Data publikacji:
28.04.2010 20:50
Źródło artykułu
Tusk: służby państwowe zdają egzamin; Jerzy Miller na czele komisji
28.04. Warszawa (PAP) - Premier Donald Tusk ocenił, że służby państwowe od pierwszych godzin po katastrofie pod Smoleńskiem dobrze zdają swój egzamin. Poinformował też, że od środy szef MSWiA Jerzy Miller stoi na czele Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.Tusk ocenił na specjalnej konferencji prasowej, że - pomimo ryzyka kryzysu ustrojowego związanego ze śmiercią prezydenta Lecha Kaczyńskiego - państwo polskie okazało się stabilne. Zapowiedział również, że ewentualne decyzje polityczne dotyczące odpowiedzialności w związku z katastrofą samolotu pod Smoleńskiem zapadną dopiero po wyborach prezydenckich i będą konsultowane z nowym prezydentem.Szef rządu poinformował też, że z dużą dozą prawdopodobieństwa można dziś stwierdzić, iż przyczyną katastrofy prezydenckiego samolotu nie była awaria maszyny lub eksplozja na jej pokładzie."Od pierwszych godzin po katastrofie pod Smoleńskiem służby państwowe dobrze zdają swój egzamin. Te trudne dni, zarówno dla ludzi jak i dla państwa, po 10 kwietnia pokazały nadzwyczajną klasę zachowań ludzkich, zarówno wśród obywateli, jak i wśród urzędników państwowych (...) Od samego początku trzeba było działać tutaj w kraju ze względu na poważny kryzys ustrojowy będący następstwem śmierci prezydenta RP, a także wielu innych bardzo ważnych urzędników państwowych. Chcę stwierdzić, że nie tylko w mojej ocenie, państwo tutaj też dobrze zdało swój egzamin" - powiedział premier. Według Tuska, po katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem słychać było wiele obaw, że tak wielkie straty w polskiej elicie politycznej mogą wstrząsnąć posadami państwa. Jednak - jak ocenił - państwo okazało się bardzo stabilne, dlatego możemy spokojnie spoglądać w przyszłość - bo okazuje się, że nasze państwo funkcjonuje sprawnie także w tak dramatycznych momentach.Tusk wyraził też "najwyższe uznanie" wszystkim, którzy uczestniczyli w uroczystościach żałobnych oraz działaniach organów państwa po katastrofie.Premier poinformował, że Jerzy Miller od środy stoi na czele Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Dodał, że przyjął rezygnację dotychczasowego szefa tej komisji Edmunda Klicha - który uznał, że nie jest w stanie łączyć funkcji akredytowanego przy komisji rosyjskiej i odpowiadać za raport polskich biegłych.Szef rządu powiedział, że zadaniem polskiej komisji będzie przygotowanie końcowego raportu, z którego będzie wynikała polska ocena przyczyny katastrofy i potrzebne zmiany, które trzeba będzie wprowadzić w Polsce. Jak zaznaczył, ta komisja zgodnie z prawem nie ustala odpowiedzialnych i winnych. "To nie jest i nie może być zakres jej odpowiedzialności" - powiedział Tusk. Jak zaznaczył, jego intencją jest, by Państwową Komisją Badania Wypadków Lotniczych kierował cywil, ponieważ "przedmiotem badania tej komisji będą także procedury zachowania, różne fakty, które dotyczą wojska w kontekście katastrofy, ale także zdarzeń ją poprzedzających". Premier poinformował, że telefony i laptopy ofiar katastrofy są w Polsce i dysponują nimi służby specjalne i prokuratura. "Chcę uspokoić państwa, jeśli chodzi o tego typu sprzęt, jak laptopy czy telefony komórkowe, nasze służby specjalne, w porozumieniu z Rosjanami i za ich pomocą, są w dyspozycji tego sprzętu. Cały (sprzęt) drogą dyplomatyczną został przez stronę rosyjską przekazany i jest w Polsce także do dyspozycji prokuratury, łącznie z telefonem komórkowym prezydenta" - podkreślił szef rządu.Tusk zapowiedział, że ewentualne decyzje polityczne dotyczące odpowiedzialności w związku z katastrofą zapadną dopiero po wyborach prezydenckich i będą konsultowane z nowym prezydentem. Pytany, czy ma zamiar odwołać krytykowanego przez część polityków i ekspertów ministra obrony Bogdana Klicha, premier powiedział, że zarzuty formułowane pod jego adresem są przedwczesne. Jak podkreślił, byłoby źle, gdyby tego typu decyzje przyczyniały się do wskazywania odpowiedzialnych za katastrofę."Będę także chciał poczekać na wyjaśnienie przynajmniej części okoliczności katastrofy, tak aby mieć prawdziwą wiedzę, a nie domysły o zakresie odpowiedzialności politycznej urzędników państwowych, czy wojskowych. Jak sadzę, ewentualne decyzje będą tak, czy inaczej po wyborach prezydenckich. Tego typu decyzje, także ze względu na przyszłość, powinny być konsultowane z nowym prezydentem" - oświadczył premier.Tusk zapewnił, że Rosjanie umożliwiają dostęp do wszystkich działań i materiałów Edmundowi Klichowi. Zaznaczył, że wszyscy niecierpliwie czekają na wyniki śledztwa po stronie polskiej i rosyjskiej, jak i wyniki badań, które prowadzą komisje polska i rosyjska. Premier podkreślił, że kluczowa dla instytucji państwa - w procesie wyjaśniania przyczyn katastrofy - jest wiarygodność, zgodność z procedurami, przejrzystość, ale przede wszystkim nieuleganie takiej presji, by zaspokoić potrzebę szybkiej informacji. "A szybka informacja, ale nieprecyzyjna, albo nieprawdziwa w takich momentach jak ten może narobić bardzo wiele szkód" - ocenił.Przypomniał, że zgodnie z Konwencją chicagowską, państwo polskie wysłało do Rosji tzw. akredytowanego (Edmunda Klicha), którego zadaniem i prawem jest uczestniczyć we wszystkich postępowaniach po stronie rosyjskiej. W sobotę odbyło się spotkanie Tuska z Edmundem Klichem. "Do tej pory zgodnie z informacją bardzo szczegółową, jaką mi przekazał Rosjanie wypełniają to zobowiązanie wynikające z Konwencji chicagowskiej. I nawet w ocenie (Edmunda) Klicha są w wielu sytuacjach gotowi wykraczać poza ramy Konwencji, jeśli jest tylko takie oczekiwanie strony polskiej" - mówił Tusk. Podkreślił, że doradcy i eksperci akredytowanego mają także prawo dostępu do wszelkich czynności i materiałów, jakie bada komisja rosyjska. Tusk zaznaczył, że akredytowany będzie oceniał, na ile projekt raportu ze strony rosyjskiej odpowiada czynnościom, działaniom, materiałom, które oni podczas postępowania komisji widzieli.Premier poinformował, że dzięki obecności Edmunda Klicha, strona polska będzie formułowała ewentualne uwagi do projektu raportu strony rosyjskiej.Jego zdaniem, obecnie trudno określić termin zakończenia prac wyjaśniających przyczyny katastrofy pod Smoleńskiem. "Nie znamy terminów, bo gdyby ktoś dzisiaj wskazał termin zakończenia prac, to z całą pewnością wyprzedzałby w sposób bardzo nieostrożny fakty" - powiedział szef rządu. Jak dodał, "samo śledztwo i samo badanie może powodować, że pojawiają się nowe wątki".Tusk poinformował, że od decyzji prokuratury będzie zależało tempo i skala informowania opinii publicznej o okolicznościach katastrofy prezydenckiego samolotu. "Wyrażam to przekonanie, podziela je także prokurator generalny, że wszystko co możliwe, wszystko co nie szkodzi śledztwu, wszystko co jest już do zdefiniowane powinno być tak szybko, jak to możliwe ujawnione publicznie" - podkreślił premier. Jak dodał, rozumie prokuraturę i jej powściągliwość. "Zadaniem prokuratury, akredytowanego i komisji jest dotarcie do wszystkich okoliczności katastrofy, a nie snucie hipotez i spekulacji" - zaznaczył.Premier powiedział także, że nie uważa, aby to strona rosyjska utrudniała w jakikolwiek sposób polskiej stronie wyjaśnianie przyczyn wypadku. Zapewnił, że - jeśli chodzi o dostęp do "materiałów źródłowych" w śledztwie w sprawie katastrofy - Rosjanie niczego przed polską stroną nie ukrywali.Tusk podkreślił, że uzyskał zapewnienie od prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, że do tej pory polska prokuratura nie ma żadnych zastrzeżeń do współpracy ze stroną rosyjską w postępowaniu ws. okoliczności katastrofy pod Smoleńskiem. Według premiera prokuratura od początku ma możliwość uczestniczenia w postępowaniu, w badaniach i w śledztwie prowadzonych przez stronę rosyjską. Jak dodał, dotyczy to także dostępu do czarnych skrzynek od momentu ich odnalezienia, zabezpieczenia, otwarcia i przesłuchań. Jak dodał, zapewnił Prokuraturę Generalną "o pełnej pomocy logistycznej i organizacyjnej oraz dyplomatycznej" w czasie działań prokuratury wojskowej w Rosji. Poinformował też, że prokurator generalny jest z nim w stałym kontakcie i "ma pełną świadomość niezależności prokuratury od innych organów państw". "To bardzo trudny egzamin dla prokuratury, która działa od kilku tygodni w zupełnie nowych warunkach ustrojowych. Ale to także test na ile prokuratura, będąc niezależnym ciałem wobec rządu, będzie w stanie dobrze działać" - powiedział premier. W jego ocenie "fakt, że prokuratura jest w pełni niezależna od rządu jest faktem sprzyjającym obiektywizmowi postępowania" w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem. Przypomniał, że bezpośrednio postępowanie w sprawie katastrofy lotniczej prowadzi prokuratura wojskowa, która jest podległa prokuratorowi generalnemu. "To prokuratura będzie ustalała nie tylko przebieg zdarzeń, ale i zakres odpowiedzialności i ewentualnej winy za to tragiczne zdarzenie" - mówił szef rządu."Dzisiaj możemy z dość dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że przyczyną katastrofy nie była awaria samolotu lub eksplozja na jego pokładzie, ale sami państwo widzieli, że zarówno rosyjska jak i polska strona miała poważne problemy, żeby precyzyjnie określić sam moment katastrofy" - mówił Tusk.Tłumaczył, że po wgłębieniu się w prace śledczych okazuje się, że aby zdefiniować nawet najprostszy fakt dotyczący katastrofy trzeba na wszelki wypadek zbadać wszystkie okoliczności. "Nie wystarczy jeden materiał źródłowy, nie wystarczy zapis z czarnej skrzynki, trzeba zbadać wszystkie okoliczności po to, żeby sformułować definitywny sąd" - podkreślił szef rządu.Premier powiedział również, że przerwanie pracy niektórych urządzeń w samolocie, który rozbił się pod Smoleńskiem, może wskazywać, iż katastrofa nastąpiła o godz. 8:41. Zastrzegł jednak, że nie zostało to definitywnie stwierdzone. Tusk powiedział, że rozumie prokuraturę, iż nawet w tak elementarnej kwestii jak godzina katastrofy woli poczekać na stuprocentową pewność, niż później wycofywać się z ustaleń. Dotychczas jako godzinę katastrofy podawano godz. 8:56.Premier nie wykluczył udziału eksperta międzynarodowego w pracach komisji wojskowej badającej katastrofę, której przewodniczy minister spraw wewnętrznych i administracji. "Nie widzę żadnych przeciwwskazań, aby polska komisja korzystała z doradztwa, czy uczestnictwa specjalistów międzynarodowych" - mówił Tusk. Powiedział, że już odbyło się wstępne rozpoznanie w sprawie znalezienia kompetentnej osoby. "Wiem, że minister Miller nie wyklucza takiej ewentualności" - dodał.Tusk zapewnił, że nie słyszał zapisów z czarnych skrzynek, jednak z przekazanych mu informacji wynika, że nie ma na nich nic sensacyjnego. "Osobiście nie znam tych zapisów, nie prowadzę śledztwa" - mówił premier.Poinformował też, że wszelkie ważne dokumenty, które mieli przy sobie uczestnicy lotu, są już w Polsce. Pytany o dokumenty, jakie mogły mieć przy sobie ofiary, premier powiedział, że praca ludzi, którzy byli jeszcze przed nim w Smoleńsku, i następnie ich współpraca z Rosjanami "daje duży procent pewności, że wszystko to, co było dla nas ważne, jest w Polsce, i nie zostało w żaden sposób wykorzystane przez gospodarzy". Przyznał jednak, że nie wie, czy do Katynia jakieś ważne dokumenty wieźli ze sobą np. prezes NBP Sławomir Skrzypek czy szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Franciszek Gągor. "Nie mam tej wiedzy" - podkreślił Tusk.Szef rządu powiedział też, że lotnisko w Smoleńsku nie było "w optymalnym stanie". Dodał, że za jego stan odpowiada strona rosyjska. Premier był pytany czy przed wylotem prezydenckiego samolotu 10 kwietnia do Katynia polskie albo rosyjskie służby zbadały stan lotniska w Smoleńsku. "Nie ma takiego obyczaju, żeby polskie służby wyjeżdżały wcześniej i sprawdzały wszystkie okoliczności lądowania. Nie sądzę, aby lotniska, na których lądujemy, były wcześniej szczegółowo sprawdzane przez polskie służby" - powiedział premier.Tusk zaznaczył, że na lotnisku tym przez wiele lat lądowały oficjalne delegacje przy okazji uroczystości katyńskich. "W tym sensie odpowiedzialność za lotnisko biorą gospodarze, a odpowiedzialność za decyzje, że korzystamy z tego lotniska bierze załoga i szefostwo załogi" - dodał.Premier był też pytany o identyfikację ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Tusk poinformował, że identyfikacja prezydenta odbyła się w Smoleńsku, bo takie było życzenie Jarosława Kaczyńskiego, który chciał, by ciało brata jak najszybciej przewieźć ze Smoleńska do Polski. Tusk poinformował, że premier Rosji Władimir Putin dwukrotnie proponował mu, aby ciało prezydenta Lecha Kaczyńskiego przewieźć ze Smoleńska do Moskwy. Jak tłumaczył, możliwości identyfikacyjne i przeprowadzenie sekcji zwłok w Moskwie będzie dużo prostsze i odbędzie się w dużo lepszych warunkach, niż w Smoleńsku; według szefa rosyjskiego rządu w Moskwie można byłoby bardziej uroczyście i godnie pożegnać prezydenta. "Ja za każdym razem odpowiadałem premierowi Putinowi, że spodziewam się, że decyzje w tej kwestii będzie chciał podejmować brat prezydenta Jarosław Kaczyński i że ze względu na szczególną okoliczność relacji między zmarłym a Jarosławem Kaczyńskim uznałem, że te względy muszą być ważniejsze, niż ustalenie między premierami" - powiedział Tusk.Dlatego, jak dodał, po powtórnej propozycji Putina w tej sprawie, rzecznik rządu Paweł Graś skontaktował się z Jarosławem Kaczyńskim, który powiedział, że chce, aby ciało prezydenta jak najszybciej przewieźć ze Smoleńska do Polski. Szef rządu zaznaczył, że brat zmarłego prezydenta nie chciał uczestniczyć w rozmowie z nim, ani z premierem Putinem. "Miałem wrażenie, że premier Putin rozumie moje stanowisko, że dopóki Jarosław Kaczyński nie znajdzie się na miejscu i nie podejmie decyzji, nie powinniśmy podejmować żadnych decyzji" - dodał szef rządu. Premier był również pytany przez dziennikarzy, czy Polska rozważała wystąpienie do Rosji zgodnie z załącznikiem 13 Konwencji Chicagowskiej o przejęcie śledztwa ws. katastrofy. "Jeśli chodzi o załącznik 13 do Konwencji Chicagowskiej, państwo może wystąpić do drugiego państwa o przejęcie części lub całości śledztwa i prokurator Seremet oraz komisja będą jeszcze analizowały, jak sądzę, tego typu potrzebę" - zaznaczył. Jak dodał, kluczem do uzyskania pełnej wiedzy o przyczynach katastrofy jest dobra współpraca między Polakami a Rosjanami. "Jeśli tej dobrej współpracy nie będzie, Rosjanie z racji zapisów Konwencji mają wszystkie atuty w ręku" - podkreślił Tusk. Premier pytany był także o słowa Edmunda Klicha, który powiedział przed kilkoma dniami w TVN24, że w czasie prac eksperckich, mających na celu zbadanie przyczyn katastrofy samolotu TU-154M pod Smoleńskiem, nie mógł liczyć na pomoc ze strony polskich władz i "był zmuszany przez ministra Bogdana Klicha do współpracy z polskimi prokuratorami". Ocenił, że strona polska pozostaje w stosunkach z Rosją w "kategorii petenta". "Pan (Edmund) Klich w rozmowie ze mną prostował przekaz jaki pojawił się w TVN24 i tłumaczył to brakiem możliwości autoryzacji, ale także swoim stanem emocjonalnym" - mówił Tusk. Podkreślił, że Edmund Klich pracował w "skrajnych warunkach" w Moskwie. Z całą pewnością - jak mówił - "mieliśmy do czynienia z pewnym napięciem między Edmundem Klichem a wojskowymi, którzy pracują w komisji".Była to pierwsza konferencja prasowa szefa rządu po katastrofie samolotu prezydenckiego 10 kwietnia pod Smolenskiem.(PAP)mrr/ la/ jra/
Źródło artykułu
Komentarze