczych z udziałem Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej właśnie zaczął bić. To był pierwszy wylot w roku. Jak się wkrótce miało okazać – roku wyjątkowo pracowitym. – W ciągu 12 miesięcy nasze załogi przeprowadziły łącznie 29 akcji. To najwyższy wynik od 15 lat – przyznaje kmdr ppor. Marcin Braszak, rzecznik Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej.

Lista przypadków, z którymi lotnicy z Gdyni i Darłowa mieli do czynienia, jest bardzo różnorodna. Poszukiwali rozbitków oraz osób zaginionych na morzu. Prowadzili ewakuacje z promów i platform wiertniczych, transportując na ląd osoby, które doznały urazów bądź padły ofiarą nagłego ataku choroby.

Śmigłowce ratownicze podrywali zarówno w dzień, jak i w nocy. Zimą, wiosną, latem i jesienią. Przy pogodzie bliskiej ideału, ale też podczas deszczu i wiatru, gdy morze było solidnie rozkołysane.

Śmigłowiec Mi-14PŁR należący do BLMW

Kpt. pil. Marek Wawrzyniak, pilot śmigłowca W-3WARM Anakonda, który na co dzień stacjonuje w Gdyni, brał udział aż w 11 akcjach. – Chyba najtrudniejsza była ta, która rozegrała się dosłownie pod naszym nosem – przyznaje. W początkach kwietnia na Zatoce Gdańskiej przewrócił się jacht Delphia 24. W wodzie znalazły się cztery osoby. – Śmigłowiec poderwaliśmy tuż przed piątą po południu. Kilka minut później przeszukiwaliśmy wskazany rejon. Udało nam się namierzyć jednego rozbitka. Miał na sobie profesjonalny strój, który w razie wypadku daje szanse na przeżycie. I jemu się udało – wspomina kpt. pil. Wawrzyniak. Z pokładu maszyny wprost do morza zjechał na linie ratownik. Rozbitek został podniesiony z wody i przekazany na pokład statku SAR. – My szukaliśmy dalej. W końcu zaczęło nam brakować paliwa, więc zawróciliśmy do bazy na Oksywiu. Po tankowaniu ruszyliśmy nad zatokę raz jeszcze, a potem już w środku nocy po raz kolejny – opowiada pilot.

Rankiem w akcję włączył się samolot patrolowy Bryza z bazy w Siemirowicach. Morze przez cały czas przeczesywały także cywilne jednostki pływające. Niestety, nikogo żywego nie udało się odszukać. – W takich przypadkach szanse rozbitków na przeżycie spadają z każdą chwilą, nawet jeśli mieli na sobie odpowiedni ubiór. Gdy wyruszaliśmy z bazy już po zapadnięciu zmroku, właściwie były one bliskie zeru. Ale dopóki nie ma decyzji o zakończeniu akcji, lecimy i szukamy. Taka nasza rola. Poza tym dobrze mieć poczucie, że zrobiliśmy wszystko, co było można. Człowiek trochę lepiej się z tym psychicznie czuje... – uważa kpt. pil. Wawrzyniak.

Akcja ratunkowa BLMW na pokładzie statku

Dwa dni później leciał na kolejną akcję. Zupełnie inną, ale niemal tak samo trudną. Tym razem alarm wszczęła załoga holownika Centaur II, który znajdował się około 23 mil na północ od Łeby. Jeden z marynarzy wymagał natychmiastowej hospitalizacji. Anakonda wystartowała kilkanaście minut przed ósmą wieczorem. Pół godziny później ratownik schodził już po linie na statek. Niebawem chory marynarz został opatrzony i wciągnięty na pokład śmigłowca. Zanim zdążyła wybić dziewiąta, maszyna siadała na lądowisku przy Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Słupsku. Tam poszkodowanego przejęli lekarze. – Działaliśmy w nocy, przy wysokim stanie morza. Niewielkim holownikiem rzucało na wszystkie strony – opowiada kpt. pil. Wawrzyniak.

Przy tego typu akcjach pilot śmigłowca jest w stałym kontakcie z dowódcą statku. – Jednostka musi iść naprzód z minimalną prędkością, a dziobem ustawić się nieco w bok od kierunku wiatru. My stajemy w pozycji pod wiatr, opuszczamy ratownika, a potem podejmujemy go wraz z poszkodowanym. Tyle że przy takiej pogodzie statkowi trudno było utrzymać stabilny kurs. Ostatecznie akcję udało się jednak pomyślnie zakończyć – zaznacza pilot.

W ubiegłym roku były też akcje nietypowe. W połowie września załoga Anakondy poszukiwała na przykład – z powodzeniem – szybowca, który rozbił się w okolicach Pruszcza Gdańskiego. Ratownikom udało się namierzyć szczątki maszyny i jednego z poszkodowanych, który na pokładzie śmigłowca został odwieziony do Szpitala św. Wojciecha w Gdańsku. Lotnicy z Gdyni podczas akcji współpracowali ze strażą pożarną i policją. Pod koniec grudnia z kolei załoga W-3WARM odbyła lot wzdłuż Wisły aż do zabudowań Tczewa. Wsparła w ten sposób policję, która w tamtym rejonie poszukiwała zaginionego mężczyzny. Niestety, nie udało się go namierzyć.

Śmigłowiec W-3WARM należący do BLMW

Nasza brygada to jedyna w kraju formacja, która prowadzi działania ratownicze z powietrza nad wodami Bałtyku. Zabezpieczamy w ten sposób obszar Bałtyku o powierzchni 32 tys. km2 – wyjaśnia kmdr ppor. Braszak. Maszyny ratownicze BLMW operują też w pasie, który sięga 100 km w głąb lądu. – Nasze śmigłowce przez cały rok pełnią całodobowe dyżury w Gdyni i Darłowie. Dodatkowo mogą być one wspomagane przez samolot patrolowo-rozpoznawczy Bryza z bazy w Siemirowicach – dodaje kmdr ppor. Braszak. Jak dotąd brygada przeprowadziła prawie 750 akcji ratowniczych.

Lotnicy morscy korzystają z ośmiu śmigłowców Anakonda oraz jednej maszyny Mi-14PŁ/R, która jednak ze względu na wiek niebawem zostanie wycofana ze służby. W tym roku BLMW ma otrzymać cztery śmigłowce AW101. To maszyny wielozadaniowe, przeznaczone do poszukiwania okrętów podwodnych, jak też ratownictwa – zarówno w warunkach pokojowych (SAR), jak i bojowych (CSAR). AW101 będą stacjonować w Darłowie.
Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: kmdr. ppor. Marcin Braszak

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony