Przejdź do treści
Źródło artykułu

Historia porwania Airbusa A300 Air France w Algierii

24 grudnia 1994 roku Airbus A300B2-1C należący do Air France (F-GBEC) szykował się do startu w lot 8969 z lotniska Houari Boumediene w Algierii na paryskie Orly. Na pokład samolotu weszło również 4 mężczyzn podających się za policjantów, którzy zaczęli sprawdzać paszporty. Załoga kabinowa szybko zorientowała się, że mężczyźni są uzbrojeni, co nigdy nie zdarzało się podczas podobnych kontroli. Gdy algierscy żołnierze zaniepokojeni opóźniającym się odlotem Airbusa zaczęli zbliżać się do samolotu, mężczyźni ujawnili się, pokazując laski dynamitu, kałasznikowy i pistolety UZI.

Mężczyźni podający się za członków grupy GIA (Groupe Islamique Armé) początkowo domagali się zwolnienia kilku islamskich więźniów, potem zażądali lotu do Paryża i zwołania tam konferencji prasowej. Algierczycy zablokowali pas startowy i odmówili spełnienia żądań. W odpowiedzi terroryści zastrzelili jednego z pasażerów - algierskiego policjanta. Jego los podzielił wkrótce pracownik wietnamskiej ambasady w Algierii, rozstrzelany na schodach wciąż przystawionych do samolotu. Władze kraju odmawiały zgody na akcję militarną na swoim terenie, więc Francja mimo nacisków dyplomatycznych miała związane ręce - póki co wysłała na Majorkę jednostkę antyterrorystyczną GIGN.
 
25 grudnia porywacze uwolnili 63 pasażerów - kobiety z małymi dziećmi i ludzi z problemami zdrowotnymi. Na pokładzie Airbusa zostało 170 pasażerów. W tym czasie francuski wywiad dowiaduje się, że prawdziwym celem porywaczy było rozbicie samolotu w centrum Paryża, najprawdopodobniej o wieżę Eiffela. Negocjacje z terrorystami nie przynoszą skutku, postawili oni nawet ultimatum: albo samolot odleci o godzinie 9:30, albo co pół godziny będzie ginąć jeden z pasażerów. Władze Algierii nie wzięły tych ostrzeżeń zbyt poważnie, co przepłacił życiem trzeci pasażer - pracownik ambasady francuskiej.


Trzecia egzekucja na schodach spowodowała, ża Algierczycy w końcu zgodzili się na odlot Airbusa, odblokowali pas i odsunęli schody. Jednak podczas nocnego postoju Airbus zużył dużą ilość paliwa, by zapewnić zasilanie, więc porywacze zgodzili się na lot do Marsylii, gdzie po zatankowaniu maszyna miała polecieć do Paryża. Jednostka GIGN błyskawicznie wróciła z Majorki, gdzie już ćwiczyła na identycznym, pustym A300. Istnieją też wzmianki o rozkazie zestrzelenia porwanego Airbusa przez myśliwce Mirage, gdyby samolot skierował się gdzie indziej, niż na lotnisko w Marsylii.
 
Na lotnisku w Marsylii terroryści zażądali dotankowania 27 ton paliwa, choć na lot do Paryża potrzebne było zaledwie 9 ton - to utwierdziło francuskie władze w przekonaniu, że taka ilość paliwa potrzebna była porywaczom do stworzenia latającej bomby. Rząd Francji podjął już decyzję - Airbus nie może odlecieć do Paryża. Negocjatorom udało się opóźnić odlot do Paryża, wniesienie napojów i pożywienia na pokład, a także zorganizowanie konferencji prasowej w Marsylii. Terroryści nie wiedzieli, że dowożący catering stewardzi byli przebranymi komandosami GIGN, którzy ocenili sytuację na pokładzie, zidentyfikowali porywaczy i zainstalowali podsłuch. Pod pretekstem przygotowań do konferencji wszystkich pasażerów zabrano na tył samolotu - w rzeczywistości były to przygotowania do przeprowadzenia szturmu na samolot.


Do godziny 17-tej nie pojawiła się cysterna z paliwem, ani nie odbyła się planowana konferencja. Porywacze zaczęli dyskutować o wyborze czwartego pasażera, jednak do egzekucji nie doszło - terroryści ostrzelali jedynie wieżę, w której znajdowali się negocjatorzy. W wyniku strzelaniny premier Francji dał zielone światło dowódcy GIGN, ten miał zacząć działać, kiedy uzna za stosowne. Rozkaz do ataku na samolot wydano o godzinie 17:17.

Dwa oddziały GIGN rozpoczęły szturm na Airbusa od tyłu, jeden od przodu a snajperzy na dachach obserwowali okna samolotu. Początkowo otwarcie drzwi z przodu przysporzyło problemów, gdyż przystawione do samolotu schody okazały się być za wysokie - na Majorce komandosi ćwiczyli na pustym A300, ten stojący na płycie lotniska w Marsylii był cięższy, przez co stał niżej na podwoziu. Po otwarciu drzwi nastąpiła szybka wymiana ognia, w pierwszych minutach szturmu sześciu komandosów zostaje rannych i ginie jeden z porywaczy. Snajperzy nie mogą zlikwidować terrorystów ukrywających się w kokpicie, gdyż na linii ognia siedzi drugi pilot, który usłyszawszy strzelaninę na pokładzie wyskakuje przez okno na płytę lotniska. Oddziały GIGN znajdujące się w tylnej części Airbusa wyprowadzają pasażerów - gdy już niemal wszyscy opuścili pokład po trapach nie żyje trzech porywaczy, a ostatni ostrzeliwuje się przez kilkanaście minut, ukrywając się w kokpicie wraz z kapitanem i jednym ze stewardów. Gdy kończy mu się amunicja, zostaje zastrzelony przez komandosów z GIGN.

Akcja GIGN trwała 17 minut - rannych zostało 13 pasażerów, 3 członków załogi i 9 komandosów. Pomimo trzech ofiar rozstrzelanych w Algierii władze Francji uznały operację za wielki sukces. Airbus A300 z poważnymi uszkodzeniami po wybuchach granatów i strzelaninie został wycofany z użytku.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony