Przejdź do treści
Źródło artykułu

Informacja premiera i burzliwa debata o raporcie MAK w Sejmie

Dla Polski lepiej znać prawdę i nie mieć wojny, niż nie znać prawdy i mieć wojnę - mówił w Sejmie premier Donald Tusk, który liczy, że do końca lutego polska komisja zakończy badanie katastrofy smoleńskiej.

Kluby PiS i PJN skrytykowały działania rządu w tej sprawie.

Tusk oraz szef polskiej komisji badającej katastrofę smoleńską minister SWiA Jerzy Miller przedstawili w środę w Sejmie rządową informację o działaniach w sprawie wyjaśnienia katastrofy TU-154M z 10 kwietnia, w której zginął prezydent Lech Kaczyński i 95 innych osób.

Debata po wystąpieniu Tuska i Millera była burzliwa; po tym jak Tusk skończył mówić, salę obrad opuścił prezes PiS Jarosław Kaczyński. Powrócił po pewnym czasie, by skrytykować słowa przedstawicieli rządu, a zarazem zadeklarować, że chce pomoc polskim władzom "wyjść z pułapki", na którą jego zdaniem złożyły się liczne błędy - począwszy od wyboru podstaw prawnych wyjaśniania katastrofy.

Premier podkreślił, że nie wszyscy w kraju byli zainteresowani pełną prawdą o katastrofie. Szef rządu ocenił też, że polska dokumentacja dotycząca katastrofy smoleńskiej - w porównaniu z wersją raportu zaprezentowaną przez MAK - pokazuje "pełniejszą prawdę", bo rząd "chce wygrać prawdę o Smoleńsku", "wygrać pokój polityczny w relacjach międzynarodowych" oraz "elementarną stabilizację polityczną wewnątrz kraju". "Żadne z tych zadań nie straciło na aktualności" - zapewnił.

"Od pierwszych chwil po katastrofie smoleńskiej polski rząd musiał w trybie natychmiastowym podejmować decyzje, które dawały możliwość +wygrania prawdy+ o katastrofie" - dodał Tusk. Bronił decyzji o wyborze konwencji chicagowskiej jako podstawy prawnej badania katastrofy.

Według premiera niektórzy marzyli jednak "o takim rezultacie, że katastrofa smoleńska wciąż trwa". Liczyli - mówił - że stanie się ona kluczem do "radykalnej zmiany politycznej". "Tu rozbieżność interesów była bardzo dramatyczna, bo w naszej ocenie trzeba było zrobić wszystko, by ta katastrofa nie miała więcej negatywnych skutków" - mówił Tusk.

Zarazem przyznał, że Polska wie dobrze, iż "partner, z jakim przyjdzie nam współpracować w wyjaśnianiu okoliczności i przyczyny katastrofy, jest ciągle tym samym partnerem, jakiego znamy z historii". I dodał, że "tylko ktoś naiwny mógłby sądzić, że do zastosowania są jakieś nadzwyczajne procedury, zgodnie z którymi Rosja stawiana przez niektórych polityków w roli sprawcy, w roli wręcz zamachowca, równocześnie wysłucha wszystkich sugestii, oczekiwań i żądań tych polityków, którzy w tym samym czasie formułują tego typu oskarżenia".

Jerzy Miller ocenił z kolei, że gdyby nie rozmowa Donalda Tuska z premierem Rosji Władimirem Putinem "to prawdopodobnie do dzisiaj nie mielibyśmy kluczowego dowodu, który zmienił spojrzenie polskiej komisji na udział niektórych członków załogi w przebiegu wypadku w ostatniej fazie lotu".

Wystąpienie premiera przerywały okrzyki z galerii sejmowej: "Hańba!", "Skandal", "To nie jest polski rząd". "To jest kolejna ilustracja tego, jak trudne okoliczności towarzyszą pracy polskiego rządu, kiedy chce doprowadzić do pełnego wyjaśnienia okoliczności katastrofy" - skomentował szef rządu. Jak dodał - "prawdy o katastrofie smoleńskiej skutecznie nie oświetlą pochodnie maszerujących po Krakowskim Przedmieściu, a do prawdy o Smoleńsku przybliżają nas wysiłki dziesiątek polskich przedstawicieli".

Według Millera strona rosyjska nie potrafiła do końca odczytać z rejestratora głosowego zapisu rozmów załogi polskiego tupolewa. "Ustalenia rosyjskie (w tej kwestii) są inne niż ustalenia polskie. Nie inne (...), że byłyby wygodne inne, tylko strona rosyjska nie mogła do końca odczytać zapisu z rejestratora głosu" - powiedział.

Na dowód swych słów wskazał, że w rosyjskiej wersji odczytu rozmów polskiej załogi słowo "odchodzimy" wypowiedziano tylko raz - miał to zrobić drugi pilot. Tymczasem polscy specjaliści ustalili, że to słowo padło dwa razy: pierwszy raz wypowiedział je dowódca załogi kpt. Arkadiusz Protasiuk, a drugi pilot powiedział to po raz drugi, potwierdzając komendę dowódcy.

Miller poinformował, że taśma rejestratora ma 30 minut i eksperci Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego nadal nad nią pracują. "Są tam inne fragmenty (nieodczytane - PAP) nagrania, które też mogą w sposób bardzo istotny zmienić pogląd nie tylko komisji, ale również wszystkich, którzy będą się chcieli zapoznać z końcowym raportem, na przebieg zdarzeń, na wolę tych, którzy na pokładzie się znajdowali i na wpływ (tych czynników - PAP) na katastrofę lub brak tego wpływu" - powiedział szef MSWiA.

Jak dodał, kierowana przez niego komisja nie mogła ujawnić wyników swojego działania przed publikacją raportu MAK. "Komisja jest zobowiązana do milczenia w trakcie prowadzenia procesu badawczego" - zaznaczył.

Szef klubu PO Tomasz Tomczykiewicz zarzucił PiS i PJN, że rywalizują o zawłaszczenie i wykorzystanie do celów politycznych katastrofy smoleńskiej, która jest "tragedią wszystkich Polaków". "Kiedy zaczniecie pomagać w wyjaśnieniu prawdy o katastrofie?" - pytał polityków PiS.

Jak ocenił, nie powinniśmy ulegać "zbiorowej histerii", której szczególnie - według niego - poddają się PiS i PJN. "Ostatnie miesiące w wykonaniu PiS to wycieczki do Stanów Zjednoczonych, ośmieszanie Polski na arenie międzynarodowej, mówienie o kondominium, czy pomysł powołania komisji śledczej ds. katastrofy smoleńskiej, podczas gdy śledztwo prowadzi prokuratura" - dodał Tomczykiewicz. Zarzucił też politykom PiS, że są "fałszywymi obrońcami honoru Wojska Polskiego".

Występujący po nim Jarosław Kaczyński uznał, że bywało, iż Polska traciła wolność, ale nie traciliśmy godności. "Pod kierownictwem premiera Donalda Tuska idzie ku temu, że stracimy godność, a wolność też będzie zagrożona" - powiedział. Uznał zarazem, że w polityce nie jest tak, iż jeśli ktoś jest zdecydowany i twardy, to na tym przegrywa. "Żadne wojny nam tutaj nie grożą. Rosjanie są dzisiaj słabnącym państwem, które musi się liczyć także z opinią międzynarodową" - uważa lider PiS.

Każdy naród ma swój honor i godność i nikt go Polakom nie może odebrać - powiedział występujący w imieniu PSL wicepremier Waldemar Pawlak. "Polscy politycy powinni się zastanowić, co zrobić, by tragedia z 10 kwietnia przeistoczyła się w coś pozytywnego" - apelował z nim szef klubu PSL Stanisław Żelichowski.

Elżbieta Jakubiak (PJN) wzywała premiera, żeby bronił polskiego interesu z taką samą siłą, jak ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka. "Wtedy też przyniosę panu róże. Tylko żeby to było w imieniu państwa" - mówiła zarzucając rządowi, że po katastrofie smoleńskiej nie tylko nie przywrócił przekonania o wiarygodności naszego państwa, ale zaserwował Polakom "gorzką pigułkę bezradności tego państwa". Tusk protestował po tym wystąpieniu. "Opozycja zamieniła wyjaśnianie katastrofy smoleńskiej w gonitwę za premierem" - mówił.

W opinii szefa klubu SLD Stanisława Wziątka, w sprawie wyjaśnienia okoliczności katastrofy smoleńskiej Polska nie wykorzystała wszystkich możliwości, jakie daje 13. załącznik konwencji chicagowskiej. "Rosja dała nam bolesną lekcję w tej sprawie" - ocenił i dodał, że "nie jest sprawnym państwo, w którym co chwilę dochodzi do katastrofy".

Po debacie do zadania pytań premierowi i ministrowi zapisało się 83 posłów. (PAP)

wkt/ par/ gma/

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony