Milczarski: nie planuję dymisji z funkcji prezesa LOT
"Nie planuję odejścia, z pewnością nie podam się do dymisji. Oczywiście w każdej chwili, w dowolnym momencie, dowolny zarząd, dowolnej spółki Skarbu Państwa może zwolnić rada nadzorcza tej spółki. To jest jej prerogatywa" - powiedział w czwartek Milczarski w RMF FM.
Dymisji Milczarskiego domagają się strajkujące od ubiegłego czwartku związki zawodowe działające w PLL LOT.
Prezes PLL LOT powiedział, że w środę odbyło się posiedzenie rady nadzorczej. "I nie zwolnili pana?" - pytał dziennikarz. "No nie zwolnili" - odpowiedział Milczarski.
Potwierdził, że we wtorek odbyło się spotkanie z jego udziałem z szefem kancelarii premiera Michałem Dworczykiem oraz częścią rady nadzorczej.
"Poprosiłem o to spotkanie, po to, żeby móc przedstawić przewodniczącemu rady nadzorczej i panu ministrowi Dworczykowi sytuację, tak jak ją widzę. Uważam, że to jest mój obwiązek. Jest to istotna różnica pomiędzy tym, czy ktoś jest wzywany, czy zaproszony, czy sam o takie spotkanie prosi, żeby spełnić obowiązek informacyjny, jaki na mnie ciąży" - tłumaczył Milczarski.
Przewodniczącym rady nadzorczej PLL LOT jest Mateusz Berger, który jest też dyrektorem Departamentu Skarbu Państwa w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Milczarski we wtorek mówił, że premier Mateusz Morawiecki jest na bieżąco informowany o sytuacji w spółce. "Pan premier i rząd prowadzi nadzór nad spółkami za pomocą organów, które są do tego uprawnione. To jest konkretnie departament (Skarbu Państwa - PAP) w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Jesteśmy w bieżącym kontakcie z tym departamentem. Przekazujemy na bieżąco wszystkie informacje. Pan premier również jest poinformowany o skali tej sytuacji" - mówił wówczas.
Prezes LOT ocenił, że strajk w spółce jest "sprawą polityczną". "Taką jest od początku ze strony tego komitetu strajkowego. Dlatego, że postulaty jakie formułują strajkujący, są absurdalne".
Podkreślił, że ten strajk jest zorganizowany wbrew prawu, sąd wydał zabezpieczenia sądowe ws. strajku w spółce.
"Ja nie wykluczam, a wręcz prowadzę rozmowy z różnymi osobami, które - mam nadzieję, że doprowadzą do tego, żeby nasze stanowiska się zbliżyły. Ja widzę powrót do LOT, ale na nowe umowy - na pewno nie cofniemy tych dyscyplinarnych wypowiedzeń umów o pracę. Na nowe zupełnie umowy" - powiedział.
Trwający od ubiegłego czwartku strajk zorganizował Międzyzwiązkowy Komitet Strajkowy. Protestujący - stewardesy i piloci - dobrowolnie powstrzymują się od pracy. Międzyzwiązkowy Komitet Strajkowy został wybrany spośród zarządów dwóch reprezentatywnych związków zawodowych: Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego (ZZPPiL) na czele z Moniką Żelazik oraz Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT, którego przewodniczącym jest Adam Rzeszot.
Związkowcy domagają się przede wszystkim przywrócenia do pracy przewodniczącej ZZPPiL Moniki Żelazik, która została dyscyplinarnie zwolniona, a także przywrócenia do pracy 67 osób dyscyplinarnie zwolnionych oraz dymisji prezesa PLL LOT.
Ze względu na brak załóg, które uczestniczą w ósmym dniu nielegalnego strajku, LOT w czwartek odwołała trzy wyloty z Warszawy i siedem przylotów do Polski, w sumie 10 rejsów. Realizacja 386 rejsów tego dnia ma się odbyć bez zmian.
Spółka przekazała w czwartek, że w "czasie siedmiu dni zakazanego przez sąd strajku, czyli do wczorajszego wieczora, LOT wykonał 2 222 zaplanowane rejsy, przewożąc prawie 183 tys. pasażerów. Odwołanych rejsów było w tym czasie 50".
"Robimy wszystko, żeby utrudnienia wynikające z nielegalnego strajku w jak najmniejszym stopniu dotykały naszych pasażerów" - tłumaczy spółka. Wskazuje, że każdy odwołany lot, to straty finansowe dla LOT, które wynoszą szacunkowo co najmniej kilka milionów zł. (PAP)
autor: Aneta Oksiuta
aop/ je/
Komentarze