Przejdź do treści
Źródło artykułu

Lotnicy podsumowali miniony sezon

Swoimi osiągnięciami sportowymi w 2011 roku chwalił się na konferencji prasowej w tym tygodniu Aeroklub Polski. Jego zawodnicy zdobyli w ubiegłym roku aż 48 medali na mistrzostwach świata i Europy! Takich sukcesów nie ma żaden inny polski związek sportowy. A obecny na konferencji kpt. Tadeusz Wrona, autor awaryjnego, legendarnego już lądowania Boeinga 767 „na brzuchu” na warszawskim Okęciu podkreślał na konferencji, że cała operacja się udała w dużym stopniu dzięki jego doświadczeniu szybowniczemu.

Lotników – twórców największych osiągnięć ubiegłorocznych na mistrzostwach świata i Europy oraz zaproszonych gości i dziennikarzy przywitał Włodzimierz Skalik, prezes Aeroklubu Polskiego. Przypomniał, że powoli zbliża się 100-lecie tej organizacji lotniczej, która powstała w 1919 roku w Poznaniu oraz pierwsze sukcesy polskich pilotów m.in. Franciszka Żwirki i Stanisława Wigury, których trofeum za zwycięstwo w międzynarodowych zawodach w 1932 roku w Challenge’u znajduje się w siedzibie AP.

Stoją od lewej: Stanisław Kubit, Bolesław Radomski, Michał Wieczorek, Zbigniew Nieradka, Sebastian Kawa


– Aeroklub Polski zrzesza 62 aerokluby regionalne w Polsce. Liczy ponad 7 tysięcy członków, z czego bardzo duża liczba to aktywni sportowcy rywalizujący w różnych konkurencjach – podkreślił Włodzimierz Skalik. – Posiada kadrę narodową w dziewięciu dyscyplinach, które reprezentuje ponad 240 zawodników.

Prezes AP zwrócił uwagę na wzrost medali zdobytych przez polskich pilotów na mistrzostwach świata i Europy z dekady na dekadę. W ciągu ostatnich 10 lat było ich aż 444, gdy w poprzednich dekadach – kolejno: 380, 134, 55.

– To dowód niebywałego potencjału i rosnącej aktywności naszego środowiska – podkreślił Włodzimierz Skalik.

Jerzy Eljasz, dyrektor Departamentu Sportu Wyczynowego Ministerstwa Sportu i Turystyki stwierdził na konferencji, że ministerstwo śledzi sukcesy i ceni osiągnięcia polskich lotników.

– Aeroklub Polski to związek, który dostarcza najwięcej medali wśród wszystkich związków sportowych – przyznał Jerzy Eljasz. – Dostaje największą dotację z budżetu państwa spośród związków sportowych uprawiających nieolimpijskie konkurencje. Mam nadzieję, że w tym roku uda się zwiększyć tę dotację. AP odnosi wielkie sukcesy i wymagają one ogromnych nakładów finansowych. W minionym roku zawodnicy AP zdobyli 48 medali na mistrzostwach świata i Europy. To imponująca liczba.

Wśród medalistów szczególnie wyróżnili się w 2011 roku: w sportach samolotowych – Michał Wieczorek (mistrz świata w lataniu precyzyjnym), Janusz Darocha (mistrz Europy w lataniu rajdowo-nawigacyjnym), Bolesław Radomski (wicemistrz świata w lataniu precyzyjnym), w szybownictwie – Sebastian Kawa (mistrz Europy w klasie standard), Karol Staryszak (mistrz Europy w klasie 18-metrowej), Zbigniew Nieradka (wicemistrz Europy w klasie 18-metrowej), Jerzy Makula (mistrz świata w akrobacji szybowcowej), w spadochroniarstwie – Monika Sadowy-Naumienia (srebrna medalistka V Światowych Wojskowych Igrzysk Sportowych w konkurencji celności lądowania), w modelarstwie – Stanisław Kubit (wicemistrz świata w klasie F1E modeli szybowców sterowanych mechanicznie), Leszek Małmyga (mistrz Europy w klasie S6A – modeli rakiet czasowych z taśmą).

– Jestem hiper zadowolony z minionego sezonu, choć zanim się zaczął miałem spore obawy – przyznaje Zbigniew Nieradka. – Nasz team: Karola Staryszaka i mój po poprzednim sezonie przestał działać, czuliśmy się rozgoryczeni. Teraz znów zadziałał, zagraliśmy świetnie. Zdobyliśmy dwa pierwsze miejsca na mistrzostwach Europy. Po to tam pojechaliśmy. To był super udany rok.

Sebastian Kawa mówi, że najtrudniejsza w minionym sezonie, na mistrzostwach Europy rozgrywanych w Czechach, była pogoda, bo teren jest dla niego doskonale znany. Startował tam wiele razy.

– Trzeba było kilka razy zaryzykować – opowiada Sebastian Kawa. – Mnie się udało wybrać ten moment, który był opłacalny do podjęcia ryzyka zawodniczego tzn. że wystartowałem odpowiednio wcześnie w tym dniu, w którym trzeba było tak zrobić. Tego nigdy nie wiadomo. Tu jest element ryzyka w lataniu na szybowcach i przez to jest ten sport ciekawy , że ostatecznie tego asa z rękawa wyciąga pogoda.


Podczas konferencji: Jerzy Eljasz, dyrektor Departamentu Sportu Wyczynowego w Ministerstwie Sportu i Turystyki (od lewej) i Włodzimierz Skalik, prezes Aeroklubu Polskiego


Dla Michała Wieczorka na mistrzostwach świata w lataniu precyzyjnym w południowej Afryce najtrudniejsze było obciążenie psychiczne i zupełnie inny teren nawigacyjny niż w Polsce.

– U nas co chwila drogi, rzeczki, dużo znaków rozpoznawczych w porównaniu z południową Afryką. Tam na mapie zaznaczone jakieś rzeczki, których już dawno nie było, bo koryta były wyschnięte. Lecieliśmy nad buszem, gdzieś w oddali było widać jakieś miasteczko. Droga raz na dwie trzy minuty się pojawiała. Ciężko było utrzymać regularność i precyzje lotu – opowiada Michał Wieczorek. – Poprzedni rok pod względem sportowym bardzo udany. W tym roku ciężko będzie to powtórzyć. Mój cel na ten rok to mistrzostwa Polski, Puchar Polski, w którym chciałbym zająć jak najlepsze miejsce i najważniejsza impreza – to mistrzostwa świata w lataniu rajdowo-nawigacyjnym w Hiszpanii.

Stanisław Kubit modelami szybowców sterowanych mechanicznie zajmuje się około 20 lat. W ciągu ostatnich 10 lat był najlepszym zawodnikiem na świecie w tej klasie.

– Modele są wypuszczane ze wzgórz, z pagórków. Taki model szybowca, który ma rozpiętość około 3 metrów, jest wyposażony w system sterowania składający się z bardzo mocnego magnesu i sprzężonego z nim steru kierunku – tłumaczy Stanisław Kubit. – Przed startem ustawia się ster względem magnesu tak, aby model leciał w zadanym kierunku. Zmiana kierunku lotu powoduje zmianę położenia magnesu, steru i model z powrotem jest nakierowany na ten sam kierunek lotu. To wspaniała klasa, bo modele są bardzo kolorowe, latają na tle gór. Osiągnąłem sukces w tej klasie, bo wymyśliłem zupełnie nowy oryginalny sposób startowania. Wcześniej modele startowały delikatnie, z ręki, podobnie jak sterowiec z lotniska. Ja zastosowałem dynamiczny sposób startu polegający na tym, że wyrzucam model pod dużym kątem w górę i po pewnej sekwencji czasowej statecznik poziomy przybiera takie położenie, żeby model wyrównał, a potem ładnie leciał.

Jest to – jak przyznaje modelarz – ryzykowna technika, bo trzeba precyzyjnie dobrać siłę wyrzutu, kąt wyrzutu oraz sekwencję sterowania statecznikiem poziomym. Ale Stanisławowi Kubitowi i jego podopiecznym to się udało zrobić, i polscy modelarze osiągają znakomite rezultaty w mistrzostwach świata, Europy i pucharach świata.


Kpt. Tadeusz Wrona składa autograf na swoim zdjęciu w szybowcu

Polscy lotnicy już powoli szykują się do nadchodzącego sezonu, ale i są pełni obaw.

– W tym roku stoją przed nami ogromne wyzwania, bo musimy wysłać nasze szybowce do USA albo je tam wypożyczyć – mówi Sebastian Kawa. – Drugi raz musimy pojechać w grudniu do Argentyny i to są ogromne koszty, ogromne przedsięwzięcie logistyczne. Jeżeli nie uda nam się tego odpowiednio wcześnie przygotować, to może się to odbić na naszym wyniku. Takim przykładem dobrego przygotowania były zawody w Chile. Nie było pieniędzy, ale składka społeczna pozwoliła, że pojechaliśmy dwa tygodnie wcześniej. Wystartowaliśmy w zawodach w Pucharze Andów i tam od lokalnych pilotów nauczyliśmy się jak po tych górach należy latać, tak że później po tygodniu treningu, w samych zawodach w finałach mistrzostw byliśmy w stanie nawet im pokazać jak należy te trasy pokonywać, zdobyliśmy odpowiednie doświadczenie. To jest ważne, żeby pojawić się na zawodach mając odpowiednie przygotowanie i trening na miejscu. Moim zdaniem to jest największy problem, który może się pojawić w tym roku ze względu na wielkie koszty.

Kadra lotników z AP liczy na pomoc sponsorów w nadchodzącym sezonie. Sami też nie daliby rady utrzymać się z uprawiania sportów lotniczych. Raczej do nich dokładają. Część zawodników pracuje zawodowo w lotnictwie, m.in. latając w liniach lotniczych. Tadeusz Wrona, który zasłynął awaryjnym, legendarnym już lądowaniem „na brzuchu” Boeinga 767, podkreślił na konferencji w Aeroklubie Polskim, że w tym udanym lądowaniu bez wysuniętego podwozia pomogły mu szybownicze doświadczenia.

– Co Pan w tym momencie przeżył? – dopytywał Tadeusz Sznuk prowadzący konferencję.

– Pan redaktor chce zapytać, czy się bałem? Pewnie, że się bałem – odparł Tadeusz Wrona. – Nie zastanawialiśmy się nad tym, że tego nie zrobimy. To jest nasza praca. Musimy wylądować. Zostało nam tyle paliwa, żeby jeszcze wykonać poprawkę manewru do lądowania. Samolot był sprawny z wyjątkiem tego podwozia, którego brakowało. Gdyby z jakiegoś powodu nie udało się precyzyjnie podejść do pasa, gdyby coś buchnęło, ten lot był niestabilny, gdyby były jakieś uszkodzenia przy pierwszym kontakcie z pasem, zostawiliśmy sobie tyle paliwa, żeby wykonać jeszcze ewentualnie poprawkę. Ale udało się za pierwszym razem – relacjonował kapitan Boeinga 767 podczas konferencji. – Jedno wiedzieliśmy, w momencie jak dotkniemy pasa, to już nie będzie odejścia czyli będzie tak jak lądowanie na szybowcu. To doświadczenie w lataniu na szybowcach przydało się w ten sposób, że nie myślałem jak to zrobić. Lądowałem na szybowcu może z tysiąc razy do tej pory. I tym razem zrobiłem to odruchowo.

Tadeusz Wrona, który jest członkiem Aeroklubu Leszczyńskiego, przyznał, że było to jego już drugie lądowanie bez podwozia. Przed laty wylądował tak na szybowcu na polach.

– Górki nie mogłem przejść i musiałem tam wylądować, ale zapomniałem o podwoziu. W poprzek leżał rów, którego nie było widać. I prześlizgnąłem się przez niego – wspominał. – Jakoś mam szczęście do lądowania bez podwozia, bo nic się nie dzieje. Szybowiec tylko lekko się porysował. Ten samolot też jest porysowany, ale nie lekko. Niestety. Tym niemniej szczęśliwie się udało, po raz drugi. Ale trzeci raz nie będę próbował – żartował kapitan Boeinga.

Marcin Prusaczyk, wiceprezes Aeroklubu Polskiego przyznaje, że to właśnie awaryjne lądowanie kpt. Tadeusza Wrony było impulsem do zorganizowania konferencji prasowej o sukcesach sportowych zawodników AP.

– Media zafundowały nam za darmo reklamę szybownictwa podchwytując wątek szybowniczy kpt. Wrony. Zainspirowało nas to, by pokazać kpt. Wronę jako szybownika i pokazać sukcesy innych lotników – mówi Marcin Prusaczyk. – Największym grzechem naszej organizacji było, że mając wielkie sukcesy i wielu mistrzów w żaden sposób nie komunikowała tego społeczeństwu. Postanowiliśmy to zmienić.

Członkowie regionalnych aeroklubów przyznają, że lotnictwo przez wiele osób jest traktowane nawet nie jako sport niszowy, ale jedynie hobby.

– Mało ludzi wie, że lotnictwo jest sportem, ma swój związek sportowy, są krajowe i międzynarodowe rywalizacje w tym zakresie – mówi Marcin Prusaczyk. – Ta konferencja dała nam dużo do myślenia, jeśli chodzi o strategię komunikacji. Chcemy nawiązać kontakt z mediami, dotrzeć do dziennikarzy, którzy chcieliby wątek lotniczy wpleść w swoją codzienną prace i lotnictwo wprowadzić do ogólnej świadomości.


Konferencję w AP prowadził Tadeusz Sznuk (z lewej). Obok na zdjęciu: Jerzy Eljasz i Włodzimierz Skalik

A Włodzimierz Skalik dodaje, że Aeroklub Polski zamierza realizować program aktywnej polityki medialnej.

– Jestem zwolennikiem nienarzekania na dziennikarzy. Należy im pomóc w prezentacji informacji, dotrzeć do nich. Ta konferencja prasowa jest dla nas punktem zwrotnym. Jestem przekonany, że nie jest to pojedynczy incydent. Wiążemy to także z aktywnością działu sportu pod nadzorem nowego sekretarza generalnego – podkreśla prezes AP.

A Bohdan Włostowski, sekretarz generalny Aeroklubu Polskiego mówi:

– Stanąłem przed misją zwiększenia komunikacji zewnętrznej z Aeroklubem Polskim. Mamy takie skarby w postaci naszych mistrzów i chowamy je w szufladach. Chciałbym je otworzyć. Mam nadzieję, że uda się nam także poprawić komunikację z aeroklubami regionalnymi, bo bez nich nie byłoby AP – dodaje Bohdan Włostowski. (kon)

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony