Przejdź do treści
Źródło artykułu

Prokuratury otrzymają raport NIK ws. organizacji lotów VIP

Raport NIK o bezpieczeństwie lotów VIP w latach 2005-10 będzie przekazany do warszawskich prokuratur badających katastrofę smoleńską. Z raportu wynika m.in., że Tu-154M nie miał prawa wykonać lotu z zamiarem lądowania w Smoleńsku.

Raport trafi do Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga oraz do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Wojskowa prokuratura prowadzi główne śledztwo w sprawie okoliczności katastrofy smoleńskiej. W praskiej prokuraturze okręgowej toczą się zaś dwa śledztwa dotyczące organizacji lotów premiera Donalda Tuska i prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Katynia - 7 i 10 kwietnia 2010.

Prok. Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej powiedział w piątek PAP, że prokuratorzy WPO zwrócą się do NIK o przesłanie raportu. "Zostanie on włączony w poczet materiału dowodowego i poddany ocenie przez prokuratorów prowadzących śledztwo dotyczące katastrofy" - zaznaczył Maksjan.

"Otrzymywaliśmy od NIK sukcesywnie materiały dotyczące prowadzonej kontroli. Mamy zapewnienie, że dostaniemy również cały raport. Zostanie on wnikliwie przeanalizowany" - powiedziała z kolei PAP rzeczniczka praskiej prokuratury okręgowej prok. Renata Mazur.

Wojskowa prokuratura bada m.in. wątek organizacji lotu z 10 kwietnia po stronie wojskowej. W końcu sierpnia zeszłego roku WPO postawiła zarzuty niedopełnienia obowiązków służbowych dwóm oficerom, którzy w 2010 r. zajmowali dowódcze stanowiska w 36. specpułku obsługującym loty najważniejszych osób w państwie. Chodzi o organizację lotu w zakresie wyznaczenia i przygotowania załogi samolotu. Podejrzani nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Za zarzucany czyn grozi im do trzech lat więzienia.

Z kolei spośród dwóch śledztw prowadzonych przez PO Warszawa-Praga jedno dotyczy ewentualnego niedopełnienia obowiązków lub przekroczenia uprawnień przez urzędników i funkcjonariuszy publicznych kancelarii prezydenta, premiera, MSZ, MON i polskiej ambasady w Moskwie; drugie zaś funkcjonariuszy BOR i ewentualnych nieprawidłowości przy zabezpieczeniu tych wizyt. W tym śledztwie zarzut niedopełnienia obowiązków usłyszał w lutym wiceszef BOR gen. Paweł Bielawny.

Wstępną wersję raportu Najwyższej Izby Kontroli PAP opisała 25 stycznia. NIK uznała w nim, że wyjazdy najważniejszych osób w państwie, korzystających z wojskowego lotnictwa transportowego, były w latach 2005–10 organizowane w sposób niegwarantujący należytego poziomu bezpieczeństwa. Jeszcze w styczniu podano, że zastrzeżenia do wniosków NIK zgłosiła kancelaria premiera, a MON nie podziela wielu z tamtejszych ocen.

Z ustaleń NIK wynika, że w kontrolowanym okresie istniało nawet ryzyko zagrożenia życia i zdrowia osób korzystających z lotnictwa transportowego Sił Zbrojnych RP. Ryzyko to zwiększały nieprawidłowości występujące zwłaszcza w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego.

Wiele ustaleń NIK pokrywa się z ustaleniami komisji Jerzego Millera, która stwierdziła braki w kadrach i wyszkoleniu lotników z tej jednostki - do czego przyczyniło się także Dowództwo Sił Powietrznych i MON, które nie zbudowały "przejrzystych ścieżek kariery zawodowej". Dlatego piloci odchodzili z Pułku - stwierdza NIK.

Według Izby w kontrolowanym okresie aż do katastrofy smoleńskiej ani MON, ani kolejne rządy nie wypracowały spójnej koncepcji organizowania transportu lotniczego dla najważniejszych osób w państwie, która stanowiłaby punkt wyjścia dla zapewnienia im odpowiedniego bezpieczeństwa. Zdaniem NIK nieprawidłowości w przygotowywaniu wizyt i przelotów występowały w całym kontrolowanym okresie zarówno po stronie cywilnej jak i wojskowej.

"Chyba najważniejszym czy jednym z istotnych ustaleń kontroli jest to, że ten samolot zgodnie z polskim systemem prawnym nie miał prawa wykonać tego lotu z zamiarem lądowania w Smoleńsku, ponieważ to było lotnisko nieistniejące w rejestrze lotnisk, w związku z czym traktowane jako nieczynne" - powiedział prezes NIK Jacek Jezierski w piątek rano w "Sygnałach Dniach" na antenie Polskiego Radia.

W rozmowie z PAP Jezierski wyjaśnił, że polskie prawo nie zna pojęcia "lotniska tymczasowo czynnego". "Samolot mógł wykonać lot tylko na lotnisko czynne - czyli nie do Smoleńska" - sprecyzował.(PAP)

mja/ pru/ malk/ mag/

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony