Przejdź do treści
Źródło artykułu

W sejmowej komisji burzliwa dyskusja o podkomisji smoleńskiej

Ci, którzy atakują podkomisję smoleńską, boją się ujawnienia prawdy - mówił w piątek na posiedzeniu sejmowej komisji obrony szef MON Antoni Macierewicz. PO zarzuca podkomisji brak niezależności od szefa MON i uważa, że nie było powodów do wznawiania badania katastrofy.

W piątek na wniosek PO przez prawie pięć godzin posłowie z komisji obrony dyskutowali o dotychczasowych ustaleniach podkomisji, którą w lutym powołało MON do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej.

"Ja i członkowie mojej komisji zajmujemy najmniej czasu" - mówił pod koniec dyskusji przewodniczący podkomisji dr Wacław Berczyński, odnosząc się do burzliwej dyskusji posłów. Później poprosił, by członkowie podkomisji mogli opuścić salę uznając, że nie ma już pytań "technicznych", a jedynie polityczne. "Nie jestem gotów na słuchanie jakichś inwektyw, niesłużących wyjaśnieniu prawdy" - powiedział. Ostatecznie członkowie pozostali na sali i odpowiedzieli na ostatnią rundę pytań od posłów.

Komisję zwołano na wniosek grupy posłów PO. W imieniu wnioskodawców Czesław Mroczek (PO) ocenił, że powołana przez ministra Macierewicza podkomisja do tej pory nic nie uczyniła i nie wiadomo, dokąd zmierza. Jego zdaniem praca podkomisji jest w jakiejś mierze przedłużeniem pracy zespołu parlamentarnego, którym kierował w poprzednich kadencjach obecny szef MON. Zespół - mówił Mroczek - "działał na zasadzie mnożenia wątpliwości, przeróżnych błędów, które układały się w duże kłamstwo smoleńskie".

"Istnieje olbrzymie przekonanie moje i wielu osób, że cała wasza praca służy rozdrapywaniu ran, a w tej chwili również otwieraniu grobów" - podkreślił Mroczek, zwracając się do szefa MON i obecnych na sali członków podkomisji. Jak dodał, katastrofa smoleńska "jest zdarzeniem szczególnym i musi być w sposób szczególny traktowana. Na wszystkich osobach, a szczególnie na funkcjonariuszach państwa ciąży wielki obowiązek dołożenia należytej staranności we wszystkich swych działaniach, które zmierzają do tego, by przyczyny katastrofy przekazać".

W odpowiedzi Macierewicz ocenił, że jeszcze raz postanowiono zaatakować i zdeprecjonować rodziny i podkomisję, nie słuchając, co ma ona do powiedzenia. "To po prostu pokazuje jedynie, jak bardzo państwo boicie się wyników prac tej komisji. To pokazuje jedynie, jak bardzo boicie się ujawnienia prawdy na temat tego dramatu" – zaznaczył szef MON.

Macierewicz odniósł się też do powodów wznowienia badania katastrofy smoleńskiej, badanej w latach 2010-11 przez Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego pod kierunkiem Jerzego Millera (a także przez Międzynarodowy Komitet Lotniczy MAK w Moskwie, którego szefową jest Tatiana Anodina). Minister zwrócił uwagę, że prawo lotnicze wskazuje, że należy to zrobić, gdy pojawią się nowe fakty. Według niego taką "nową informacją jest fakt, że odnaleziono szczątki samolotu Tu-154M co najmniej 60 metrów przed osławioną brzozą", która - jak dodał - "zgodnie z tezą pana Millera i pani Anodiny miała być przyczyną tej tragedii".

"Są zdjęcia, jest pozycja geograficzna, ocena. Co więcej, te szczątki zostały odnalezione przez ekspertów prokuratury polskiej i są opisane w oficjalnym raporcie polskim. Zaletą, sukcesem i wielką dla Polski korzyścią komisji kierowanej przez pana inżyniera Berczyńskiego jest to, że schowaną informację na ten temat ujawniono. Co więcej, jeden z członków zespołu odnalazł dokładne zdjęcia tego szczątku i w miejscu znalezienia, wraz z przymiarem pokazującym jego rozmiar" - powiedział Macierewicz.

Posłowie PO zwracali uwagę, że informacja o fragmentach samolotu 40 metrów przed brzozą była już w materiałach prokuratury. Mroczek ocenił, że podkomisja bazuje na dotychczasowych ustaleniach komisji Millera i prokuratury. "Okazało się, że wszystkie okoliczności, które dzisiaj były poddawane w wątpliwość to nie są nowe okoliczności. One są opisane przez komisję (Millera) i prokuratorów w raportach liczących tysiące stron" - powiedział poseł PO, gdy Macierewicz był już nieobecny (szef komisji Michał Jach poinformował, że minister udał się na spotkanie z prezydentem).

Na posiedzeniu zaprezentowano też fragment filmu ze Smoleńska nakręconego tam przez operatora TVP, o którym mówił ostatnio w wywiadach Macierewicz. Na nagraniu widać było rozmowę ówczesnego polskiego premiera Donalda Tuska z ówczesnym premierem Rosji Władimirem Putinem oraz ówczesnym ministrem ds. sytuacji nadzwyczajnych FR Sergiejem Szojgu. Według szefa MON cały film składa się z dwóch części - z rekonesansu w nekropolii katyńskiej w marcu 2010 r. oraz spotkania Tuska, Putina i Szojgu 10 kwietnia 2010 r. wieczorem.

Macierewicz podkreślił, że "znaczenie ma nie to, czy on (film - PAP) był znany, czy nie był znany, ale to, co mówi Putin do Tuska". "Z tego filmu mają duże znaczenie dla ustalenia przebiegu katastrofy kilkuminutowe sceny pozwalające odtworzyć rozmowę pana ministra Szojgu oraz pana premiera Putina z premierem Donaldem Tuskiem. Dla sposobu badania dalszych wydarzeń, szczególne znaczenie ma rozmowa pana ministra (Krzysztofa) Kwiatkowskiego, wówczas ministra sprawiedliwości, ale już nie nadzorującego prokuratury od co najmniej 10 dni, z prokuratorem (Krzysztofem) Parulskim oraz jego wypowiedź bezpośrednio do kamery" - mówił minister.

Szef MON podkreślił, że w rozmowie Tuska, Putina i Szojgu przedstawiono przebieg katastrofy smoleńskiej w sposób sprzeczny z późniejszymi ustaleniami MAK i komisji Millera. "W żadnym wymiarze nie chcę twierdzić, że ta wersja, jaką przedstawia pan Putin, jest prawdziwa. My tego nie wiemy i w żadnym wypadku takiej tezy nie stawiamy" – zastrzegł. "Stawiamy tezę inną – a mianowicie taką, że przebieg wydarzeń jest zasadniczo różny od tego, jaki później podawano. Nie ma mowy o brzozie, nie ma mowy o tym, że samolot odwrócił się do góry nogami w powietrzu i uderzył, jak nam tłumaczono, najsłabszą częścią, czyli grzbietem samolotu, co spowodowało zniszczenia i straszliwą masakrę wszystkich pasażerów" – mówił Macierewicz.

Zaznaczył, że rejestrator głosów w kokpicie został odnaleziony 15 minut po katastrofie i odczytany ok. godz. 18 w dniu katastrofy. Według Macierewicza Rosjanie otworzyli to urządzenie bez wiedzy Polaków.

Macierewicz powiedział też, że ówczesny minister obrony Bogdan Klich złamał prawo, bo nie powołał KBWLLP bezpośrednio po katastrofie, lecz kilka dni później. "Będę występował do prokuratury w tej sprawie" - zapowiedział Macierewicz, przywołując w tym kontekście artykuł kodeksu karnego, który mówi o niedopełnieniu obowiązków.

Szef zespołu lotniczego w podkomisji Marek Dąbrowski zaprezentował ilustrację z rekonstrukcją wrakowiska, położenia ciał ofiar i ich obrażeń. Powiedział przy tym, że ciało dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika, który według komisji Millera miał być w kokpicie Tu-154M, zostało znalezione obok ciał innych pasażerów. "Cztery osoby (tylu lotników liczyła załoga Tu-154M – PAP) były w różnych miejscach. Trzech członków załogi było na tyle daleko od pana generała Błasika, że gdyby przyjąć, że on stał w kabinie, to musiałby być naprawdę w towarzystwie dużej liczby pasażerów, zamiast członków załogi" – powiedział Dąbrowski.

Dodał, że żadna z osób odsłuchujących nagrania z kokpitu, także osobiście znających Błasika, nie rozpoznała jego głosu. Z kolei Berczyński powiedział, że podkomisja dysponuje znacznie lepszym odczytem głosów z kokpitu niż miała komisja Millera. Dąbrowski ocenił, że nie ma potwierdzenia dla tezy komisji Millera m.in. o presji na załogę. "Na tym etapie badań należy przyjąć, że miała miejsce nieudolna próba zatuszowania prawdziwych przyczyn katastrofy i prawdziwych winnych jej wystąpienia" - uważa Dąbrowski.

Poinformował też, że analiza protokołów sekcji zwłok "pozwoliła w sposób jednoznaczny wskazać, że dwa ciała noszące ślady wysokiej temperatury zostały znalezione daleko od źródeł ognia naziemnego", czyli miejsc, gdzie wybuchł pożar po uderzeniu samolotu w ziemię. To są co najmniej dwa ciała. Prace trwają i ostateczne wyniki podamy państwu później. Tego typu uszkodzeń nie da się wytłumaczyć pożarami naziemnymi" – przekonywał Dąbrowski.

Poinformował też, że podkomisja bada informację ABW o tym, że na wrakowisku znaleziono 18 aktywnych telefonów komórkowych, należących m.in. do prezydentowej Marii Kaczyńskiej, generałów, pracowników Kancelarii Prezydenta i stewardessy. "Trwają analizy w celu ustalenia, czy aktywność dużej ilości telefonów komórkowych na pokładzie mogła mieć przyczynę związaną z nietypowymi wydarzeniami na pokładzie samolotu" - powiedział Dąbrowski.

Inny członek podkomisji Tomasz Ziemski mówił, że odłamki lewego skrzydła Tu-154M, które według dotychczasowych ustaleń złamało się po uderzeniu w brzozę, znajdowały się w trzech różnych miejscach wrakowiska, niektóre w odległości od 15 do 30 metrów za drzewem. "Na podstawie przeprowadzonej analizy materiałów ikonograficznych na głównym polu szczątków i ustaleniu miejsc zalegania odłamków końcowej odejmowanej części lewego skrzydła Tu-154M należy stwierdzić, iż tak zwana północna bruzda nie została wyryta przez odłamki pochodzące z końcowej części kikuta skrzydła. Konkluzja ta jednocześnie falsyfikuje położenie płatowca w ostatniej fazie lotu, przedstawione w raportach końcowych MAK i KBWLLP oraz opinii biegłych prokuratury RP" - przekonywał Ziemski.

Macierewicz i członkowie podkomisji przekonywali, że zapisy czarnych skrzynek zostały sfałszowane. Zapis zawierał w sobie kadry uszkodzone z tego okresu lotu, o którym w ekspertyzie było napisane, że tych kadrów nie ma - tłumaczył Dąbrowski.

Poseł PO Marcin Kierwiński, który ma być szefem parlamentarnego zespołu smoleńskiego, jaki Platforma ma powołać w przyszłym tygodniu, zauważył podczas dyskusji, że to szef MON decyduje, co zaprezentuje podkomisja smoleńska. "Jeśli uważacie, że to jest niezależność pracy, to panie doktorze Berczyński, nazwał się pan naukowcem, ale to jest śmieszne" - powiedział poseł PO. "Udowadnia pan tezy, które stawia jeden człowiek - minister obrony narodowej, nie ma to nic wspólnego z niezależnością" - dodał. Dąbrowskiemu, dokonującemu analiz samolotu wytknął, że z wykształcenia jest architektem. "Ja jestem inżynierem elektronikiem i, proszę wybaczyć, nie ingerowałbym w pana działkę" - dodał. Cezary Tomczyk (PO) w odpowiedzi na twierdzenia, że członkowie komisji Millera nie byli w Smoleńsku oświadczył, że było tam 18 z członków komisji i zademonstrował świadczące o tym zdjęcia.

Kierwiński ocenił, że to, co mówi szef MON, to dezinformacja realnie zagrażająca bezpieczeństwu państwa. Członków podkomisji pytał, kiedy pojadą na miejsce katastrofy. Berczyński odpowiedział, że członkowie podkomisji nie byli na miejscu katastrofy, bo nie ma na to zgody ze strony Rosji. Powiedział też, że w odpowiedzi na swój list, w którym zwracał się do MAK o dostęp do oryginałów czarnych skrzynek, wraku Tu-154M, dokumentów i możliwość wysłuchania ekspertów, dostał zaproszenie na spotkanie w Moskwie. "Ja tam nie pojadę do Moskwy po to, żeby się spotkać z panią generał Anodiną. Jeżeli pojadę do Moskwy, to wtedy, kiedy te nasze prośby czy żądania wyrażone w liście, który podpisałem, zostaną zapewnione, bo inaczej to po prostu nie ma tam po co jechać" – dodał.

W posiedzeniu wzięła też udział Ewa Kochanowska, wdowa po RPO Januszu Kochanowskim, który zginął w Smoleńsku. "Zapowiedziane przez Prokuraturę Krajową ekshumacje szczątków ofiar tragedii 10 kwietnia 2010 r. budzą, co zrozumiałe, ogromne emocje wśród rodzin; co mniej zrozumiałe, a nawet podejrzane, także wśród osób postronnych, niemających pojęcia o czym mówią, i (które) z całą pewnością powinny raczej milczeć" - powiedziała.

Jak podkreśliła, rodziny mówią, że przechodzą przez piekło. Jej zdaniem, bardzo łatwo z imienia i nazwiska można wskazać osoby które je na to skazały. "Są to prokuratorzy: Seremet (Andrzej, ówczesny prokurator generalny), Parulski (Krzysztof, ówczesny Naczelny Prokurator Wojskowy), Szeląg (Ireneusz, ówczesny szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie)" – mówiła.

Z kolei poseł PiS Andrzej Melak, którego brat zginął w Smoleńsku, przekonywał, że antagoniści komisji smoleńskiej żyją "w ułudzie i goebelsowskich kłamstwach", które sami spreparowali. Przypomniał, że ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz zapewniała, że przy identyfikacji zwłok są polscy lekarze - "wierzyliśmy, bo byliśmy naiwni" - mówił; domagał się też zwrotu szczątków samolotu. W jego ocenie wtedy "żaden z ministrów, żaden z premierów" nie dorósł do roli obrońcy polskich spraw. (PAP)

ral/ gdyj/ ago/ pru/ pż/ wkt/ pro/

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony