„Pomimo widzialności ponad 50 km widzieliśmy tylko niewielką część naszej trasy…” – kulisy startu polskiej ekipy na Szybowcowych Mistrzostwach Świata
Podczas Szybowcowych Mistrzostw Świata, które odbyły się w Uvalde w Teksasie, duży sukces w klasie 20 m osiągnęła polska reprezentacja w składzie Tomasz Rubaj i Christoph Matkowski. W końcowej klasyfikacji zajęli oni drugie miejsce. O podzielenie się szczegółami rywalizacji i przybliżenie wyzwań związanych ze startem w zawodach w USA poprosiliśmy szybownika kadry narodowej, Tomasza Rubaja.
Dlapilota.pl: Na Szybowcowych Mistrzostwach Świata w USA w klasie 20m Tomasz Rubaj i Christoph Matkowski zdobyli srebrny medal, potwierdzając tym samym wysokie umiejętności Polaków w sportach lotniczych. Z czego wynikają te predyspozycje, z samych umiejętności, samego przygotowania czy może też sprzętu?
Tomasz Rubaj: Osobiście nigdy nie jestem w stanie po zawodach podać jednego źródła sukcesu. Również teraz, gdyż każdy medal zdobyty na mistrzostwach międzynarodowych i krajowych to mieszanka doświadczenia, wiedzy, wrodzonych predyspozycji i umiejętności każdego pilota w radzeniu sobie ze stresem, presją otoczenia i warunkami lokalnymi. Są to rzeczy nad którymi zawodnicy pracują przez wiele lat.
Bardziej mierzalne jest bieżące przygotowanie do konkretnych zawodów i jakość sprzętu będącego w naszej dyspozycji. Mówiąc o sprzęcie mam na myśli nie tylko szybowiec, ale również wyposażenie radiowe, samochody, przyczepy szybowcowe i sprzęt pomagający w bieżącej analizie danych ruchowych i meteorologicznych.
Analizując po zawodach wyniki często zapomina się o dobrym samopoczuciu podczas zawodów oraz o nieodzownym szczęściu, które nie zawsze sprzyja nam tak, jak byśmy tego chcieli. Dobre samopoczucie sprawia, że podczas zawodów czujemy radość z latania i rywalizacji, a to według mnie jest kluczowe do osiągnięcie dobrego wyniku. Dlatego podczas przygotowań do zawodów w Uvalde, wszyscy w ekipie staraliśmy się robić wszystko, aby stres i napięcie nie odebrały nam przyjemności, jaką czerpiemy z rywalizacji sportowej. I w tej postawie upatruję jedno ze źródeł naszego sukcesu.
Aby móc wytrwać w ten sposób przez całe zawody, trzeba mieć za sobą dużą ilość startów w różnorodnych rywalizacjach. Właśnie tego nam nie brakuje. Obaj z Mirkiem mamy ponad 30-letnie doświadczenie w zawodach krajowych i międzynarodowych. Pięć lat temu zdobyliśmy Mistrzostwo Europy latając razem na tym samym szybowcu - ASG 32 Mi. Od ponad pół wieku jesteśmy członkami Aeroklubu Gliwickiego.
Ta nasza dobra współpraca podczas przygotowań, treningu, na ziemi i w powietrzu to następne źródło sukcesu w Uvalde. To właśnie Mirek bardzo odciążył mnie podczas zawodów przygotowując codziennie rano szybowiec. Dzięki temu mogłem zminimalizować czas spędzony w wysokich temperaturach na lotnisku. Mirek dodatkowo odciążał mnie w powietrzu przejmując wielokrotnie sterowanie, a w momentach kiedy to ja trzymałem stery, aktywnie analizował dane meteorologiczne oraz pozycje naszych rywali. Niewątpliwie miało to ogromny wpływ na trafność decyzji podejmowanych przez nas podczas kilkugodzinnych przelotów.
Jeżeli chodzi o sprzęt , to muszę pochwalić szybowiec. W warunkach szybkich, długich przeskoków międzykominowych ASG 32 sprawdza się wyjątkowo dobrze. Szybowiec ten w porównaniu do Arcusa traci nieco w słabszych i turbulentnych kominach, ale w Uvalde przeważały kominy termiczne o bardzo silnym centrum, w których opłacało się minimalizować promień krążenia, nawet kosztem dużo większego opadania własnego szybowca w bardzo ciasnym krążeniu.
Dlapilota.pl: Podczas zawodów w USA pierwsze miejsce zajęli reprezentanci gospodarzy Karl Striedieck i Sarah Arnold. Czy była szansa na ich pokonanie?
TR: Załoga z USA zwyciężyła, ponieważ latała bardzo równo, bez dużych strat. Niezwykle doświadczony 87-mio letni Karl Striedieck to historia szybownictwa światowego, dobrze wiedział w jakich momentach i w jakich rejonach zawodów należy zwolnić, wiedział też kiedy można bez dużych strat zwiększyć ryzyko. To on najlepiej ze wszystkich zawodników znał rejon zawodów. Niewiele nam już brakowało, żeby wyprzedzić zwycięskich amerykanów, ale należy przyznać, że zasłużyli sobie na zwycięstwo, które w wypadku Karla przejdzie do historii. Nikt wcześniej nie był w takim wieku w tak świetnej formie. Jest to dla nas wszystkich świadectwo, że szybownictwo jest szczególnym rodzajem sportu, który można z sukcesami uprawiać wiele lat.
Dlapilota.pl: Co było najtrudniejszym elementem całych zawodów, co sprawiło Wam najwięcej problemów?
TR: Wszystkie problemy jakie napotykaliśmy udawało się skutecznie na bieżąco rozwiązywać. Na początku nasz kadrowy kontener, który miał czekać na nas z całą zawartością na lotnisku w Uvalde został omyłkowo rozładowany i wysłany w drogę powrotną do portu w Huston. Do tej pory nie mogę doliczyć się wszystkich rzeczy, które zapakowałem do kontenera w Polsce.
Następny problem wystąpił podczas mojego lotu samolotem do USA. Rejs do Newarku, z powodu telefonicznego zgłoszenia o ładunku wybuchowym w luku bagażowym, został po ponad 2 godzinach od startu zawrócony z nad Atlantyku do Polski. Opóźniło to o dwa dni mój dojazd do Uvalde i skróciło cenny trening przed zawodami. Miałem tylko 2 dni treningu, szkoda, gdyż pierwszego dnia zawodów nie byłem do nich jeszcze wystarczająco przygotowany i straciliśmy sporo punktów. Na szczęście w następnych dniach lataliśmy dużo lepiej.
Na pewno utrudnieniem podczas zawodów był brak na ziemi kierownika ekipy. W zmniejszonej obsadzie musieliśmy dzielić się dodatkowymi obowiązkami, ale ograniczona do dwóch szybowców ekipa poradziła sobie również z tym problemem.
Łukasz Wójcik miał jednego dnia problem z wymianą kółka ogonowego, co w upale jest mało komfortowe. W naszym szybowcu podczas silnego podmuchu termicznego przed startem uszkodziło się poważnie skrzydłowe koło transportowe. W wysokich temperaturach odmówił również działania główny akumulator i musieliśmy kombinować z zamiennikami.
Natomiast największym problemem było zmęczenie, spowodowane wysoką temperaturą (trafiliśmy na rekordowe upały) oraz długie loty. Do domu często wracaliśmy po godzinie 21:00, a rano należało przed godziną 9:00 zaciągnąć szybowiec na grid i uczestniczyć w odprawie o godzinie 10:00. Przy szybowcu musieliśmy być ponownie gotowi do lotu o godzinie 12:00. I tak codziennie, z jednym obowiązkowym dniem wolnego. Szkoda, że dzień wolny nie wypadł na słabą pogodę, tylko na jedną z lepszych pogód na zawodach.
Dlapilota.pl: Jak wygląda kwestia samego pilotażu i nawigowania, czy te elementy łatwo połączyć podczas tak dynamicznej rywalizacji?
TR: W dobie łączności satelitarnej i zapisów GPS nawigacja nie sprawia problemów. Zdecydowanie większym problemem był brak wiedzy o obszarach słabszej pogody, którą należałoby z wyprzedzeniem omijać. Pomimo widzialności ponad 50 km widzieliśmy tylko niewielką część naszej trasy. Zadania wyznaczane przez Task Settera przekraczały 400 km. W takich okolicznościach tradycyjna nawigacja po trasie zamienia się na twórcze kluczenie pomiędzy obszarami słabszej termiki.
Dlapilota.pl: Czy startowaliście na swoich szybowcach czy też na pożyczonych na miejscu?
TR: Nasz szybowiec - ASG 32Mi wraz z wózkiem został do Uvalde przesłany statkiem w kontenerze. Szybowiec na którym latał Łukasz Wójcik został pożyczony w USA.
Dlapilota.pl: Jak długo trwały przygotowania do startu w zawodach i jakie elementy obejmowały?
TR: Przygotowania do zawodów rozpoczyna się zwykle od treningu w tym samym rejonie rok wcześniej. W naszym przypadku z powodu wysokich kosztów i braków wystarczającej ilości wolnego w pracy nie mieliśmy tego treningu. Pomimo tego należało z wyprzedzeniem zarezerwować nocleg dla całej ekipy.
Bardzo pomogła nam mieszkająca w Uvalde pani Małgorzata Stypko, która za przystępną cenę znalazła dla całej naszej ekipy zadowalające nas wszystkich miejsca noclegowe. Należało również z wyprzedzeniem zarezerwować samochody (z hakiem holowniczym) oraz bilety na samolot. A także znaleźć operatora telefonii komórkowej, który w największym stopniu zabezpieczał zasięg łączności na rozległym terenie teksańskiej prerii.
Przygotowaniem naszego szybowca zajmował się w całości Mirek Matkowski. A nie było to proste, ponieważ nie wszystkie przyrządy (jak Flarm) były kompatybilne z systemami używanymi w USA. Ostatecznie skończyło się na zakupie nowego oprzyrządowania.
Przygotowania dodatkowo wiązały się z załadunkiem szybowca i części wyposażenia, również prywatnego, do kontenera. Jednak głównie to czas poświęcony na korespondencyjne załatwianie wszystkich dokumentów wymaganych przez organizatora i USA. I właśnie to było największym obciążeniem dla kilku osób podczas przygotowań, ponieważ organizator wymagał ogromnej ilości dokumentów.
Dlapilota.pl: Ważne jest również znalezienie wymaganych środków na pokrycie kosztów całego wyjazdu. Kto je pokrywał i ile w przybliżeniu mogły one wynieść?
TR: Zawody rozgrywane na innych kontynentach charakteryzują się bardzo dużymi kosztami. Dla porównania, start 6 zawodników (na 6-ciu szybowcach, których nie trzeba było komercyjnie wynajmować) na tegorocznych Mistrzostwach Europy rozegranych blisko, bo w Czechach, kosztował 130 tyś zł. Natomiast pełny koszt startu 3 zawodników w Uvalde (na 2 szybowcach) wyniósł 245 tyś zł.
Widać zatem kilkukrotny wzrost wydatków (dodatkowy transport morski lub wynajem komercyjny szybowców oraz wózków transportowych, bilety lotnicze, wynajem samochodów itd.). W naszym wypadku dotacja z Ministerstwa Sportu i Turystyki wyniosła 152 tyś zł, a więc ok. 62%. Resztę zawodnicy musieli dołożyć samodzielnie. Czasami są to dotacje z innych źródeł, np. wsparcie od władz lokalnych.
Dlapilota.pl: Pomimo, że w sportach szybowcowych Polska odnosi duże sukcesy, ten rodzaj rywalizacji nie jest obecny w mediach ogólnopolskim. Jakie działania można podjąć aby go spopularyzować wśród młodzieży i zwiększyć popularność?
TR: W dzisiejszych czasach media interesują się tematami, które przynoszą bezpośrednie korzyści finansowe. Trudno oczekiwać tego od kosztownego szybownictwa. Wydaje mi się, że więcej korzyści przynosi bezpośrednie dotarcie do zainteresowanych, głównie młodzieży i dzieci. Dorośli chętnie włączą się w pasję swoich pociech.
Najlepszym sposobem na popularyzację szybownictwa jest umożliwienie jak największej liczbie osób spróbowania krótkiego przelotu szybowcem dwumiejscowym z doświadczonym pilotem. Dobrym przykładem są loty zapoznawcze lub widokowe organizowanie przez sekcje szybowcowe w wielu aeroklubach. Jak ktoś poleci na kilkanaście minut szybowcem, szczególnie w terenie górzystym, to będzie to wspominał do końca życia. Ja również staram się kiedy tylko mogę zabierać ze sobą na lotnisko i do szybowca dwumiejscowego jak najwięcej osób zainteresowanych oderwaniem się od ziemi.
Rywalizacja sportowa na zawodach, szczególnie wysokiej rangi, jak Mistrzostwa Świata, daje pilotom mniej możliwości niż latanie rekreacyjne. Z góry mamy narzucony czas i miejsce wykonywania przelotów. Musimy dostosować się do regulaminów ogólnych i lokalnych. Nie mamy wpływu na rodzaj, długość i kierunek wykonywanego przelotu. Mamy za to zadanie do wykonania, ustalone na odprawie przez kierownika sportowego.
Dodatkowo, zadanie to powinniśmy wykonać w jak najkrótszym czasie, a więc podczas lotu w każdym momencie mamy świadomość, że nawet strata jednej sekundy może mieć dla końcowego wyniku duże znaczenie. Ta presja może spowodować, że cała przyjemność z latania szybowcem znika, a w jej miejsca wkracza stres i bolesne napięcie.
Dlatego w propagowaniu szybownictwa powinniśmy starać się zachęcać wszystkich do latania rekreacyjnego. Takie wykorzystanie szybowców daje pilotom dużo swobody, a tym samym przyjemności, w doborze sposobu pokonania odległości z punktu A do punktu B.
Zazwyczaj podczas przelotu możemy dowolnie zmieniać decyzje, które ostatecznie doprowadzą nas do celu . Jeżeli mamy do pokonania dystanse niewielkie, to mamy również dużą swobodę w wyborze optymalnej godziny rozpoczęcia przelotu. Nie mamy wtedy presji czasu, a jedynym naszym przeciwnikiem z którym się zmierzamy, jest pogoda.
Dlapilota.pl: Dziękujemy za rozmowę.
TR: Dziękuję.
Komentarze