Przejdź do treści
Źródło artykułu

Sebastian Kawa: trening za Odrą

Bardzo interesujące wycieczki nad Brandenburgią i Saksonią.

Byłem sporo lat temu na zawodach w Lusse. Zafascynowało mnie to, że na jednym lotnisku „Wilgi” wyciągały szybowce klasy otwartej, a przed nim  na drugiej połowie lotniska ulokowano równolegle dwa startu za wyciągarkami dla lasy 15m i standard. Imponowała ilość lotnisk sportowych i budził zainteresowanie sposób i funkcjonowania aeroklubów. ASG PL pojechał z Łukaszem na SMP w Ostrowie. Miałem parę dni luzu pomiędzy zawodami, toteż z ochotą przyjąłem zaproszenie Bernarda Wachowicza na wspólne loty z Olivierem Springerem, który  chciał potrenować przed mistrzostwami Niemiec latając ze mną na  pożyczonym „Arcusie”. Rzuciłem okiem na pogodę w poniedziałek, zawiozłem Duo Discusa z Żaru do Kielc i pojechałem za Berlin.

Realia w Niemczech są zupełnie inne niż u nas. Wielkie powojskowe lotnisko Stendal Borstel jest utrzymywane przez land i dostępne dla każdego. Latają tu czasem małe samoloty biznesowe, ale głównym użytkownikiem są szybownicy.  Dwa kilometry pasa są ponad potrzeby startu wyciągarkowego, tak, że nawet nie rozwija się liny na całą długośc, a początek pasa wystarcza by szybowce po lądowaniu mogły skończyć dobieg w miejscu startu.

Każdy ma obowiązek popracować trochę na drugim końcu liny, więc wszyscy klubowicze musza mieć wewnętrzne przeszkolenie na operowanie wyciągarką. W efekcie starty są bardzo tanie – 1,50 za hol. Jeszcze jednej rzeczy można pozazdrościć a mianowicie ogromnego wojskowego hangaru sprzed wojny. Przestrzeń budowli o długości  300m jest tak olbrzymia, że nie ma potrzeby ustawiać szybowców jeden nad drugim a duża część jest wynajmowana na przechowywanie rozmaitych domków, przyczep itp. W zasadzie, gdyby ktoś chciał, to spod sufitu dało by się skoczyć na spadochronie.

W takich bezstresowych warunkach pożyczony Arcus stał w Hangarze i przygotowanie do lotu trwało tyle, co  włożenie akumulatora do tylnej kabiny.

Pogoda dopisała. Dość szybko wędrujący front formował w szlaki niskie chmury, wiec już w pierwszy dzień po przyjeździe po południu pozwolił nam na przelot 300km. W drugim dniu zaliczyliśmy wycieczkę pod Legnicę, przez Cotbus i Frankfurt i powrót do domu.

Po drodze z daleka rzucała się w oczy ogromna hala po Zeppelinach, przerobiona na oryginalne kąpielisko. Szklany dach pozwala symulować tropikalny klimat pod Berlinem.

Cotbus. Termika przemysłowa. Podgrzane przez chłodnie kominowe powietrze wędruje ku górze.

I można z tego skorzystać, zwłaszcza w deszczowy dzień, ale …

przy dobrej pogodzie można się przekonać, że energii ze słońca jest znacznie więcej i kominy odrywające się z piaskowych pól kopalni odkrywkowej są mocniejsze.

Lot skończyliśmy po 813km, zawrotem z podmokłego Magdeburga. Były szanse na 1000km, należałoby ominąć północą TMA Wrocław. Nie to było jednak naszym celem, a zbadanie okolicy lotniska i ćwiczenia taktyki lotu, oraz techniki pilotowania.

Kolejne dni poczęstowały bezchmurną, potem mglistą pogodą. W dniu wyjazdu, niedzielę 7 czerwca front odsłonił pas pięknej pogody na północnych krańcach Niemiec. Wpływające z Morza Północnego chłodne powietrze tworzyło najpierw rozlane chmury, a następnie wąski pas cumulusowych szlaków.



Po stronie południowej chmury znikały, gdy słońce mocniej przygrzało. Dla startujących ze Stendal oznaczało to konieczność 100-kilometrowego lotu na północ do warunków, aby potem w kierunku wschodnim, lub zachodnim zachód zliczać kilometry.

Pokonaliśmy znów sporo, bo 600km, choć konieczność przejechania samochodem 730km do Międzybrodzia, skłoniła mnie do lądowania o 17:05 na długo przed wygaśnięciem warunków faktycznie się kończyły. Ostatni komin miał 4m/s. Nie dziwiły więc dziesiątki szybowców spotykanych na trasie, ale zdumienie budził fakt, że FLARM wykazywał bardzo szybkie przemieszczanie się niektórych obiektów. Okazało się, że to wojskowe odrzutowce latające w przestrzeni G są dodatkowo wyposażone w takie instrumenty.

Było to bardzo ciekawe doświadczenie. Dobre termicznie tereny pozwoliły na loty przy różnej pogodzie, sprawdzenie rozmaitych technik i taktyk. Zmienna pogoda była więc idealna rozwijając cały wachlarz utrudnień. Lataliśmy więc także przy takich, warunkach przy których normalnie nie wyciąga się szybowca z hangaru, ale gdy się chce to jednak można polecieć kawał trasy. Dla mnie zwiedzanie bardzo pięknych i atrakcyjnych dla turystów miasteczek Tangermunde i Stendal, byłego DDR, były dodatkowym plusem.





Skorzystał i Olivier, który podszlifował technikę krążenia, wyboru trasy w skali chmury i w skali terenu, oraz doboru prędkości. Z pewnością przekonał się również, że radzenie sobie na małej wysokości, kontynuacja lotu do parteru, gdy nie ma warunków, to też cenne narzędzie pilota, bo operując szybowcem ze sprawnym silnikiem mogliśmy sobie pozwolić na bardzie ryzykowne manewry i wiele razy komin dnia znalazł się tuż nad lasem.

Na pamiątkę został mi podarowany „dzwonek instruktorski” z napisami Too Fast (in lift), Too slow (in cruise), Too early (pulling before lift), Too late (catching thermals). Dzwonek, by siedzący z tyłu nie musiał zdzierać gardła. Z pewnoscią się przyda. Ostatecznie gdyby dźwięki nie wywołały odpowiednich odruchów, dzwonek jest tak solidny, że można jeszcze nim potraktować co oporniejszych w przedniej kabinie.



FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony