Przejdź do treści
D&G Lecą dalej!
Źródło artykułu

D&G Lecą dalej!

Salam Alejkum! Dzisiaj jest piątek. Cały wczorajszy dzień spędziliśmy na zwiedzaniu Kairu. Ahmed, cichy i spokojny młody człowiek, za kierownicą swojego Fiata Fura (?!?) rocznik chyba '68, przeistacza się w dzikie zwierzę. Trąbi, przeklina i dyskutuje z innymi użytkownikami ruchu drogowego, niczym rodowity Egipcjanin. :) Zwiedzamy Cytadelę, Muzeum Wojny (sic!) - historia Egiptu okazuje się być historią wojen lub rewolucji. Wchodzimy do dwóch najstarszych meczetów - architektura powala nas na kolana. Muzeum Policji jest już o tej porze nieczynne, jednak tip w wysokości 4 zł otworzył nam wszystkie wrota do wszystkich cel, w których kiedyś siedzieli potem wszyscy rządzący tym krajem....

Wieczorem bardzo chcemy pojechać na bazar - najstarszy w Afryce. Niestety po ponad 1,5 h jazdy GPS w dalszym ciągu pokazuje 5 km do celu. Na ulicach jest z dziesięć milionów aut. Gdy po następnych 45-ciu minutach pokazuje już 6,8 km (inna trasa była bardziej przejezdna) - rezygnujemy. W zamian lądujemy w centrum handlowym, takim jak w Krakowie, Warszawie, Poznaniu, czy gdziekolwiek indziej. Jesteśmy zawiedzeni. Wracamy do hotelu.

Rano o 7.30 wyjeżdżamy na lotnisko Oktober, gdzie stoi nasza 172-ka. Po raz pierwszy dziś jesteśmy zdumieni. Ulice są puste. Zupełnie puste. Tak jakby wszystkie samochody, w 20-sto milionowym Kairze nagle zniknęły.
O co chodzi? - pytamy Ahmeda.
Piątek, to w Islamie dzień święty - wszyscy siedzą w domach.
OK, dla nas lepiej. Docieramy na lotnisko. Tu znajduje się siedziba Flying Academy of Egypt. Kilka szaro-burych budynków i dwie szerokie asfaltowe, równe linie. Jedna jest drogą kołowania, druga pasem. I to wszystko pośrodku pustyni. Adepci lotnictwa w śnieżnobiałych koszulach z torbami Jeppesen'a szykują papiery. Czeka na nich dziesięć, praktycznie nowych, Cessn 172. I dwudziestu mechaników, którzy je przygotowują, po dwóch na każdy samolot.

Hmmmm... Tutaj, o czym dotąd nie wspomnieliśmy, nie istnieje coś takiego jak VFR. Jedyna opcja to IFR, i to zwykle nie niżej niż FL110. Tankujemy najdroższy na świecie Avgas plus dwie bańki po 10 litrów - wiemy, że na powrocie będzie słabo. Robimy próbę i kołujemy do pasa. Przed nami dwa samoloty, za nami ceśka na amerykańskich numerach. Drugie zdziwienie. Dopiero po 15-tu minutach samolot stojący na pasie startuje. Następny zajmuje pozycję. I znowu 15 min oczekiwania. Okazuje się, że procedura odlotu jest następująca: - after depafrture turn left, climb FL070 with left hand cicrling and report over head. Czyli krąż w kominie niczym szybowiec, aż do 7000 ft, ustaw się nad pasem i powiemy ci co dalej. Oczywiście, dopóki nie wykręcisz tych 7 tys. stóp nikt inny nie ma prawa wystartować.

Established, contact Cairo radar and report. Szkoda nam było czasu i paliwa (po 5,30 USD/l), więc przy 3-ech tysiącach zgłosiliśmy cztery i pół. Czekamy na reakcję. Przecież mamy mode C. Chwila niepewności i OK. Weszło.

Heading 130, intercept radial 160 VOR CVO, climb FL110 and continue Luxor direction. Mija kilkanaście minut. Osiągamy FL110. Wreszcie olej i cylindry zaczynają stygnąc. Ufffff.....na zewnątrz +8'C. Patrzymy przez okno. Trzecie zdziwienie. Sahara nie jest płaską powierzchnią wysypaną żółtym piaskiem. Co kilka minut widok zmienia sie diametralnie. Szare góry, wiecznie suche koryta rzek w których nigdy nie było wody, głębokie kaniony i pojedyncze ślady dróg karawan. Wlatujemy w chmurę, której u nas nie nazwalibyśmy w ogóle chmurą.

Turbulencja odbiera naszemu przyjacielowi kamerę. Mijamy jakieś lotnisko. Na oko widać, że wojskowe - są schrony dla samolotów. Oczywiście na mapach nie istnieje. W GNSS i GPS - także nie. Lecimy dalej. Pogoda niby CAVOC, ale turbulencje i widzialność mówią co innego.

Na 60 NM przed Luxorem odsłuchujemy ATIS i otrzymujemy wstępną zgodę na podejście do pasa 20. Przy tym kierunku będziemy mieli 10 węzłów w plecy. Prosimy więc o visual approach runway 02. Przy okazji wiemy, że przy takim kierunku przelecimy dokładnie nad Doliną Królów. Mamy świadomość, że przy obowiązujących tu procedurach, nie mamy szans. Jednakże, ku naszemu zaskoczeniu (czwarte z kolei), słyszymy: Approved. Aparaty i kamery idą w ruch.

Mało nam. Prosimy o zniżanie do 3 tys., a w ostatniej chwili o dodatkowe krążenie w lewo nad punktem. Chwila konsternacji po drugiej stronie, i ... jest zgoda. Migawka nie przestaje cykać. Przelatujemy nad doliną Nilu - zielono, zielono, zielono. Wiemy dlaczego Egipcjanie uważają tą rzeką za świętą. Prosta, lądowanie i na stojankę. Przyjeżdża po nas trzech przyjaciół Ahmeda. Wsiadamy w autobus (taki jak na Cyprze, tylko „free of charge”) i jedziemy do portu. Zero odprawy i zero opłat. Potem busem do brzegu Nilu i na łodzią na druga stronę. Tam jest nasz hotel, ale nie ma mostu. Docieramy na miejsce. Wieczorem idziemy zwiedzać Karnak.

Pozdrawiamy,
G&D

PS. Aby odświeżyć track trzeba kilka razy dać F5.

Żeby zobaczyć poprzednie odcinki trzeba w lewym dolnym rogu zmienić Page.

Wśród zdjęć jest też zrzut ekranu.

Tu też można zerknąć:


ZAPRASZAMY DO GALERII!! 

Link do śledzenia poczynań D&G
 

 


 

Czytaj również:

D&G - Minęły dwa dni

Dzień zwiedzania D&G

Przygoda! Przygoda! Każdej chwili szkoda

 

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony