Przejdź do treści
Źródło artykułu

Niejawne zeznania b. szefa BOR na procesie gen. Bielawnego

Ponad cztery godziny trwały w czwartek niejawne zeznania szefa BOR gen. Mariana Janickiego w procesie b. wiceszefa BOR gen. Pawła Bielawnego, oskarżonego o nieprawidłowości przy ochronie wizyt w Smoleńsku w kwietniu 2010 r. Zrobiliśmy, co w naszej mocy - zapewnia Janicki.

Sprawa toczyła się w specjalnie zabezpieczonej sali Sądu Okręgowego w Warszawie. Ani Janicki, ani Bielawny, ani żaden z uczestników procesu nie udzielał informacji o rozprawie. Prawo zabrania "publicznego rozpowszechniania" wiadomości z niejawnego procesu. Za takie przestępstwo Kodeks karny przewiduje do dwóch lat więzienia. Z uwagi na ochronę tajnych procedur BOR tajne będą zeznania także innych świadków. Sąd wyznaczył terminy rozpraw do 26 marca - większość będzie niejawna. Pierwsza jawna rozprawa ma się odbyć 14 stycznia.

"BOR nie ma sobie nic do zarzucenia. Zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, ale czasem nawet najlepsze i najbardziej ofiarne wykonywanie swoich obowiązków nie wystarczy" - napisał gen. Janicki w otrzymanym przez PAP oświadczeniu. Dodał, że "ataki" na BOR uważa za pozbawione "dobrej woli i zrozumienia dla obowiązujących w Biurze procedur, takich samych przed katastrofą, jak i po niej". "Krytycy BOR głusi są na fakty i dokumenty, z których jasno wynika, że zabezpieczenie tej wizyty spełniało wszystkie obowiązujące naszą formację normy" - podkreślił, dodając, że delegacja prezydenta Lecha Kaczyńskiego z 10 kwietnia "należała do najlepiej przygotowanych tego typu zadań ochronnych w ostatnich latach".

Powtórzył, że dla BOR 10 kwietnia 2010 r. był najtragiczniejszym dniem w dziejach tej formacji, bo na posterunku zginęło 9 funkcjonariuszy. "Nigdy wcześniej BOR nie poniósł tak wysokich strat w ludziach" - podkreślił i dodał, że to także jego osobisty dramat, bo zginęli jego podwładni, a niekiedy także przyjaciele. "Po katastrofie bardzo długo miałem nadzieję, że efektem dyskusji o przyczynach tej tragedii będzie zmiana przepisów regulujących zasady przebiegu lotów najważniejszych urzędników w państwie, zmiana, która wymusi lepsze przestrzeganie procedur i uniemożliwi ochranianym przez nas osobom oraz innym nieupoważnionym do tego podmiotom ingerencję w przebieg lotu oraz naciski na realizację zadań kosztem bezpieczeństwa (...). Niestety szybko przekonałem się, że zamiast merytorycznej dyskusji nad tym, co zrobić żeby Smoleńsk nigdy się nie powtórzył, rozpoczęło się szukanie winnych wśród tych, którzy ocaleli. Było to - i jest do dzisiaj - całkowicie zdominowane przez politykę" - napisał Janicki.

Proces ruszył pod koniec listopada. Ani Bielawny, ani jego adwokat nie wypowiadali się dla prasy. Wiadomo, że gen. Bielawny jako oskarżony nie przyznał się do postawionych mu zarzutów, za które grozi do pięciu lat więzienia. Zapowiadał wcześniej, że będzie odpowiadał tylko na pytania sądu i swego obrońcy, a nie na pytania oskarżenia.

B. wiceszef BOR jest oskarżony o niedopełnienie, od 18 marca do 10 kwietnia 2010 r., obowiązków związanych z planowaniem, organizacją i realizacją zadań ochronnych Biura. Według Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga "skutkowało to znacznym obniżeniem bezpieczeństwa ochranianych osób, czym działał na szkodę interesu publicznego, tj. zapewnienia ochrony prezydentowi RP i prezesowi Rady Ministrów oraz interesu prywatnego osób pełniących urząd prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki Marii Kaczyńskiej oraz urząd prezesa Rady Ministrów Donalda Tuska".

Drugi zarzut to poświadczenie nieprawdy w dokumentacji, że fotograf współpracujący z BOR jest funkcjonariuszem Biura w delegacji do Smoleńska.

Podstawą oskarżenia były ustalenia dwóch biegłych, według których m.in. sposób organizacji i realizacji działań ochronnych był niezgodny z zasadami i pragmatyką BOR. Prokuratura odtajniła ich wnioski. Według nich Bielawny odpowiada m.in. za "świadome odstąpienie" od rozpoznania przez BOR lotniska w Smoleńsku; nieobecność BOR na nim oraz niesprawdzenie tras przejazdu prezydenta. Biegli ocenili, że BOR powinien był uznać stopień zagrożenia wizyty L. Kaczyńskiego za „wysoki", a nie tylko za „średni" (co do wizyty D. Tuska biegli uznali, że stopień taki powinien być określony jako "średni", a nie jako "niski").

Oskarżycielem posiłkowym w sprawie jest Jarosław Kaczyński. Reprezentuje go mec. Piotr Pszczółkowski, który po poprzedniej rozprawie komentował, że z opinii biegłych wynika, iż L. Kaczyński "praktycznie chroniony nie był". Dodawał, że ława oskarżonych powinna "przy takiej masie uchybień" objąć więcej osób.

W śledztwie Bielawny nie przyznał się do zarzutu i odmówił składania wyjaśnień. Po przedstawieniu zarzutów w lutym 2012 r. ówczesny szef MSW Jacek Cichocki zdymisjonował go ze stanowiska wiceszefa BOR. Akt oskarżenia prokuratura skierowała do sądu w czerwcu 2012 r. Jesienią 2012 r. sprawę przeniesiono z sądu rejonowego do okręgowego ze względu na jej "szczególną wagę i zawiłość".

Sprawę Bielawnego wyłączono ze śledztwa dotyczącego organizacji lotów do Smoleńska w zakresie odpowiedzialności instytucji cywilnych. Prokuratura prawomocnie je ostatnio umorzyła, bo oceniła, że choć były nieprawidłowości przy organizacji lotów, to nie wystarczają one do postawienia zarzutów. Główne śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej - przedłużone ostatnio do kwietnia 2015 r. - prowadzi Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. (PAP)

wkt/ itm/

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony