Zmarł legendarny polski pilot Zbigniew Gozdalik (data pogrzebu)
Lotnictwo polskie poniosło bolesną stratę. W dniu 17 lutego 2024 r. zmarł w wieku 87 lat legendarny pilot wojskowy (ppłk. Pil Lotnictwa Wojskowego) i cywilny (nst. Kpt. Pil. Lotnictwa Pasażerskiego) – Zbigniew Gozdalik.
Zbigniew Gozdalik urodził się 10 stycznia 1937 roku w Lubieszowie w obwodzie wołyńskim w małżeństwie Włodzimierza Gozdalika i Aleksandry z domu Dzikowickiej. W wieku 16 lat, jako uczeń Technikum Mechanicznego w Poznaniu musi podjąć życiową decyzję. Za dwa lata ukończy technikum i zastanawia się, czy iść na studia czy po technikum iść od razu do pracy. Ze względu na swój charakter pociąga go też marynarka i lotnictwo.
Zbyszek podejmuje decyzje: Chce zostać pilotem i w tym celu składa podanie o przyjęcie na szkolenie lotnicze. Złożenie podania o przyjęcie na szkolenie lotnicze wiązało się koniecznością podpisania zobowiązania, że po ukończeniu szkolenia kandydat wstąpi do Oficerskiej Szkoły Lotniczej. Zbyszek przechodzi badania lotniczo-lekarskie, czeka na kontrolę polityczną życiorysu.
Tutaj wyłaniają się kłopoty związane z życiorysem Jego ojca. Ojciec Zbyszka został aresztowany w 1950 roku za „nielegalne" posiadanie radzieckich map wojskowych. Był to skutek czystek, jakie w latach pięćdziesiątych miały miejsce w wojsku polskim, gdy usuwano oficerów przedwojennych i tych, którzy powrócili z Zachodu po II wojnie światowej. Na szczęście następuje „odwilż polityczna" i Zbyszek może rozpocząć szkolenie.
Kończy szkolenie teoretyczne i rozpoczyna szkolenie na samolocie „Po 2", popularnym „Kukuruźniku". Lata także na polskim samolocie „Zuch 2". Wylatuje około 50 godzin i uzyskuje III klasę pilota samolotowego. Po ukończeniu w 1955 roku Technikum Mechanicznego w Poznaniu podejmuje naukę w Oficerskiej Szkole Lotniczej im. Żwirki i Wigury w Radomiu. Szkołę Zbyszek ukończył w 1959 roku i został promowany na stopień podporucznika. Zakończenie każdego kursu szkoleniowego kończyło się prezentacją poziomu wyszkolenia w grupowym przelocie przed komisją egzaminacyjną.
Po ukończeniu szkoły zostaje przydzielony do JW. 1457 w Łasku jako pilot. Awansuje, zostaje instruktorem i dowódcą klucza a po ośmiu latach służby zostaje mianowany na stopień kapitana. Oprócz udziałów w defiladach, między innymi w słynnej „Jodełce" w 1966 roku, ze względu na efektowny pilotaż Zbyszek jest wyznaczany do pokazów indywidualnych. Za udział w pokazie lotniczym dla Szefa Sztabu Francuskich Sił Zbrojnych 22 czerwca 1972 roku na lotnisku w Mińsku Mazowieckim otrzymał wówczas od niego w dowód uznania dyplom „La prévôté militaire des pilotes d'avions". Podczas tego pokazu przeciążenie przekraczało 12G. Takie przeciążenia osiągano na wirówce w WIML a rekordzistą był kandydat na kosmonautę Zenon Jankowski którego też wirowano przy 12G.
Przełomowy dzień w życiu Zbyszka nastąpił 28 lutego 1973 roku. Tej nocy zaplanowano w pułku loty dla eskadry pilotów, którzy wrócili z obozu kondycyjnego w Groniku w Zakopanem. Nikt nie przewidywał tragedii, jaka się wydarzy. Zbyszek wraz oficerem technicznym udawali się do miejsca tankowania, aby dokonać zmian w procedurze tankowania. Przebiegali przez drogę kołowania, gdy nagle spostrzegli wyłaniający się z ciemności szybko kołujący samolot. Zbyszek zdążył odepchnąć inżyniera a sam rzucił się w bok, aby uniknąć zderzenia.
Niestety, było już za późno. Zbyszek otrzymał potężne uderzenie, które rzuciło go na skrzydło. Na nieszczęście dla Zbyszka na końcu lewego skrzydła samolotu LIM 5P była wysunięta do przodu lanca, która stanowiła przeciwwagę dla rurki Pitota zamocowanej na drugim skrzydle. Ta przeciwwaga trafiła Zbyszka w bok. Mimo grubego kombinezonu i zimowego ubioru, siła uderzenia była tak duża, że ostro zakończona, kilkucentymetrowej średnicy rurka, przebiła nie tylko ubiór, ale i ciało na wylot. Mimo ogromnego bólu nie stracił świadomości i zachował przytomność umysłu. Nierówności na drodze i drgania samolotu powodowały przemieszczanie się rurki tkwiącej w ciele i rozrywanie wnętrzności. Z jednej strony usiłował zmniejszyć ból przyciskając się do skrzydła, ale z drugiej strony myślał intensywnie jak wyzwolić się z pułapki, obawiając się, że jeśli samolot wystartuje z nim na skrzydle czeka go koszmarna sytuacja. Wiedział, że jedyną jego szansą jest utrzymanie przytomności w czasie kołowania i chwilowe zatrzymanie się samolotu przed pasem dla ostatecznego sprawdzenia przez dyżurnego mechanika. Na szczęście tak się stało. Nie wiedząc, na jak długo samolot się zatrzymał, podciągając się na rękach i szarpiąc wnętrzności ściągnął się z rurki i spadł na beton.
Uważny mechanik dyżurny zobaczył człowieka wiszącego na skrzydle i widział jak spada, rozpoznał nawet kpt. Gozdalika. Wszczął natychmiast alarm, ale sytuacja była tak niecodzienna, że kierownik lotów nie uwierzył a nawet oburzył się na mechanika, myśląc, że ten pozwala sobie na niestosowne żarty. Po powtórzeniu meldunku uruchomiono natychmiast cały system ratunkowy. Podjechała sanitarka, do której wniesiono rannego a lekarz podjął decyzję, aby jak najszybciej przewieźć go do szpitala w Łasku. Tam już przesłano informacje i stół operacyjny i lekarze już czekali.
W czasie transportu w pewnym momencie usłyszał głos anestezjologa, który myśląc, że pacjent jest nieprzytomny ostrzegał drugiego doktora: Nie wyczuwam pulsu, tracimy go, to już chyba koniec. Te słowa lekarza wyzwoliły nowe pokłady adrenaliny. Osobowość Zbyszka, jego charakter spowodowały, że stres miał charakter motywujący i wyzwolił w nim niespożyte siły. Ostatkiem sił pomyślał: ze mną, z Gozdalikiem nie będzie tak łatwo, nie poddam się.
Zbyszek przez pewien czas musiał przebywać w śpiączce farmakologicznej ale jego silny organizm i motywacja doprowadziły w końcu do przebudzenia pacjenta. Po bolesnej rehabilitacji Zbyszek uznał, że jest już zdrowy i zaczął się starać o powrót do latania. Pierwszym krokiem było badanie lekarskie przed komisją lotniczą Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej w Warszawie. Badania te były tak szczegółowe, że drżeli przed Komisją nie tylko kandydaci na pilotów, ale nawet najważniejsi generałowie. I nagle przed Komisją stawia się facet z ledwo zarośniętą dziurą w brzuchu na wylot, bez półtora metra jelita i ze zrostami w brzuchu i mówi, że chce badania na naddźwiękowe. Lekarze osłupieli, przeprowadzili szczegółowo wszystkie dostępne badania, ale nie mogli znaleźć żadnej przyczyny do odmowy.
Pozostał jeszcze tylko jeden młody lekarz, który chciał w celach naukowych przeprowadzić badania na wirówce przeciążeń. Zbyszek, który w locie wykręcał przeciążenia do końca skali na przyrządzie, spytał go, czy bierze pełną odpowiedzialność za bezpieczeństwo takiego badania dla jego zdrowia. Lekarz zmieszał się i zrezygnował. Zbyszek otrzymał czwartą kategorię zdrowia, która upoważniała do latania w załodze wieloosobowej. Z jednej strony ucieszyła go decyzja o możliwości powrotu do latania, ale z drugiej strony latanie na dwupłatowym An-2 nie spełniało jego ambicji.
Zgłosił się do raportu do zastępcy dowódcy Wojsk Lotniczych ds. szkolenia gen. Rybackiego, który znał jego przypadek i chęć latania i był dla niego bardzo życzliwy. Zbyszek przedłożył swoją sytuację generałowi, że skoro nie może wrócić na samoloty bojowe to prosi o zgodę na przejście do cywila i umożliwienie mu latania w PLL „LOT", który ma samoloty z załogą wieloosobową. Generał, który wcześniej zapoznał się z raportem wykonał telefon, krótko rozmawiał i zwrócił się do Zbyszka: Jest kolega dopisany do kursu pilotów w Locie, proszę zgłosić się na wykłady, bo kurs już trwa kilka dni, nadrobić zaległości i w międzyczasie załatwić formalności.
9 lipca 1974 roku Zbyszek przeszedł do cywila i rozpoczął pracę, jako pilot w PLL „LOT". Po kursie przygotowawczym rozpoczął pracę początkowo, jako drugi pilot samolotu An 24, następnie jako kapitan i instruktor.
W tamtym czasie nie było jeszcze symulatorów i niektóre awarie można było przećwiczyć tylko na prawdziwym samolocie w locie rzeczywistym. Zbyszkowi przypadła do szkolenia grupa kandydatów na mechaników. Loty odbywały się w nocy, ćwiczono awarie silnika. I mechanicy i lotnicy mają własne metody, aby nie popełnić błędu w czynnościach. Przy awarii silnika obowiązywała zasada "jednej ręki". Przy awarii np. prawego silnika trzeba było najpierw włożyć do kieszeni lewą rękę a procedurę wyłączania agregatów silnika przeprowadzić prawą ręką. Tak działał szkolony uczeń, ale pewnym momencie prawą ręką zamknął zawór lewego pracującego silnika. Instruktor mechanik błyskawicznie rozpoczął procedurę uruchamiania w locie, Zbyszek, jak zwykle najpierw troszczący się o innych wydał rozkaz „wszyscy do ogona"; bo w przypadku rozbicia się samolotu daje to największą szansę przeżycia. Zostało kilkadziesiąt sekund a stawką było życie lub śmierć. Najpierw trzeba było opanować znajdujący się w niespotykanej konfiguracji samolot.
Była noc a przyrządy były nieoświetlone, gdyż akumulatory został całkowicie rozładowane. Z powodu braku energii elektrycznej nie zostały zamknięte zawory paliwa i paliwo lało się na rozżarzone części silnika co spowodowało jego pożar przenoszący się na skrzydło. Dodatkowo trzeba było wybrać też miejsce lądowania. Zbyszek wykonał to koncertowo, wylądował bezpiecznie na trawiastej części lotniska i dał komendę do ewakuacji. Po paru chwilach paliwo eksplodowało i płomienie objęły cały samolot aż do jego całkowitego spalenia. Komisja badania wypadków lotniczych nie miała uwag do załogi, winna była tylko jedna osoba, Zbyszek awansował na samolot Tu134 a w 1985 roku przeszedł w Uljanowsku w ZSRR szkolenie na kapitana samolotu Tu 154. Latał na nim, jako kapitan, potem instruktor i Kierownik Oddziału aż do stanowiska Dyrektora Pionu Lotniczego PLL „LOT".
Na Tu154 zdarzyła mu się ciekawa i niebezpieczna usterka techniczna. Przy wjeździe do gejtu samolot zaczął przewracać się na lewą stronę ale zatrzymał się prawie dotykając skrzydłem ziemi. Zbyszek zatrzymał samolot, polecił inżynierowi przepompowanie paliwa do prawego skrzydła, pasażerom polecił zatrzymać się na miejscach, wezwał Szefową i poprosił o przesadzenie pasażerów z lewego rzędu do prawego. Pasażerów wyprowadzono bezpiecznie bez ogłaszania awaryjnej ewakuacji podczas której, zazwyczaj jakaś część osób odnosi obrażenia. Po sprawdzeniu samolotu okazało się, że została rozerwana tuleja do której chowana jest goleń główna podwozia. W zależności od miejsca uszkodzenia układ podwozia składa goleń główną a samolot się przechyla w stronę uszkodzonej części. Gdyby zdarzyło się to podczas startu lub lądowaniu konsekwencje byłyby bardzo poważne, Po wycofaniu z eksploatacji samolotu Tu154 Zbyszek przeszkolił się na samolot Boeing737 i jako instruktor latał na nim do emerytury, na którą przeszedł w roku 2002. Na emeryturze działał społecznie, był wiceprezesem ODDZIAŁU WARSZAWSKO-MAZOWIECKI SSLW RP i inicjatorem wielu akcji społecznych.
Życiorys Zbyszka jest niesamowity i nadaje się jako scenariusz filmu akcji. Zbyszek, nawet w najtrudniejszej sytuacji jest jak zwykle spokojny, bardzo opanowany i nietracący zimnej krwi. Największą jego siłę stanowi niesamowita odporność psychiczna poparta wiara w siebie. Dzięki niej jest w stanie pokonać wszystkie przeciwności losu i nie ma takiej rzeczy, która spowodowałaby u niego załamanie. Bardzo imponuje tym swojemu otoczeniu i dla wielu ludzi staje się niedościgłym wzorem do naśladowania. Zbyszek jest przy tym bardzo sympatyczny, chętny do pomocy, ma bezpretensjonalny sposób bycia i potrafi być duszą towarzystwa. Ponadto ma wrodzoną zdolność odkrywania w ludziach niezwykłych talentów i często motywuje swoich przyjaciół do rozwijania ich, a kiedy osiągają dzięki temu sukcesy jest z nich dumny. Jako człowiek cieszący się ogólnym poważaniem i zaufaniem społecznym zostaje Szefem Personelu Latającego PLL „LOT". Nie jest przyzwyczajony do ponoszenia porażek, każda przegrana jest dla niego bardzo dotkliwa (widać to w szachach i brydżu ) i ostro potrafi walczyć o prawa lotnicze. Oczywiście ma też i wady. :O))) Jego wadą jest nadmierna gadatliwość nie może się pohamować, by na każdy temat nie wyrazić swojego zdania. Nie lubi wylewności i krępuje go, kiedy ktoś zbyt ostentacyjnie go chwali. Na pewno go to nie ucieszy, a może jedynie wprawić w zażenowanie albo nawet zdenerwować.
Zbyszek kojarzy mi się zawsze z postacią dawnego rycerza. W dawnych latach wojownik wyróżniający się w walce, spełniający w życiu osiem cnót życiowych i nie zhańbiony niehonorowym uczynkiem był pasowany na rycerza i dostępował zaszczytu noszenia złotego pasa. Dziś już nie ma takiego zwyczaju. Są jednak w życiu sytuacje, kiedy w jednym momencie może nastąpić odkrycie prawdziwego charakteru człowieka. Alpiniści odkrywają to będąc związani z towarzyszem liną, czy w momencie upadku utrzyma on tę linę do końca, czy puści, ratując własne życie. Takie momenty odkrywające prawdziwy charakter możemy zobaczyć w życiu Zbyszka.
Pierwszym momentem jest wybór drogi życiowej. Zbyszek wybrał los pilota myśliwskiego. Pierwszą zasadą myśliwca jest chronić. Chronić własne bombowce, chronić piechotę od ataku z nieba, chronić ludność cywilną, chronić polskie niebo niezależnie od tego, kto je atakuje. Aby je dobrze chronić trzeba być najlepszym w każdej dziedzinie, nie ma drugiego miejsca, albo zwyciężysz albo zginiesz. Trzeba dawać z siebie wszystko, ale dzieje się to czyimś kosztem. To, co nas boli najbardziej, co najbardziej bolało też i Zbyszka, to brak odpowiedniej rekompensaty dla naszych dzieci, żon i rodziców. Nie zwrócimy im braku ojca ani w codziennym życiu ani w uroczystych dla nich chwilach.
Takim przypadkiem pokazującym, że bardziej troszczy się o innych niż o siebie była też chwila, odruch, kiedy podczas nocnych lotów idąc z kolegą do samolotu zobaczył pędzący w ich stronę inny samolot. Zbyszek odepchnął kolegę, ale sam został przebity na wylot wystającą dyszą tego samolotu i wisząc na niej przewieziony aż do progu pasa startowego. Tuż przed startem zdołał samodzielnie się wyswobodzić, ratując własne życie i dając jednocześnie świadectwo siły ducha i odporności na ból. Olbrzymią siłę ducha okazał także przy długotrwałym leczeniu i rehabilitacji po tym strasznym wypadku i walce o powrót do możliwości latania. Innym razem, kiedyś, przy awaryjnym lądowaniu w nocy w terenie przygodnym, pilotując płonący samolot myślał o innych i zdążył jeszcze podać komendę „wszyscy do ogona" wiedząc, że koledzy tam będą mieli większą szansę przeżycia.
Wszyscy potrzebują zasad, wzorów i przykładów postępowania. Zbyszek robił wszystko zawsze z uśmiechem na twarzy i z niezmierną życzliwością dla innych. Kolejne jego cechy to: bezinteresowna pomoc, życzliwość i wdzięczność. W dzisiejszych czasach trudno jest spotkać taki ideał.
Ostatnią chwilą, aby mieć czas na chwilę zadumy nad tym, co jest ważne w życiu człowieka, kim był naprawdę jest czas pogrzebu. Tutaj z pewnością żegnamy człowieka o złotym sercu i należnym mu złotym rycerskim pasie.
Żegnaj Zbyszku.
Inst. Kpt. Pil. Eugeniusz „Gery" Rynkiewicz
Msza Święta Żałobna odprawiona zostanie 29.02.2024r. (czwartek) o godzinie 12:00 w kościele p.w. św. Anny w Piasecznie, po czyn nastąpi odprowadzenie prochów i złożenie do grobu rodzinnego na miejscowym cmentarzu komunalnym.
Komentarze