Armia USA czeka na decyzję Trumpa w sprawie odwetu za atak na bazę w Iraku
W środowym ataku rakietowym zginęło dwóch żołnierzy amerykańskich i jeden brytyjski, a ok. 12 zostało rannych. Wśród rannych jest żołnierz z Polski, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Na bazę at-Tadżi - według strony amerykańskiej - spadło od 12-18 pocisków typu Katiusza.
Eksperci spekulują, że ostrzał bazy mógł być odwetem Iranu za zabicie dowódcy elitarnej irańskiej jednostki Al-Kuds, generała Kasema Sulejmaniego. Zginął on 3 stycznia w Bagdadzie w amerykańskim ataku dronów.
"Powiem jasno: Stany Zjednoczone nie będą tolerowały ataków na naszych ludzi, nasze interesy czy naszych sojuszników" - powiedział w czwartek minister obrony USA Mark Esper. Na konferencji prasowej w Pentagonie zapewnił, że rozważane są wszystkie opcje, a USA wraz z partnerami "pracują, by wymierzyć sprawcom sprawiedliwość".
Esper poinformował, że po ataku rozmawiał z Trumpem, który dał mu "pełnomocnictwa, by robić co należy, zgodnie z jego wskazówkami".
Przedstawiciele Pentagonu przedstawiają amerykańskiemu przywódcy ewentualne odpowiedzi na ostrzał bazy - informują media. Wśród nich ma być nawet rozważany atak na siły w Iranie.
Generał Milley twierdzi, że za ostrzałem bazy at-Tadżi stoją "szyickie milicje", ale nie podał ich nazw. "Mamy dość dużą pewność, że wiemy, kto to zrobił" - powiedział. Pentagon czeka na decyzję Trumpa, co robić - dodał Milley, cytowany przez "Washington Post". Główne podejrzenie spada na bojówkę Kataib Hezbollah, sprzymierzoną z Iranem grupę, która w grudniu dokonała ataku na amerykańską ambasadę w Bagdadzie.
Żaden z pocisków odpalonych w środowym ataku nie został zestrzelony przez system antyrakietowy. Pytany o to Milley przyznał, że Stany Zjednoczone nie dysponują w Iraku taką technologią. O tym, że USA przenoszą do Iraku systemy obrony powietrznej, by zapewnić bezpieczeństwo swoim żołnierzom, mówił we wtorek generał Kenneth McKenzie, dowódca amerykańskich wojsk na Bliskim Wschodzie i w Afryce.
W czwartek we wschodniej Syrii doszło do zbombardowania przygranicznych obozów Sił Mobilizacji Ludowej, irackich bojówek popieranych przez Iran. Jak podaje BBC za Syryjskim Obserwatorium Praw Człowieka, w wyniku nalotu zginęło 26 osób.
Syryjska agencja SANA opisała atak jako "agresję" przeprowadzoną przez niezidentyfikowany samolot. Jak zauważa BBC, choć nie jest pewne, kto był autorem ataku, doszło do niego tuż po ataku na at-Tadżi.
Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)
mobr/ baj/ ap/
Komentarze