Przejdź do treści
Źródło artykułu

Mistrzostwa Świata w Akrobacji Szybowcowej za nami

2 sierpnia w Toruniu zakończyły się Mistrzostwa Świata w Akrobacji Szybowcowej. Reprezentacja Polski jak co roku zdobyła kilka medali mocno ugruntowując swoją pozycję w światowej akrobacji szybowcowej.

Maciek Pośpieszynski został po raz drugi mistrzem świata w klasie Unlimited, polska drużyna w składzie: Pośpieszyński, Jerzy Makula, Tomek Kaczmarczyk została wicemistrzami świata za drużyną Czech. W naszej klasie Advanced też odnieśliśmy ogromny sukces, jak wyglądały przygotowania, rywalizacja, jakie są wnioski na przyszłość, przedstawiamy w naszej relacji.

Dla nas pilotów z Krosna był to debiut na arenie międzynarodowej w zawodach rangi mistrzostw świata i zaledwie drugie albo trzecie zawody w karierze, póki co świata nie zwojowaliśmy, ale na to z pewnością przyjdzie jeszcze czas.

Czas po Mistrzostwach Polski wykorzystaliśmy na intensywnyn trening, po raz pierwszy w historii mogliśmy latać ile chcieliśmy, ograniczyły nas jedynie możliwości organizmu i bardzo wysokie temperatury w takich warunkach pogodowych nie przekraczaliśmy sześciu stref dziennie, większa ilośc byłaby już nie efektywna bo organizm nie zdążyłby z regeneracją i jakość latania byłaby niska, wykonaliśmy przed zawodami po około 25 lotów, tuż przed mistrzostwami trochę odpuścilismy, gdyż na miejscu były już inne ekipy i kolejka do holowki była bardzo długa a czekanie w upale bardzo męczyło. Wzięliśmy przykład z Rosjan, którzy codziennie robili po jednym locie i jechali na ryby.

Mistrzostwa rozpoczęły się pechowo, po pierwsze pogoda spłatala figla i po trzech tygodniach pięknych warunków zaczął wiać silny wiatr i konkurencje pierwszego dnia trzeba było odwołać. Z jednej strony srogi zawód a z drugiej błogosławieństwo… W Jantarze Acro Wojtka, pieszczotliwie zwanym „Akreło” już na linii startowej przy przeglądzie przedstartowym wykryto pęknięcie kratownicy. Szybowiec nie nadawał się do jakiekolwiek latania, czeka go wymiana kratownicy w zakladach w Bielsku, powstał spory problem na czym mają startować Wojtek i Łukasz Witkowski.

Zmiana szybowca, na którym trenowało się cały sezon tuż przed pierwszą konkurencją jest ogromnie niekorzystna, w naszej kadrze nie ma drugiego Acro, start na Foxie bez żadnego treningu byłby pozbawiony sensu, bez szans na jakikolwiek przyzwoity wynik. Z bezinteresowną pomocą pośpieszył pilot niemiecki Wolfgang Schieck, który pożyczył swojego Jantara naszym zawodnikom. Po jednym locie zapoznawczym na nowym egzemplarzu, piloci byli w miarę gotowi do walki, jednak ten czynnik mocno zdekoncentrował chłopaków przed startem w najważniejszej imprezie w życiu.

Wieczorem odbyło się oficjalne rozpoczęcie mistrzostw w Dworze Artusa na toruńskiej starówce. Prawie siedemdziesięciu zawodników, czternaście państw, zawodnicy z Japonii, Stanów Zjednoczonych, kilkunastu mistrzów świata, mistrzowie swoich krajów a wsród nich my, debiutanci, po raz pierwszy z orzełkiem na piersi i tablicą POLAND na przedzie.

Przez następne dni pogoda nie rozpieszczała, albo chmury były za nisko, albo wiatr był zbyt silny i tylko czekaliśmy…

Pogoda poprawiła się dopiero w niedziele 27 lipca i w tym dniu poleciecieliśmy wiązankę znaną. Osiem figur w odpowiedniej kolejności znanych od kilku miesięcy, kiedy to komisja akrobacji ustala reguły gry na dany rok, wytrenowanych przed zawodami przez wszystkich zawodników i jeśli nie zrobi się większego błędu konkurencja jest z zasady remisowa.

W naszej klasie różnica miedzy ósmym a dwudziestym ósmym zawodnikiem wynosiła niewiele ponad sto punktów! Po pierwszym dniu prowadził Francuz Romain Vienne przed Kasią Żmudzińską i Czechem Alesiem Ferrą, my w trzeciej dziesiątce z niewielkim stratami to pierwszej dziesiątki.

Następnego dnia polecieliśmy wiązanki dowolne, prawie wszyscy mieliśmy tę samą wiązankę ułożoną na początku roku przez Sławka Talowskiego w konsultacji z Maćkiem Pośpieszyńskim, figury idealne dobrane pod względem taktycznym, odpowiedni zapas wysokości na końcu wiązanki nic tylko polecieć dobrze.

                       

Nasi starzy wyjadacze czyli Sławek Talowski i Kasia Żmudzińska dali popis pięknego i skutecznego latania, Kasia wygrała, Sławek był drugi i tak też było w klasyfikacji generalnej po dwóch konkurencjach, Polacy na czele. Reszta reprezentacji poleciała natomiast fatalnie, to co powinno być naszą mocną stroną, uplasowało nas bardzo daleko w klasyfikacji. Michał Klimaszewski uparł się na pętlę i wiraże beczkami w swojej wiązance, figury bardzo słabo punktowane przez sędziów i zapłacił frycowe a pozostali zawodnicy wyłożyli się na ślizgu na ogon, figurze pięknej, ale na zawodach wykonywanej taktycznie, czyli nie z idealnego pionu, aby mieć pewność, że szybowiec przejdzie przez z góry założoną stronę czyli albo kabiną, albo brzuchem do dołu. My niestety chcieliśmy zadziwić świat i albo szybowiec przechodził przez złą stronę, albo ślizg był zbyt krótki i tabela w tej konkurencji wygladała przezabawnie Polacy na szczycie i dole, tylko Mirek Wrześniewski przyzwoicie na 10 miejscu.

Zawody zbliżały się do końca i było jasne, że polecimy jeszcze maksymalnie dwie wiązanki nieznane. 30 lipca rozegraliśmy wiązanke nieznaną, złożoną z figur zaproponowanych przez poszczególne reprezentacje narodowe. Siedem mocno skomplikowanych figur, w większości nietrenowanych przed zawodami miało rozstrzygnąć losy mistrzowskiego tytułu.

Sławek Talowski, Kasia Żmudzińską i Michał Klimaszewski polecieli bardzo ładnie, Sławek był drugi, Kasia trzecia a Michał czwarty, my w trzeciej dziesiątce (23 i 26). Sytuacja po tej konkurencji w klasyfikacji generalnej wyglądała rewelacyjnie, prowadziła Kasia Żmudzińska dla której były to czwarte mistrzostwa świata przed Francuzem Vienne i Sławkiem Talowskim, polska reprezentacja bezdyskusyjnie przewodziła w klasyfikacji zespołowej.

Pierwszego sierpnia rozpoczęły się podchody taktyczne, bo obydwie klasy miały rozegrane po trzy konkurencje (paru pilotów Unlimited rankiem kończyło wiązankę nieznaną) i sędzia główny wraz z Jury miotali się, która klasę puścić do walki ostatniego dnia mistrzostw. W końcu zdecydowano, że poleci pierwsza połowa klasy Advanced i cała klasa Unlimited na drugą wiązankę nieznaną. Z rozwojem dnia, kiedy pogoda mocno krzyżowała szyki stawało się jasne, że klasa Unlimited nie ma szans na dokończenie przez wszystkich zawodników konkurencji w tym dniu, ale nie zdecydowano się puścić do walki pozostałych z klasy Advanced i odwołać klasę Unlimited a efekt był taki, że u nas poleciała połowa a w Unlimited po lotach kilkunastu zawodników anulowano konkurencję.

Konkurencja była bardzo pechowa dla Polaków, tuż przed startem Sławka Talowskiego w kadrowymi Swifcie pękła sprężyna podtrzymująca pedał steru kierunku. Nerwowe działania, próby naprawy zdały się na nic i okazało się, że potrzebna będzie nowa sprężyna, Kasia ze Sławkiem przesunięci zostali na koniec kolejki. W ekipie rosło napięcie i wtedy z pomocą przyszła drużyna francuska, która bezinteresownie pożyczyła swoją zapasową sprężynę a przecież ich zawodnik Romain Vienne był drugi i walczył o tytuł właśnie z Kasią i Sławkiem. Cała ta sytuacja nie pozostała bez wpływu na wynik, wygrał Francuz, Kasia była dopiero piąta a Sławek aż dziewiąty, najgorsze ich miejsca w tych mistrzostwach, bardzo przyzwoicie natomiast poleciał Michał Klimaszewski, który na Foxie zajął siódmą lokatę.

Mistrzostwa zbliżały się do końca, wyniki w naszej klasie Advanced są bardzo dobre, słabiej polecianą ostatnią konkurencją nie zdobyliśmy złota w klasyfikacji indywidualnej, wygrał Romain Vienne z Francji, przed Katarzyną Żmudzińską, dla której jest to awans o dwa miejsca w stosunku do ubiegłorocznych mistrzostw świata oraz Sławkiem Talowskim dla którego jest to spadek o jedno miejsce po ubiegłorocznym tytule wicemistrzostwskim. Polska drużyna w składzie Żmudzińska, Talowski i Klimaszewski wygrała z olbrzymią przewagą klasyfikację zespołową przed drużynami z Francji i Niemiec.

Dla nas krośnian były to mistrzostwa średnio udane, liczyliśmy na miejsca w okolicach środka tabeli, ale frycowe trzeba było zapłacić. Miejsca 23 (Wojtek) i 28 (Sławek) są lekcją pokory i wskazówką ile pracy przed nami jeśli chce się odnosić sukcesy na arenie międzynarodowej, gdzie latają najlepsi piloci z całego świata. Przykładem niech będzie Kasia Żmudzińska, która karierę międzynarodową rozpoczynała w Toruniu, w 2011 od bardzo dalekiego miejsca w generalce a po trzech latach sięgnęła po tytuł wicemistrzowski. Praca, dużo latania i szlifowania figur, ale tylko pod okiem trenera, zdobywanie doświadczenia w zawodach, nauka taktyki latania zawodniczego to elementy, które w przyszłości powinny zaowocować sukcesami w mistrzostwach świata.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony