Przejdź do treści
A6M3 model 22 w locie (fot. IJN, Domena publiczna, Wikimedia Commons)
Źródło artykułu

O początkach chińskich sił powietrznych i podniebnych walkach z pilotami z Japonii

Chińczycy pretendują do pierwszeństwa w podboju przestworzy, o czym świadczy choćby obchodzone od niepamiętnych czasów Święto Latawca. Jednak śmiercionośne aparaty cięższe od powietrza wzniosły się w Państwie Środka później niż w Europie. Przebieg podniebnych walk po inwazji Japonii na Chiny opisuje Jakub Polit w najnowszym numerze kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia”.

W 1913 roku francuskie Caudrony w chińskich barwach wykonały loty zwiadowcze nad zrewoltowaną Mongolią Wewnętrzną; pilotowali je wyszkoleni przez rodaków Moliera absolwenci młodziutkiej Szkoły Lotniczej Nanyuan. W roku następnym płatowiec z doraźnie zamontowanym karabinem maszynowym ostrzelał rebeliantów z na poły bandyckiego Ruchu Białego Wilka (Bai Lang). W sierpniu 1917 roku maszyny Republiki Chińskiej zaatakowały w Pekinie wojska generała Zhang Xuna, wodza efemerycznej monarchicznej restauracji. Ucierpiała podobno część murów opasujących Zakazane Miasto. Dla pilotów raczkującej jeszcze, proklamowanej w 1911 roku Republiki był to debiut bojowy, ale cały epizod miał wiele cech farsy.

Podczas dalszych lat wojny domowej, która po 1911 roku praktycznie nigdy nie wygasła, huk lotniczych motorów stał się częściej słyszalny, zwłaszcza gdy Związek Sowiecki zaczął wspomagać swych chińskich sojuszników przywożonymi w częściach samolotami. Lotnictwo służyło przede wszystkim do celów rozpoznawczych. Jeśli w Europie wpływ uderzeń z powietrza ograniczał się głównie do sfery morale, to w Chinach było gorzej. W dobie walk między tak zwanymi warlordami (1916–1928) na widok samolotów żołnierze często wychodzili z okopów, by przyjrzeć się cudacznym, wedle nich, maszynom. Fragmenty bomb lotniczych zachowywano niejednokrotnie jako pamiątki.

Europejskie „smoki latające”

Przełomem było przejęcie władzy przez Kuomintang w 1928 roku. Jego faktyczny szef, generał Czang Kaj-szek, choć swe wykształcenie wojskowe odebrał w Japonii jeszcze w epoce przedlotniczej, potrafił docenić znaczenie wynalazku braci Wright. „W porównaniu z samolotem – napisał w 1938 roku – inne bronie, takie jak karabiny, kawaleria, pistolety, działa, wydają się tak stare i powolne, jak starożytne tępe miecze. […] Swą siłę ukazują tylko na polu bitwy, podczas gdy samolot dolatuje do najistotniejszych obszarów nieprzyjaciela, dokonując dzieła zniszczenia. […] Bez obrony powietrznej nie ma obrony narodowej”.

Choć za kraj dysponujący najsilniejszym lotnictwem Czang uważał Francję (u progu lat trzydziestych nie był to pogląd odosobniony), swe oferty władzom Republiki przedstawiali głównie wszystkim Anglosasi i Włosi. Faszystowska Italia uzyskała początkowo przewagę nie tylko dzięki sławie tamtejszych lotników, którzy ówcześnie pobili wiele rekordów w długości i wysokości lotu, ale także ponieważ Mussolini godził się przeznaczyć na cele szkoleniowe włoski udział w tak zwanej kontrybucji bokserskiej, haraczu płaconym mocarstwom za chiński bunt wzniecony jeszcze za czasów cesarstwa. Spore znaczenie miał fakt, że faszyści, w przeciwieństwie do demokratów, nie mieli nic przeciw temu, by Missione Aeronautica Italiana in Cina uczestniczyła w częstych w Krainie Smoka walkach wewnętrznych, a to przeciw zbuntowanym warlordom, a to przeciw komunistom. W latach 1933–1937 podwładni pułkownika Alberto Lordiego wznieśli w Nanchangu (prowincja Jiangxi) lotnisko i fabrykę remontującą płatowce dostarczane przez firmy FIAT, Breda, Caproni i Savoia-Marchetti. W Luoyangu (prowincja Henan) otwarto szkołę lotniczą, Chińczyków wysłano na szkolenie w Neapolu. Choć często mówi się inaczej, Włosi dokonali sporo. Żona Czanga, Song Meiling, dziękowała następcy Lordiego, Silviu Scaroniemu za jego „niezachwianą lojalność” i „odwagę w zwalczaniu nieudolności i głupoty”. Ale konflikt włosko-etiopski, w którym Republika poparła napadniętych, a zwłaszcza postępujące zbliżenie między Rzymem i Tokio – zmusiły Włochów do pakowania walizek.

Na placu pozostali Anglosasi, zresztą rywalizujący między sobą. Spierano się też o doktrynę. Amerykański pułkownik John Jouett, którego ekipa stworzyła szkołę lotniczą w Hangzhou, stawiał na lotnictwo myśliwskie. Tymczasem Liu Kaipu, absolwent japońskich uczelni wojskowych i wyznawca modnej wtedy doktryny Giulia Douheta, zalecał rządowi nabywanie ciężkich bombowców.

Cały artykuł czytaj na stronie polska-zbrojna.pl

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony