Przejdź do treści
Źródło artykułu

Pięć lat śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej; cztery osoby z zarzutami

Cztery osoby z zarzutami - to efekt trwającego od pięciu lat śledztwa wojskowej prokuratury, badającej okoliczności i przyczyny katastrofy smoleńskiej. Śledztwo nie zakończy się w tym roku, choć prokuratura ma już kompleksową opinię biegłych w sprawie.

Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo w dniu tragedii 10 kwietnia 2010 r. Jest ono prowadzone w sprawie "nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym, w wyniku której śmierć ponieśli wszyscy pasażerowie samolotu TU-154 Sił Powietrznych RP, numer boczny 101, w tym prezydent RP Lech Kaczyński oraz członkowie załogi".

Jeszcze w sierpniu 2011 r. WPO postawiła zarzuty niedopełnienia obowiązków służbowych dwóm oficerom, którzy w 2010 r. zajmowali dowódcze stanowiska w 36. specpułku, który zapewniał transport VIP-ów. Chodziło o organizację lotu w zakresie wyznaczenia i przygotowania załogi samolotu. Podejrzani nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Za zarzucany czyn grozi im do trzech lat więzienia.

24 marca tego roku - po uzyskaniu kompleksowej opinii biegłych - WPO wydała zaś postanowienie o postawienie zarzutów dwóm kontrolerom lotów ze Smoleńska. Jednemu zarzuca się sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy, a drugiemu - nieumyślne sprowadzenie katastrofy. Uruchomiono procedurę co do ogłoszenia im postanowień i przesłuchania w charakterze podejrzanych. Z raportu komisji Millera, która badała katastrofę, wynikało, że podawali oni błędnie załodze Tu-154, że samolot jest na ścieżce i na kursie, a na wieży kontroli lotów panował chaos. Według komisji nie było to jednak przyczyną katastrofy, a kontrolerzy wskazywali załodze, że warunków do lądowania nie ma.

Śledztwo przedłużono do 10 października, ale nie będzie to jeszcze końcowy termin postępowania. Wszystkie okoliczności wskazują na to, że do końca tego roku śledztwa nie uda się zakończyć - poinformowała prokuratura.

WPO dotychczas otrzymała już wiele dokumentów i opinii odnoszących się do okoliczności katastrofy. Wykazano także - po przeprowadzonych ekshumacjach - złożenie ciał sześciu ofiar katastrofy w niewłaściwych grobach. Prokuratura m.in. mówiła także o braku przesłanek oraz dowodów na zamach na pokładzie Tu-154.

Dla wniosków i decyzji prokuratury bardzo duże znaczenie ma całościowa opinia biegłych, zlecona jeszcze w 2011 r. To właśnie wnioski biegłych dały podstawy do postawienia zarzutów dwóm rosyjskim kontrolerom oraz poszerzenia zarzutów wobec dowódców 36. specpułku. Konieczne będzie jeszcze uzupełnienie tej opinii.

Jako pierwszą bezpośrednią przyczynę katastrofy biegli wskazali niewłaściwe działanie załogi, polegające na zniżaniu samolotu przez dowódcę poniżej własnych warunków minimalnych do lądowania i niewydanie komendy odejścia "na drugie zajście". Było to "działanie nieadekwatne do panującej na lotnisku sytuacji meteorologicznej" - podano. Ponadto jako przyczynę katastrofy biegli wskazali "naruszenie reguł określonych w instrukcji użytkowania Tu-154 w locie" oraz "instrukcji współdziałania i technologii pracy członków załogi samolotu". Inną z przyczyn wskazanych przez biegłych były także nieprawidłowości w związku z wyznaczeniem do lotu "osób bez ważnych uprawnień, lub wręcz bez uprawnień, do wykonywania lotów na tym typie samolotu".

Biegli wykluczyli, aby uszkodzenia Tu-154 powstały z innych przyczyn niż zderzenia z przeszkodami terenowymi. Według biegłych uderzając w ziemię, samolot był kompletny, pomijając uszkodzenia spowodowane uderzeniem w brzozę. Biegli nie stwierdzili także śladów oddziaływania ognia na zasadniczych elementach konstrukcyjnych samolotu; nie było też wybrzuszeń powłoki samolotu charakterystycznych dla wybuchu. Ani stan zdrowia załogi, ani stan techniczny samolotu nie miały związku z katastrofą - uznali biegli.

Wcześniej całościowe opracowania nt. katastrofy przygotowały komisje zajmujące się badaniem wypadków lotniczych - w styczniu 2011 r. Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (tzw. rosyjski raport MAK), w lipcu 2011 r. polska Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (tzw. raport komisji Jerzego Millera). Prokuratura zna te ustalenia, ale nie musi ich w całości przyjmować w swoim śledztwie.

Prokuratura wystąpiła o kompleksową opinię biegłych, gdy wpłynął do niej raport komisji Millera. Prokuratura tłumaczyła, że musi powołać własnych biegłych - z listy biegłych sądowych oraz by były to inne osoby niż członkowie KBWLLP, której zadaniem nie jest ustalanie odpowiedzialności karnej konkretnych osób, ale badanie przyczyn katastrofy. Rozdzielenie ekspertów komisji badawczych od biegłych pracujących dla prokuratury to "nauczka" ze sprawy ppłk. Marka Miłosza - pilota śmigłowca, który w 2003 r. awaryjnie lądował z premierem Leszkiem Millerem na pokładzie. Po trwającym kilka lat procesie pilot został uniewinniony, a sąd wytknął prokuraturze, że na biegłych powołała ekspertów komisji badania wypadków lotniczych.

Prokuratura zaprzeczała części raportu MAK. Komitet wskazał w styczniu 2011 r., że we krwi jednej z ofiar katastrofy - dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika - wykryto 0,6 prom. alkoholu. Oficjalne stanowisko strony polskiej z 2011 r. głosiło, że nie można się odnieść do informacji o obecności alkoholu we krwi gen. Błasika ze względu na "brak dokumentacji źródłowej". Badania biegłych na zlecenie WPO jednoznacznie wykazały, że zarówno gen. Błasik, jak i załoga Tu-154, personel pokładowy i funkcjonariusze BOR byli trzeźwi w momencie katastrofy.

Wiele emocji w opinii publicznej wywołała publikacja "Rzeczpospolitej" z października 2012 r., że na wraku samolotu znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura wielokrotnie wskazywała, że wyświetlenie się napisu TNT na detektorze używanym przez ekspertów nie jest równoznaczne ze stwierdzeniem obecności trotylu. W opinii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji z 2013 r. wskazano, że nie ujawniono śladów materiałów wybuchowych w próbkach pobranych z miejsca katastrofy, ze szczątków Tu-154 oraz podczas sekcji zwłok ofiar.

W styczniu br. ujawniono stenogramy z nowymi odczytami nagrań z wieży smoleńskiego lotniska oraz Jaka-40 lądującego przed katastrofą. Z nagrania z wieży wynika, że nie zezwoliła ona Tu-154 na zejście do wysokości 50 metrów. Członkowie załogi Jaka-40: technik Remigiusz Muś i pilot Artur Wosztyla mieli zeznać, że wieża zezwoliła załodze prezydenckiego samolotu na zejście do wysokości 50 m (oznaczałoby to zgodę na zejście poniżej dopuszczalnej wysokości, którą było 100 m). "Fakt taki nie miał miejsca, przynajmniej tak wynika z opinii i stenogramów, które otrzymaliśmy" - mówił prokurator mjr Marcin Maksjan. Zacytował zapis wypowiedzi kontrolera do załogi Tu-154: "Polski sto jeden, od stu metrów bądź gotowy do odejścia na drugi krąg". Dodał, że zeznania Musia i Wosztyla zmieniały się.

O zapisach kontrolerów lotu ze smoleńskiego lotniska głośno było cztery lata temu. 18 stycznia 2011 r. kierowana przez ówczesnego szefa MSWiA Jerzego Millera komisja badająca katastrofę ujawniła część nagrań z wieży w Smoleńsku. Polska komisja wskazywała, że rosyjscy kontrolerzy lotu popełnili 10 kwietnia 2010 r. liczne błędy, działali pod presją i nie byli wystarczającym wsparciem dla załogi Tu-154. Wówczas w odpowiedzi, jeszcze tego samego dnia, Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) opublikował zapisy rozmów kontrolerów lotów.

W marcu br. z braku danych potwierdzających popełnienie przestępstwa WPO umorzyła śledztwo ws. "nieumyślnego sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy" podczas lądowania Jaka-40. Wylądował on bez zgody wieży kontroli lotów w Smoleńsku.

Prokuratura nadal oczekuje odpowiedzi na wnioski o pomoc prawną wysłane do USA oraz Rosji. Zakład Medycyny Sądowej we Wrocławiu przygotowuje opinię nt. każdej ofiary katastrofy, uwzględniającą polską i rosyjską dokumentację lekarską. Nie zdoła on przygotować opinii do końca roku.

W Rosji cały czas znajdują się wrak oraz oryginały rejestratorów samolotu. Polska prokuratura wielokrotnie występowała o ich przekazanie, rosyjscy śledczy odpowiadali, że będzie to możliwe dopiero po zakończeniu prowadzonego przez nią postępowania w sprawie katastrofy w Smoleńsku. Prokuratura Generalna przypomniała, że możliwe jest zakończenie polskiego śledztwa bez przekazania Polsce wraku Tu-154M i rejestratorów samolotu. "Może to nastąpić tylko wówczas, gdy biegli przeprowadzą wszystkie badania w odniesieniu do tych dowodów" - zastrzegła PG.

Szef WPO płk Ireneusz Szeląg mówi, że "prokuratura nie może być zakładnikiem braku wraku", a biegli określili, iż "dostęp do wraku był taki, jakiego sobie życzyli", wobec czego brak wraku "nie stoi na przeszkodzie, żeby śledztwo zakończyć". (PAP)

sta/ itm/

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony