Przejdź do treści
Źródło artykułu

ŻAR - nasza miłość

Jest jakaś siła, która przyciąga polskich lotników na wrześniowe spotkania, organizowane corocznie od kilku lat w żarowskim internacie, usytuowanym nad murawą lądowiska, u podnóża Żaru, tej królewskiej góry szybowników polskich. Żar czaruje nas swymi atutami, których źródłami są przede wszystkim uroki tego malowniczego zakątka Beskidu Małego i jego lotnicza historia, rozpoczęta jeszcze przed II wojną światową, w połowie lat trzydziestych ubiegłego wieku, lotami na drewnianych szybowcach, startujących za pomocą lin gumowych. Kolejnym źródłem, przyciągającym lotników do przyjazdu na Żar są wspomnienia z pobytów na turnusach, wykonanych lotach i związanych z nimi przygodami.                                                               

  Większość pilotów siedemdziesięciopięcioletnią żarowską historię zna na ogół z czasopism i książek, czasem z opowiadań starszych kolegów lub z filmu Pierwszy start. Wśród garstki ludzi, którzy pamiętają żarowskie czasy przedwojenne jest legendarny szybownik, gen. bryg. Tadeusz Góra, który na Żarze latał przed wojną, zaś po powrocie z Anglii z wojennej tułaczki podjął tu pracę jako szef wyszkolenia. Tu jako pierwszy pilot w Polsce i drugi na świecie uzyskał diamentową odznakę szybowcową. Stało się to 23 lipca 1950 roku, gdy po starcie za pomocą lin gumowych na szybowcu Sęp, wypuszczany za skrzydło przez kierownika żarowskiej szkoły Adama Dziurzyńskiego, osiągnął nad Żarem przewyższenie 5038 metrów, będące trzecim i ostatnim warunkiem do tej odznaki. Tu 19 i 20 października 1949 roku Stanisław Wielgus wykonał na szybowcu Komar lot warunkowy do srebrnej odznaki szybowcowej, trwający 35 godzin 14 minut (!!!), będący już po wieczne czasy rekordem krajowym długotrwałości lotu. W tym okresie zdobywali na Żarze wyczynowe szlify między innymi: Irena Kempówna (później Zabiełło), Lucyna Wlazło-Bajewska (później Krzywonos), Maksymiliana Czmiel-Paszyc, Barbara Frydrych (obecnie Maciąg), Jacek Figwer, Adam Niżnik, Stanisław Wielgus, Ryszard Witkowski, Adam Zientek i wielu innych świetnych pilotów. Wraz z nimi latał tu, głównie jako holownik, Marian Pedro Wiśniewski.  W dniach od 12 do 20 czerwca 1948 roku odbyły się na Żarze VII Krajowe Zawody Szybowcowe - pierwsze w powojennej Polsce zawody szybowcowe, w których najlepszy był Adam Zientek. Rok później, w dniach od 22 do 29 maja, rozegrano tu I Krajowe Zawody Juniorów, które wygrał Stanisław Wielgus. Te nieoficjalne mistrzostwa Polski juniorów były jednocześnie eliminacją do I Międzynarodowych Zawodów Szybowcowych Krajów Demokracji Ludowej, rozegranych na Żarze w czerwcu 1949 roku, w których zwyciężyła Irena Kempówna na szybowcu Sęp. Po trzyletniej przerwie w działalności Szkoły, od roku 1955, na Żarze przez trzy kolejne lata rozgrywano Szybowcowe Mistrzostwa Polski Juniorów, które wygrywali: Józef Pieczewski, Zenon Skolski i Jan Gawęcki. Te piękne wspomnienia towarzyszą w ostatnich latach tym pilotom i miłośnikom Żaru, którzy podczas wrześniowych spotkań wspominają nie tylko swoje loty rekordowe, ale i te zwykłe, powszechne, dzięki którym zakosztowali trzeciego wymiaru przestrzeni. Wielu z nich utrwaliło swe przeżycia drukiem, publikując je w prasie lotniczej i w książkach. Wspomnienia takich pilotów, jak Lucyna Bajewska, Maksymiliana Czmiel-Paszyc, Barbara Maciąg, Tadeusz Rejniak i Ryszard Witkowski promieniują nieskazitelnym czarem doznań w lotach ad Żarem.Barbara Maciąg tak wspomina swego żarowskiego instruktora Tadeusza Górę: „Tadeuszowi Górze zawdzięczam szczególnie dużo, gdyż to on nauczył mnie latać. Było to tak dawno temu, że do tych wspomnień nie wracałam. Dopiero, gdy sięgnęłam po książkę Tadeusza Chwałczyka „Medalowe Wzloty”, będącą biografia mego instruktora, to mnie zamurowało. Rzuciłam się na tę książkę, chciałam ją szybko przeczytać. Ale po chwili po raz pierwszy w życiu zdarzyło mi się tak, że musiałam ją odłożyć. Siedziałam bardzo długo w zadumie, bo wspomnienia tego, co wówczas przeżywałam na Żarze, latając z Panem Tadeuszem, tak bardzo mocno mnie opanowały, że po prostu nie mogłam jej dalej czytać. Nie mogłam sobie poradzić sama z sobą.Tadeusza Górę po raz pierwszy spotkałam na Żarze. Wraz z innymi kursantami patrzyłam na niego jak na bóstwo, bo przecież wszyscy wiedzieliśmy, jakie były jego przeżycia w lotnictwie. On był od nas o wiele starszy, był po prostu legendą.Tak się złożyło, że zostałam wytypowana do lotów pokazowych na szybowcu w Warszawie, gdzie miałam lądować przed trybuną, na której mieli zasiąść najwyżsi dygnitarze w kraju. Ćwiczenia treningowe miałam odbyć pod okiem Tadeusza Góry. Jest on do dziś człowiekiem nadzwyczajnym, drugiego takiego wówczas nie było. On nas młodych uczył, był naszym nauczycielem, ale i kolegą. Był zawsze bardzo zrównoważony, bardzo spokojny. Nigdy nie podnosił głosu, z czym się ludzie latający czasem spotykali ze strony innych instruktorów. Zawsze był razem z nami. Miałam nieraz takie momenty, że nie wszystko na treningach wychodziło mi tak, jak powinno, jak sobie tego życzył. Wtedy swoje uwagi przedstawiał tak, że patrzyłam w niego jak w słońce. W następnym locie te błędy już się nie powtarzały. Doskonaląc się w ten sposób wierzyłam mu absolutnie. Zawsze był spokojny, mówił do nas ciepłym, nigdy nie podnoszonym głosem. Ta atmosfera, którą stworzył to było coś wspaniałego. Było to dla nas niebywale ważne. Człowiek się uczył, wierzył mu i wiedział, że w razie uchybień będzie przez niego wspomagany a nie rugany lub poniżany. Jemu to zawdzięczam, że wkrótce lądowałam bardzo precyzyjnie tam, gdzie powinnam. Było to dla mnie zdumiewające”. (...)Słowa uznania w działalności dla Szkoły należą się wszystkim jej pracownikom: dyrektorowi Bogdanowi Drendzie, instruktorom: Romanowi Kacie, Andrzejowi Micińskiemu i Arturowi Osmulskiemu oraz pracownikom administracyjnym i obsłudze kuchni, która od dziesięcioleci zawsze była chwalona.
Zanim we środę 16 września opuściliśmy Żar, wielu uczestników spotkania udało się jeszcze na międzybrodzki cmentarz, gdzie na zboczu Jaworzyny znaleźli miejsce wiecznego spoczynku zacni ludzie, związani z Żarem, a wśród nich legendarny wujek Adam Dziurzyński, wieloletni kierownik Szkoły, która przyjęła Jego imię za swego patrona. Wyżej są pochowani: zasłużony dla szkoły instr. Bolesław Zoń i Franciszka Lotek, mieszkająca w pobliżu budynku „meteo”, u której stołowało się wielu szybowników, zwłaszcza przed wojną.

Atmosfera spotkań miłośników Żaru rodzi nadzieję, że kolejne imprezy będą się odbywały z radością, w przyjaznej ich uczestników.

Już dziś można na nie zaprosić wszystkich chętnych, bowiem termin kolejnego spotkania jest już ustalony. Odbędzie się ono od czwartku do soboty, od 23 do 25 września 2010 roku.

Zatem: do zobaczenia!
Stanisław Błasiak

Pełna treść artykułu znajduje się na stronie Górskiej Szkoły Szybowcowej Żar.
FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony