Przejdź do treści
D&G Minęły dwa dni
Źródło artykułu

D&G - Minęły dwa dni

Wczoraj (23.10), dzięki staraniom naszych rodaków-archeologów, mieliśmy sposobność zobaczenia miejsc, które na obecną chwilę, są niedostępne dla zwiedzających. Wcześniej, Ola i Piotrek przekazali nam wiele ciekawych informacji, oprowadzając nas po Świątyni Hatshepsut. Później otwarto przed nami kilka zamkniętych na kłódki drzwi. Oczywiście przez cały czas towarzyszył nam egipski inspektor, który bacznym okiem kontrolował, czy aby nie używamy aparatu lub kamery. Na jedno zdjęcie wyraził zgodę - ogólny widok placu składowania elementów aktualnie wydobywanych na światło dzienne. Wszelkie prace tu prowadzone, które są finansowane przez Polskę, rozpoczęły się w 1961 roku, o czym informuje pamiątkowa tablica.

Potem, z Ramadanem - miejscowym znajomym "naszego" Ahmeda, poszliśmy do Muzeum Mumifikacji (...brrrrr...), Świątyni i Muzeum Luksoru. Wiek zwiedzanych budowli szacuje się na ok. 9 tys. lat. Jak wówczas wyglądała reszta świata - mniej więcej wiemy. Las i maczuga. W drodze powrotnej próbujemy świeżo wyciskanego soku z trzciny cukrowej.

Popołudnie spędziliśmy na przygotowaniu tras na dzień następny. Późnym wieczorem wybraliśmy się na spacer po bocznych uliczkach i zaułkach zachodniego brzegu Nilu (tego "mniej cywilizowanego"). I zadawaliśmy sobie to samo pytanie: co się stało z tak potężną cywilizacją? Dzisiaj ludzie żyją tu w warunkach, które dla nas byłyby, delikatnie mówiąc, trudne. To, co poza tym rzuca się w oczy, to wszechobecne dzieci. Wieloosobowe rodziny - schemat 2+8 jest tu standardem. Warto nadmienić, że w Islamie każdy mężczyzna może mieć cztery legalne żony. No ... to wiele wyjaśnia ;-)))

 

Rano wyjazd na lotnisko. Mieliśmy nadzieję, że wszystko pójdzie gładko. Ale gdzie tam. Na lotnisku w Luksorze wszystko sprawnie. Pakujemy plecaki, dolewamy dodatkowe 20 litrów z kanistrów. Kierunek - południe. Dlaczego na południe? - ano jedyne miejsce, gdzie możemy zdobyć avgas, to cywilno-wojskowe lotnisko w Asuan, niedaleko Sudanu. Do Sudanu niestety nie dotrzemy. Nikt nie chce zrobić nam OC. Ani polskie, ani egipskie ani nawet sudańskie firmy ubezpieczeniowe. Może dzięki temu jeszcze mamy się całkiem dobrze ? ;-)

 

Półtorej godziny lotu, nieudane dyskusje z Asuan radar, żeby znów ominąć procedury i zobaczyć kolejne świątynie z powietrza. Po drodze mijamy wspaniałe okolice do latania nawigacyjnego. Skrzyżowanie T, na przykład - jedyne w promieniu kilkudziesięciu, jeśli nie kilkuset, kilometrów. Potem widok na zaporę asuańską - największy (i chyba jedyny) duży zbiornik słodkiej wody w Egipcie.

Lądowanie. Czekamy przy samolocie na paliwo. Przybywa kilku umundurowanych jegomościów. Chcemy zrobić kilka zdjęć. ZAKAZ, krzyczą. Potem okazało się, że nasza pokładowa kamera była "przypadkowo" włączona i zarejestrowała całe zamieszanie :-) Przyjeżdża ciemnozielona cysterna. Dostajemy węża. Ma średnicę, która nie zmieści się nawet do wlewu tira. Gabryś męczy się z tym dłuższą chwilę. Koledzy żołnierze są zniecierpliwieni. Do kanistrów postanawiają nalać sami. Połowa paliwa trafia na płytę lotniska. Trochę nam się to nie podoba, w końcu my za nie płacimy. Ale nie do końca. Okazuje się, że ta cysterna nie ma licznika. To ile wlaliście? - pada pytanie. No jakieś 175 l mniej więcej, mówimy. OK, to będzie tyle i tyle. Nikt nie wnika...pieniądze lądują w kieszeni oficera. Prosimy jednak o jakiś kwit - robi się zamieszanie, wymachiwanie rękoma itp. "Ale my na pamiątkę" - mówimy. Coś tam popisali, kopie pomieszali i jakiś tam papier wręczyli. Jeszcze opłaty lotniskowe i w drogę. Przed nami 4,5 h lotu z godzinnym zapasem.

Po drodze dwa razy przelatujemy dolinę Nilu. Po raz kolejny robi na nas wrażenie. Mijamy po prawej lotnisko w Luksorze, a po lewej mamy "nasze" wykopaliska. Machamy intensywnie skrzydłami, choć wiemy, że na FL100 z ziemi tego nie widać :-))) Tuż przed lotniskiem docelowym zaczynają się chmurki. Jesteśmy nad nimi, wywołujemy Cairo radar, i ze zdziwieniem słyszymy, że nasz docel jest zamknięty. Wojsko sobie ćwiczy. Ale przecież wysłaliśmy plan lotu. I został zatwierdzony. O co chodzi? - to Egipt. Dostajemy informację, że October będzie otwarty o 13.00. Jest 12.25. Mamy jeszcze ponad pół godziny dolotu. Ale kontrola ustawia nas w holdingu nad punktem CRS na FL060.

I tak sobie latamy w kółko ... a paliwko znika ... Po 15 minutach próbujemy pogadać i z Kairem i z Oktober, że przecież zanim dolecimy, to będzie już dawno po 13-tej, że paliwo, że plan itd. "Stand by for next instructions" - słyszymy. I cisza. Robimy zakłady na pokładzie, że puszczą nas dopiero o 13.00. Mieliśmy nieprawdopodobne szczęście ;-) O 12.58 dostajemy wektor do Oktober.

Oczywiście naokoło... Lądujemy, kotwiczymy. Przyjeżdża dwóch panów zapytać, do kiedy zostajemy, bo jutro (środa) lotnisko jest nieczynne - wojsko lata. Będziemy startować we czwartek. Spotykamy się z naszym przyjacielem, Ahmedem. Polecamy zobaczyć jago stronę www.gasupportegipt.eg Człowiek jest niesamowity. Zajmuje się organizacją wszystkiego w Egipcie dla GA, zupełnie charytatywnie, co dla mieszkańców tego kraju jest zupełnie obce ;-) Meldujemy się w hotelu. Sprawdzamy pogodę na następne dni w Europie. Wygląda na to, że nie prędko wrócimy do domu. Zasypiamy, jak grzeczne dzieci.

cdn...

Kolejne zdjęcia oczywiście w galerii na stronie Polish Flying Team
 

 


Czytaj poprzednie relacje z tej wyprawy:

Dzień zwiedzania D&G

D&G Lecą dalej!

Przygoda! Przygoda! Każdej chwili szkoda

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony