Arabski: nie jestem odpowiedzialny za to, co zarzuca mi Macierewicz
Jedna z konkluzji "białej księgi" z prac parlamentarnego zespołu ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej kierowanego przez Macierewicza zakłada, że Arabski nie dopełnił licznych obowiązków w kontekście wizyty prezydenta, m.in. wyznaczając do lotu samolot "z licznymi usterkami i awariami".
"Wielokrotnie dyskutowano, kto naprawdę organizował i jest odpowiedzialny za organizację tej wizyty, kto wyznaczał terminy i skład, wszystkie szczegóły. Dysponujemy dokumentami wskazującymi jednoznacznie, że wszystko to leżało w rękach pana ministra Tomasza Arabskiego" - powiedział Macierewicz prezentując w czwartek tezy "białej księgi".
Arabski pytany w piątek w programie "Piaskiem po oczach" w TVN24, czy nie czuje się odpowiedzialny za to, że 96 ważnych osób w państwie wsiadło 10 kwietna do Tu-154, podkreślił, że on nie ponosi za to odpowiedzialności.
Przyznał, że miał świadomość, iż delegacja prezydenta będzie "bardzo uroczysta". Jednak dopytywany, czy nie powinien był wtedy interweniować powiedział, że "ostatnią rzeczą", jaką powinien się zajmować, to "ingerować w listę gości prezydenta".
"To, że jest aż taka delegacja - wiedziałem, w tym sensie, że jest na pewno wielka, uroczysta delegacja (...) Listę osób poznałem 10 kwietnia" - mówił Arabski.
Według niego, także szef Kancelarii Prezydenta Władysław Stasiak, który zginął w katastrofie, nie ponosi odpowiedzialności za to, kto wsiadł do samolotu.
Reagując na inne zarzuty sformułowane w "białej księdze" pod swym adresem szef kancelarii premiera powiedział: "Antoni Macierewicz mówi nieprawdę. Ja nie jestem za to odpowiedzialny, naprawdę".
Pytany, czy nie jest dziwne, że do tej pory nikt nie poniósł konsekwencji za katastrofę, Arabski powiedział: "Jak pojawi się raport ministra Jerzego Millera będziemy mieli na pewno dużo więcej wiedzy na temat tego, jak to oceniamy".
Powiedział też, że nie czytał raportu Millera, choć miał go w rękach. Według niego, teraz z raportem zapoznaje się premier Donald Tusk.
Arabski stwierdził, że komentatorzy oceniają raport Macierewicza jako "rzecz absurdalną". "Jeśli jestem za coś odpowiedzialny i komisja (Millera) to wykaże, to będziemy mieli wtedy temat do dyskusji, mało tego, być może do decyzji. Poczekajmy" - dodał.
Według niego, na pewno z powodu "bitwy politycznej" między PO a PiS żaden z urzędników nie chciał obniżać "czyjegokolwiek bezpieczeństwa". "To jest tak absurdalna teza, że ciężko z nią polemizować" - powiedział.
Jego zdaniem, każdy z urzędników i funkcjonariuszy BOR chciał "jak najlepiej w każdej sprawie odpowiadać prezydentowi". Jego zdaniem, "argument, że (prezydent Kaczyński) był źle traktowany, jest nie fair".
Arabski powiedział też, że wstydzi się tego, iż w październiku 2008 r. kancelaria premiera odmówiła Lechowi Kaczyńskiemu rządowego samolotu, by mógł dostać się na szczyt UE do Brukseli. Prezydent Kaczyński poleciał wtedy wyczarterowanym samolotem. Sprawa znalazła swój finał w sądzie.
"To była głupia rzecz, była to sytuacja, z której nie jestem dumy, zrobiłem to świadomie. Uważam, że wracanie do tej sprawy w kontekście Smoleńska jest dla mnie trudne, ale - tak jak mówię - wstydzę się tej decyzji" - oświadczył Arabski. (PAP)
ann/ mok/ mhr/
Komentarze