Komisja Obrony o szkoleniu pilotów
Surowe wymagania, które stawiamy kandydatom na pilotów, sprawiają, że wstępną selekcję przechodzi zaledwie 15 proc. chętnych. Jednak wysoko postawiona poprzeczka przyczyniła się do zwiększenia bezpieczeństwa lotów – mówił gen. broni pilot Lech Majewski podczas sejmowej Komisji Obrony.
Podczas czwartkowej Komisji Obrony posłowie rozmawiali o tym, jak wyglądają szkolenia wojskowych pilotów i jak przekłada się to na bezpieczeństwo lotów. Informację na ten temat przedstawił generał Lech Majewski, który do wejścia w życie reformy dowodzenia stał na czele sił powietrznych, dziś natomiast jest dowódcą generalnym rodzajów sił zbrojnych.
– Od 2011 roku w lotnictwie wojskowym nie było katastrof ani poważnych zdarzeń – podkreślił generał Majewski i jak przekonywał posłów w ogromnej mierze to zasługa wprowadzenia surowszych zasad dotyczących bezpieczeństwa lotów oraz nowego, obowiązującego od 2012 roku, systemu szkolenia pilotów. Zmiany wymusiła seria tragicznych zdarzeń, które miały miejsce w latach 2008 (katastrofa CASY), 2009 (Bryzy) i 2010 (prezydenckiego samolotu).
Jakie były najczęstsze przyczyny wypadków lotniczych sprzed 2011 roku? Generał Majewski przyznał, że brawura i „tolerowanie przez dowódców chuligaństwa”, np. tego, że piloci na własną rękę zmieniali wykonywane zadanie. – Odbywały się też – nazwałbym to – prywatne pokazy lotnicze, w czasie których piloci popisywali się, kto przeleci niżej w locie koszącym. Piloci często także lądowali poniżej minimalnych warunków bezpieczeństwa i nie brali pod uwagę danych o warunkach atmosferycznych. Całe szczęście do przeszłości należy również zasada, że nagradza się finansowo pilota, który w sytuacji krytycznej zamiast katapultować się do końca ratuje cenny sprzęt – wymieniał były dowódca sił powietrznych.
Jednak od katastrofy smoleńskiej obowiązuje zasada „zero tolerancji” dla łamania przepisów bezpieczeństwa. – Pilot, który je zlekceważy, więcej już nie znajdzie się w powietrzu. Nawet jeśli wcześniej miał doskonałą opinię – zaznaczał gen. Majewski. – System jest restrykcyjny i wielu pilotów na niego narzeka, ale efektem jest większe bezpieczeństwo, więc nie ma mowy o odstąpieniu od tych zasad – dodał.
Więcej godzin w powietrzu
W ostatnich latach wprowadzono zmiany nie tylko dotyczące warunków bezpieczeństwa lotu, ale także w systemie szkolenia lotników. W 2012 roku wprowadzono nowy system szkolenia, w ramach którego podwyższono wymagania stawiane kandydatom na pilotów. Poprzeczka jest ustawiona tak wysoko, że selekcję przechodzi zaledwie 15 proc. chętnych. Nowością jest na przykład ocena kandydatów pod względem ich predyspozycji intelektualnych. Psycholog sprawdza, czy dana osoba ma zdolność uczenia się i skutecznego działania w sytuacjach ekstremalnych. Sprawdzana jest też znajomość języka angielskiego czy wiedza z zakresu fizyki.
Jedną z najważniejszych zmian w systemie szkolnictwa jest podniesienie liczby godzin spędzonych w powietrzu przez kandydatów na pilotów. I tak, obowiązuje limit 250 godzin nalotu w przypadku osób uczących się na pilotów samolotów odrzutowych, 180 godzin – dla pilotów śmigłowców i 190 dla przyszłych pilotów samolotów transportowych.
Trudniej niż dotychczas jest też dostać się na szkolenie na instruktorów lotnictwa. W poprzednich latach o skierowaniu na taki kurs uznaniowo decydował dowódca, teraz obowiązują ścisłe wymagania m.in. dotyczące liczby nalotu. W przypadku szkolenia na instruktora lotów na śmigłowcach kandydat musi mieć na swoim koncie minimum 300 godzin nalotu, a na Casę wymagane jest aż tysiąc godzin nalotu.
Sprawniejsze samoloty
Generał Majewski przekonywał posłów, że poprawiła się jakość lotniczego sprzętu. – Współczynnik sprawności statków powietrznych wynosi w tym roku 65 proc. Chcielibyśmy osiągnąć 70 proc., ale jest to dość kosztowne – mówił generał. Statystykę zaniżają kiepskie samoloty marynarki wojennej i wojsk lądowych.
Sprawność sprzętu, którym dysponują lotnicy, przełożyła się na liczbę godzin wylatanych rocznie przez samoloty. W ubiegłym roku jeden samolot spędzał w powietrzu średnio 289 godzin, tymczasem w 1996 roku było to zaledwie 56 godzin.
Coraz mniej pilotów odchodzi z wojska
W ostatnich latach piloci coraz rzadziej przechodzą do cywila. W tym roku do rezerwy przeszło 13 pilotów, a w ubiegłym – 26. Wcześniej takich przypadków było 60–70 rocznie. Tymczasem koszt wyszkolenia jednego pilota sięga nawet 3 milionów dolarów. – Szkolenie jest bardzo drogie, dlatego chcemy stworzyć przepisy, które ograniczą odchodzenie pilotów ze służby. Już teraz piloci samolotów CASA, którzy są szkoleni w Hiszpanii, muszą podpisywać zobowiązanie, że przez dwa lata nie przejdą do rezerwy. Przyznam, że robią to niechętnie – mówił gen. Majewski.
Koszt kształcenia wojskowych lotników obniży się, gdy do wojska trafią samoloty szkolenia zaawansowanego AJT i zmodernizowany samolot PZL-130 Orlik. Dzięki temu piloci samolotów bojowych (np. F-16) będą się uczyć w Polsce, a nie jak dotychczas w USA.
JT
autor zdjęć: Marek Kozyra
Komentarze