Przejdź do treści
Bayraktar TB2 Ukraińskich Sił Zbrojnych na płycie lotniska (fot. Ministerstwo Obrony Ukrainy)
Źródło artykułu

W. Brytania: wojna na Ukrainie dowodzi rosnącej roli dronów w walce

Niespodziewana skuteczność używanych przez wojska ukraińskie dronów Bayraktar pokazuje, jak ważnym elementem współczesnych konfliktów się stają bezzałogowe statki powietrzne – mówi PAP David Hambling, brytyjski ekspert ds. wojskowości zajmujący się dronami.

Nie zgadza się on jednak z opinią, że nigdy wcześniej drony nie odgrywały tak dużej roli, jak w wojnie na Ukrainie.

"Efekty działania Bayraktarów robią wrażenie, ale z punktu widzenia całości walk drony nie mają takiego znaczenia jak w wojnie między Armenią a Azerbejdżanem w 2020 r., gdzie drony Bayraktar TB2, czyli dokładnie takie, jakich używa Ukraina, były decydujące dla przebiegu walki. Z tym, że tamta wojna nie skupiała takiej uwagi świata" – wskazuje Hambling.

Podkreśla, że skuteczność tureckiej produkcji Bayraktarów jest zupełnie zaskakująca.

"Nikt nie przewidywał takiego scenariusza. Rosjanie mają przewagę w powietrzu, mają także bardzo zaawansowane przenośne systemy przeciwlotnicze, w tym takie przeznaczone konkretnie do zwalczania tego typu zagrożenia, więc teoretycznie powinni unieszkodliwiać Bayraktary bez problemu. Tymczasem tak się nie dzieje, a nawet widzimy, że to Bayraktary niszczą systemy obrony przeciwlotnicze, co jest zdumiewające" – mówi ekspert.

Jak wyjaśnia, według niektórych teorii przyczyną tej sytuacji, jest to, że rosyjska obrona przeciwlotnicza jest źle skoordynowana, według innych, że Bayraktary operują poniżej jej zasięgu. Przyznaje jednak, że w chwili obecnej nie ma właściwego, całościowego wyjaśnienia.

Hambling zwraca też uwagę, że skuteczność Bayraktarów jest tym bardziej zaskakująca, że są one swego rodzaju "opcją budżetową".

"Są one znacząco tańsze niż większość dostępnych na rynku dronów wojskowych, nie są też szczególnie zaawansowane technicznie, ale okazuje się, że spełniają swoją rolę" – mówi.

Wyjaśnia, że ich ceny wahają się w granicach 2-6 mln dolarów, w zależności od wersji i pakietu wsparcia, podczas gdy drony z najwyższej półki kosztują powyżej 100 mln dolarów.

Podkreśla, że uwagę mediów w czasie wojny na Ukrainie przyciąga przede wszystkim ten jeden konkretny model, ale obie strony używają także wielu innych dronów, różnego rozmiaru.

"Ukraiński rząd poprosił wszystkich, którzy mają drony, by przekazać je na potrzeby obrony kraju i te drony, będące produktami konsumenckimi, są wykorzystywane do prowadzenia rozpoznania. To może być szczególnie przydatne w przypadku walk w miastach" – wskazuje Hambling.

"Jest jeszcze jeden interesujący dron, którego jeszcze nie widzieliśmy w użyciu, ale wiemy, że Ukraina go posiada. Chodzi o produkowany w Polsce WB Electronic Warmate, który jest dronem typu kamikaze, czyli znajduje cel, uderza w niego i eksploduje. Ukraina go zamówiła w 2017 r. i zaopatruje we własne głowice" – dodaje.

Hambling wyjaśnia, że drony zwiadowcze mają różną wielkość – od bardzo małych do takich o rozmiarach Bayraktara.

"Najmniejsze, jakie widzieliśmy w użyciu w tym konflikcie, to produkty konsumenckie, które można złożyć i zmieścić w kieszeni, a po rozłożeniu ich rozpiętość skrzydeł to 30 cm. Ale siły zbrojne używają jeszcze mniejszych. Wojska USA mają na wyposażeniu drona PD-100 Black Hornet, który jest jak mały helikopter, mieści się w dłoni, waży 20-25 gramów i ma zainstalowaną kamerę wysokiej rozdzielczości. Tego typu drony mogą być bardzo przydatne np. wewnątrz budynków" – mówi ekspert.

Uważa on, że rola dronów w przyszłych konfliktach będzie rosła, ale wskazuje, że barierą nie jest teraz cena ani wielkość, lecz ich obsługa.

"Ograniczeniem obecnie jest obsługa - jeden operator do jednego drona. Więc nawet jeśli będą bardzo tanie i można by ich kupić tysiące, potrzeba byłoby zbyt wielu ludzi do ich sterowania. Prowadzone są obecnie prace nad ich łączeniem w jeden rój i jednoczesnego kierowania nimi, tak aby jeden operator mógł sterować setką czy tysiącem dronów na raz. To byłoby bardzo użyteczne zarówno z punktu widzenia obserwacji, jaki ataku" – wyjaśnia.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony