MI: nikt z kierownictwa resortu nie ingerował w postępowanie ws. startu z Zielonej Góry samolotu z prezydentem
Jak napisała Wirtualna Polska, portal dotarł do korespondencji między grupą m.in. urzędników, członków zarządu LOT, a także dwóch wiceministrów, dotyczącej zdarzenia ze startem. Według WP, w grupie tej był wiceminister infrastruktury Marcin Horała.
Jak pisze portal, samolot z prezydentem miał wystartować z zamkniętego lotniska, na którym kontroler ruchu skończył już dyżur. Z tego powodu maszyna wydzierżawiona od LOT miała nie otrzymać zezwolenia na start. Na start mieli naciskać pasażerowie - twierdzi WP, opierając się na przywoływanym w korespondencji zapisowi rozmów z wieżą.
Jak zaznaczyło MI w oświadczeniu przesłanym PAP, postępowanie jest prowadzone przez uprawniony organ – Państwową Komisję Badania Wypadków Lotniczych. Jednocześnie resort stwierdził, że „według obecnego stanu wiedzy nie doszło w jego toku do jakiegokolwiek incydentu stanowiącego zagrożenie dla bezpieczeństwa pasażerów”.
Jak oświadczyło ministerstwo, „wątpliwości dotyczą kwestii proceduralnych, w tym poprawności formalnej startu w procedurze VFR, skądinąd procedurze bezpiecznej i stosowanej w lotnictwie - głównie w kontekście wewnętrznej procedury operacyjnej LOT”. „Ostateczna ocena sytuacji należy jednak do ekspertów PKBWL” - zaznaczył resort.
„Tego rodzaju zdarzenia powinny być przedmiotem merytorycznego badania przez uprawnionych specjalistów, nie zaś politycznych spekulacji” - oświadczyło ministerstwo.
WP, opisując korespondencję, napisała, że Horała miał stwierdzić, że "Instytucje powinny trzymać taki profesjonalny przekaz”, oraz "Natomiast politycy to IMHO powinni iść na ostro: kolejna wrzutka Laska, próba puszczenia szczura na ostatniej prostej kampanii, źródło niewiarygodne, mimo wszystko nie lekceważymy, sprawdzimy, ale na spokojnie po wyborach (prezydenckich w 2020 r. - PAP)”.(PAP)
wkr/ pad/
Komentarze