Żylicz: ustalenia prokuratury nie zmieniają przyczyn katastrofy
W poniedziałek prokuratura opublikowała zapisy z rozmów w kokpicie Tu-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem. Zostały one przygotowane przez Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Ich treść różni się od stenogramów przygotowanych przez specjalistów policyjnych, którymi posługiwała się komisja Millera.
"Ustalenia prokuratury w niczym nie zmieniają przyczyn wypadku. One ujawniają niektóre dodatkowe okoliczności (...), ale nie zmienia to podstawowych przyczyn, którymi były błędy popełnione przez załogę, błędy popełnione po stronie rosyjskiej, nie licząc pogody" – powiedział we wtorek PAP prof. Marek Żylicz, specjalista od prawa lotniczego i członek komisji kierowanej przez ówczesnego szefa MSWiA Jerzego Millera.
Zdaniem Żylicza, gdyby pojawiły się jakieś nowe okoliczności, "może okazać się celowe uzupełnienie raportu Millera". Pytany, czy eksperci z komisji powinni wznowić prace, Żylicz odpowiedział: "Myślę, że nie cała komisja".
Stenogramy opublikowane w poniedziałek przez prokuraturę nie zawierają m.in. wypowiedzi dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika. Śledczy poinformowali w poniedziałek, że nie mają obecnie opinii jednoznacznie wskazującej, że Błasik był w kokpicie.
Z kolei w raporcie komisji Millera, który opublikowano w lipcu 2011 r., oceniono, że Błasik pojawił się w kabinie załogi ok. pięć minut przed katastrofą, potem dwukrotnie miał odczytywać wysokość samolotu, a tuż przed upadkiem samolotu na ziemię – powiedzieć "nic nie widać". Komisja stwierdziła, że Błasik nie wywierał bezpośredniego nacisku na załogę, ale jego obecność w kabinie była elementem presji pośredniej.
Żylicz pytany, dlaczego komisja zdecydowała się opublikować raport bez stenogramów, nad którymi wówczas pracowali eksperci z Krakowa, podkreślił, że eksperci badający katastrofę byli pod "niebywałą presją". "Komisja, działając pod takim naciskiem, zdecydowała - moim zdaniem słusznie - żeby opublikować raport z chwilą, gdy okazało się, że podstawowe przyczyny zostały wyjaśnione w oparciu o to, czym już komisja dysponowała" - powiedział Żylicz.
Wyjaśnił, że chodzi mu o presję opozycji i mediów, pod wpływem której na komisję naciskał również rząd. "To były po prostu zarzuty stawiane przez opozycję, że to, iż nie ma jeszcze raportu świadczy o chęci ukrycia prawdy przez rząd, czego rząd - przed wyborami zwłaszcza - nie lubi" - tłumaczył Żylicz. Ocenił przy tym, że presja ta nie była złamaniem prawa.
Żylicz dodał, że zakończenie prac komisji bez zgromadzenia wszystkich dowodów, co - jak podkreślił - trwałoby latami, było zgodne z prawem. "Jest zasadą, również w przepisach międzynarodowych - aneksie 13 konwencji chicagowskiej, że gdy komisja ustali przyczyny, które jej zdaniem spowodowały wypadek, to może sformułować raport z tym zastrzeżeniem, że jeżeli ujawnią się nowe okoliczności, które nie były ustalone w trakcie prac, to wówczas komisja może wznowić działanie" - powiedział Żylicz.
W jego opinii dla ewentualnego wznowienia prac komisji decydujące znaczenie powinno mieć to, czy nowe informacje mają istotne znaczenie dla ustalenia przyczyn wypadku oraz przygotowania rekomendacji na przyszłość, bo takie właśnie zadania stoją przed komisją.
Pytany, kto powinien zainicjować ewentualne wznowienie pracy przez ekspertów, Żylicz ocenił, że "to jest do rozważenia przez premiera". Jednocześnie przyznał, że przepisy regulujące to zagadnienie nie są jasne.
Zgodnie z rozporządzeniem szefa MON z 27 kwietnia 2010 r. premier podejmuje decyzję o wznowieniu prac komisji badającej katastrofę, w której np. brał udział prezydent RP, w dwóch wypadkach: gdy wyjdą na jaw nowe okoliczności lub dowody istotne dla sprawy oraz gdy dowody istniejące w dniu wydania orzeczenia komisji nie były mu znane.
Rafał Lesiecki (PAP)
ral/ pz/ gma/
Komentarze