Refleksje na Święto Lotnictwa
Jeżeli zapomnę o Nich, Ty Boże na niebie zapomnij o mnie - A. Mickiewicz
W 1993 roku dzień 28 sierpnia, decyzją Ministra Obrony Narodowej, został ustanowiony Świętem Lotnictwa Polskiego. W przeszłości to święto przypadało, 5 listopada, 11 listopada, 16 lipca, 1 września, 23 sierpnia. Dzień ten był związany z różnymi wydarzeniami kojarzonymi z lotnictwem. Wraz ze zmieniającą się władzą zmieniała się data święta upamiętniająca istotne dla niej wydarzenie historyczne. Obecne święto obchodzone jest w rocznicę zwycięstwa kpt. pil. Franciszka Żwirki i inż. pil. Stanisława Wigury w Challenge’u – Międzynarodowych Zawodach Samolotów Turystycznych, które odbyły się w 1932 roku w Berlinie. Nie zmienia to faktu jak mizerna jest obecnie wiedza społeczeństwa polskiego na temat rodzimej awiacji, z resztą podobnie rzecz się ma z całą historią Polski. Wiadomości o polskim lotnictwie ograniczają się, i tak tylko powierzchownie, do dywizjonu 303 i samolotu F-16. Skąd obecne i następne pokolenia mają czerpać wiedzę o dokonaniach Polaków w dziedzinie lotnictwa, jeśli ewidentnie lekceważy się pamięć o ludziach, którzy je tworzyli i poświęcili dlań całe życie? Pamięć o nich wylądowała na śmietniku historii, a ich zapomniane groby, jeśli się zachowały, wołają o pomstę do nieba.
Pięć lat temu, w 2018 roku przypadało stulecie wykonania pierwszego lotu w odrodzonej Polsce. Reklamowana rocznica nie stała się okazją do przybliżenia wydarzeń, które znacząco zapisały się w naszej historii. Kilka zdawkowych zdań o lotnictwie w ogóle podczas składania wieńców przy znanych pomnikach, ze szczególnym naciskiem na udział polskich lotników w Bitwie o Wielką Brytanię, dobitnie świadczy o znikomej wiedzy władz każdego szczebla, chętnie za to przy tej okazji pozujących do okolicznościowych zdjęć. Ani wówczas, podczas tak znamienitego jubileuszu, ani obecnie nie wykorzystuje się lotniczego święta, by edukować, szczególnie młodych Polaków. O Żwirce i Wigurze może i coś się obiło o uszy, dla wielu to jedna osoba. O samolocie braci Wright słyszało już więcej, ale o rodzimych twórcach, którzy swoje pasje lotnicze rozpoczynali na terenach trzech zaborów już niewielu.
Arcyciekawe życiorysy
Zainteresowani pionierskim okresem polskiego lotnictwa winni sięgnąć do życiorysów zapomnianych i nieznanych fascynatów, których nazwiska nie zdobią pamiątkowe, tak chętnie odsłaniane, tablice, nie są patronami ulic czy rond. A przecież każdy z nich wniósł do tej dziedziny wszystkie swoje siły, umiejętności, zaangażowanie i ofiarność. Warto wskrzesić pamięć choć tylko kilku z nich, byli to m.in.: Michał Bohatyrew, Jerzy Borejsza, bracia Stanisław i Mieczysław Działowscy, Jan Kieżuń, Antoni Mroczkowski, Władysław Szyszkowski, Wacław Ulass, Paweł Zołotow, Ryszard Dyrgałła, Szczepan Grzeszczyk. Nikt im nie składa nawet okolicznościowych hołdów, wieńców, nie zapalają światełek pamięci. Czy wiadomo gdzie spoczywają i czy w ogóle mają swoje mogiły? Wśród pompatycznych, ciągle tych samych nagłaśnianych obchodów, nie ma miejsca dla skromnych, znanych zaledwie garstce osób, bądź już całkiem wymazanych z pamięci bohaterów realizujących swoje podniebne marzenia. Ich dokonania napawały dumą rodaków, były inspiracją do podejmowania kolejnych lotniczych wyzwań. Szalony postęp techniczny i rozwój lotnictwa prześcignął najśmielsze marzenia jego pionierów.
Dzięki ich pomysłom, zapałowi i determinacji opanowanie przestrzeni powietrznej stało się doniosłe dla celów tak wojennych, jak i obronnych kraju, rozpowszechniło się lotnictwo komunikacyjne, transportowe i sportowe. Zawrotny i wprost niewiarygodny postęp sprawił, iż ziemia stała się globalną wioską, a współcześnie turystyczne przemierzanie świata trudno sobie wyobrazić bez samolotu. Dla pierwszych entuzjastów lotnictwo było przyszłością, oni, dla korzystających obecnie z ich dokonań technicznym, stali się zamierzchłą przeszłością. Ich sukcesy, osiągane rekordy nie wywołują, jak niegdyś dreszczyku emocji, nie przyciągają rozentuzjazmowanych tłumów. Wraz z odejściem uczestników i świadków tych pierwszych wydarzeń, z czasem zostały wykluczone ze zbiorowej pamięci jako zjawiska marginalne, pojawiły się wszak nowe. Zainteresowanie nowościami lotniczymi innych państw jest godne pochwały, jednak przy braku znajomości własnych (często na skalę światową) osiągnięć jawi się to nierzetelnie. Jakże ciągle aktualne są słowa Stanisława Jachowicza: „Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie”. Odnosiliśmy i odnosimy sukcesy we wszystkich dziedzinach lotnictwa, polscy piloci cieszą się wysoką renomą, podobnie jak konstruktorzy i mechanicy. Niestety mass media nie ekscytują się nimi tak jak piłką nożną czy tenisem.
Tą niepamięcią i powszechną niewiedzą trudno obarczać tylko wyjątkowo niedoskonałą polską edukację. Nie wszyscy też muszą interesować się lotnictwem, choć nadal wielu młodych ludzi swój pierwszy kontakt lotniczy rozpoczyna od modelarstwa. Horrendalne wieloletnie zaniedbanie, braku upowszechniania przeszłości historycznej przez środowiska lotnicze, także nie przekazywanie jej przez szkoły i uczelnie wojskowe, jako zbędne wśród przedmiotów ściśle zawodowych, odbija się mierną, by nie rzec żadną wiedzą o dokonaniach Polaków w tej dziedzinie. Taki stan rzeczy wynika przede wszystkim z braku osób o rozległej, rzetelnej wiedzy z historii polskiego lotnictwa. Jednak nie tylko jest potrzebna umiejętność właściwego jej przekazywania, niezbędne jest jeszcze zaangażowanie się w różnego rodzaju przedsięwzięcia mające na celu wychowanie pokolenia, które tą wiedzę będzie przekazywało dalej. Oddziaływanie własnym przykładem jest najlepszym magnesem przyciągającym młodych ludzi. Przyzwolenie na wybiórcze upamiętnianie wybranych postaci, jak to się dzieje obecnie, jest ewidentnym zakłamaniem polskiej historii, także tej lotniczej.
Nie podjęcie wysiłku ocalenia zapomnianych postaci to niepowetowana strata, publiczna śmierć postaci tworzących historię polskiego lotnictwa i bezpowrotna strata naszego dziedzictwa. Obowiązkiem współczesnych jest dbanie, by pozostali we wdzięcznej pamięci kolejnych pokoleń, by nie utracić ważnego łącznika wiążącego nas z przeszłością. Jednak świadoma niepamięć ma się świetnie. Wacław Ulass*, zasłużony pionier polskiej awiacji, jest przykładem takiej właśnie biernej postawy, wręcz niechęci, by nawet niewielkim wysiłkiem ocalić jego pamięć.
Skazany na niepamięć
Jedną z największych nekropolii w Europie jest zabytkowy Cmentarz Bródnowski w Warszawie, sam obwód murów liczy sobie prawie pięć kilometrów. Warszawski historyk regionalista Ryszard Szołwiński zorganizował Komitet Opieki nad Cmentarzem Bródnowskim zbierający środki na renowację zabytkowych pomników, który działał przez piętnaście lat. Cmentarz jest ogromny, z dala od centrum miasta, więc kwestujący artyści woleli przenieść się na bardziej reprezentacyjny Cmentarz Powązkowski i Komitet przestał działać. Wśród zabytkowych i nie tylko, ale pięknych i zadbanych nagrobków rzymskokatolickiego cmentarza, znajduje się smutna, opuszczona ziemna mogiłka, a właściwie tylko narzucony zwał ziemi – kwatera 42K-2-29. W miejscu oddalonym od uczęszczanych ścieżek pochowany został człowiek bez reszty oddany polskiemu lotnictwu – Wacław Ulass.
Urodził się 21 sierpnia 1893 roku w Warszawie. 3 maja 1917 roku, pomiędzy latarnią morską Chesonez a środkiem portu sewastopolskiego, jako pierwszy pilot na świecie wykonał lot odwrócony na samolocie Morane-Saulnier G. Był pilotem w Oddziale Awiatycznym 1. Korpusu Polskiego gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego, w Błękitnej Armii gen. Józefa Hallera, we wrześniu 1939 roku w Eskadrze Łącznikowej 1. Pułku Lotniczego. Służył w lotnictwie Finlandii i 300. Dywizjonie Bombowym (pełny lotniczy życiorys na stronie portalu w: „Wacław Ulass zapomniany przez ludzi pionier polskiego lotnictwa” z dnia 15 maja 2023). Trzy ostatnie lata życia spędził w Domu Rencisty w Warszawie, gdzie zmarł 23 listopada 1969 roku. W czasie wojny pracował w komisji zajmującej się opieką nad rodzinami pilotów rannych, zaginionych i poległych w lotach bojowych. Obecnie, po 54 latach od jego odejścia nikt o nim nie tylko nie pamięta, ale i nie opiekuje się miejscem jego wiecznego spoczynku. Wśród zadbanych obok grobów dramatycznie wyróżnia się sterta ziemi z zagrzebaną tabliczką z imieniem, nazwiskiem i słowem lotnik. Kiedyś tabliczka wisiała na krzyżu, teraz nie ma i krzyża. W maju tego roku tabliczka została wygrzebana z ziemi, oczyszczona z błota, a na litościwie przez deszcz wygładzonych grudach postawiony został, pierwszy od wielu lat, znicz. Urągający wszelkiej godności grób tylko dlatego nie został przekopany, że został wpisany do ewidencji grobów weteranów walk o wolność i niepodległość Polski, choć na tym kończy się instytucjonalna „pamięć narodowa”. Od maja do dnia dzisiejszego sytuacja w tym względzie nie uległa nawet minimalnej poprawie, choć stosowny apel (na portalu jak wyżej) został skierowany do Warszawskiego Klubu Seniorów Lotnictwa.
Daremny trud, próżne żale
Wacław Ulass zapisał się nie tylko trwale w historii lotnictwa polskiego, ale i aktywnie działał również w Warszawskim Klubie Seniorów Lotnictwa. Logiczne wydawało się, że Klub zaangażuje się w przywrócenie zapomnianemu lotnikowi należnego miejsca wśród żywych i umarłych. Jednak nic bardziej mylnego. Pismo w tej sprawie, wraz z apelem zostało skierowane do członków WKSL, na ręce prezesa, którego personalia stale widnieją na stronie internetowej Klubu. W rozmowie, poprzedzającej wystosowanie pisma, prezes przyznał, iż stan grobu Ulassa jest mu znany, bo widział go kilka lat temu. Można zapytać – nie wstrząsnął nim ten widok? Przez tyle lat nie zakiełkowała myśl, że to niegodne, by tak wyglądał grób zasłużonego lotnika? Czy w ogóle znał jego życiorys?
WKSL został poinformowany, iż jako stowarzyszenie może uzyskać z IPN dotację na rzecz opieki nad takim grobem, w myśl Ustawy z dnia 22 listopada 2018 roku o grobach weteranów walk o wolność i niepodległość Polski. Można ubiegać się o: udzielenie dotacji celowej z budżetu państwa w celu sfinansowania albo dofinansowania zadań zawiązanych z opieką nad tymi grobami, w szczególności na pokrycie nakładów koniecznych na wykonywanie czynności związanych z budową, remontem, przeniesieniem lub utrzymaniem tych grobów (dotacja jest udzielana w wysokości 80 lub 100% nakładów koniecznych na wykonanie tych zadań). Jak widać wypełnienie stosownego wniosku przerosło członków stowarzyszenia, bo nikt nie pokwapił się, by to uczynić.
Równocześnie zostało skierowane informacyjno-zachęcające pismo do wszystkich seniorów, by zainteresować ich sprawą zapomnianego grobu, na mailowy adres WKSL, także widniejący na stronie internetowej. Jednak okazało się, iż pocztę z tego adresu także odbiera prezes, więc nie trafia ona do innych członków. Po co takie pozory i wprowadzające w błąd informacje na stronie internetowej Klubu. Członkini zarządu, obłudnie wykazując zainteresowanie tematem, sama zobowiązała się, iż na bieżąco będzie informować o postępach prac. Cóż, słowna deklaracja nic nie kosztuje. Od maja, tak zajęta własnymi sprawami i pochłonięta wypoczynkiem, nie mając jednak nic do powiedzenia w tej istotnej sprawie zasłaniała się nieustającym „brakiem zasięgu”.
Statut WKSL podaje, iż jednym z podstawowych celów Klubu jest „utrwalanie pamięci o ludziach związanych z historią polskiego lotnictwa, przekazywanie młodszym pokoleniom jego tradycji” realizowane przez „renowację nagrobków sławnych ludzi lotnictwa” i poprzez „akcje umieszczania Znaków Pamięci na grobach naszych członków i wybitnych lotników”. Niestety w żadnym z publikowanych sprawozdań z działalności Klubu nie ma mowy o zajęciu się jakimkolwiek opuszczonym grobem. Za to wielokrotnie można znaleźć powtarzaną informację podkreślającą odnowienie grobu Stanisława Latwisa na Wojskowych Powązkach, z inicjatywy WKSL, choć miało to miejsce blisko dwadzieścia lat temu.
Milczący, zapomniani świadkowie historii lotnictwa
Prezes przypominając corocznie o „tradycyjnym” spotkaniu przy jego grobie, które jest „także okazją, aby w wiosennej pogodzie przespacerować się i odwiedzić groby jeszcze kilku ważnych weteranów lotnictwa”, niestety nie precyzuje, kim są ci „ważni weterani”. Otoczenie swoistym kultem „wzniosłości pomnika” Stanisława Latwisa, który jest autorem melodii do słów Aleksandry Zasuszanki-Dobrowolskiej, później całości przyjętej jako Marsz Lotników, jest, co najmniej dziwnym wyborem. Chyba, że kryterium „ważności” jest reprezentacyjne miejsce, jedyne takie na Wojskowych Powązkach. Usytuowany w poprzek innych grób, dookoła którego jest mnóstwo wolnego miejsca, dla na przykład pocztów sztandarowych. Znakomity entourage świetnie prezentuje się na zdjęciach.
W tym samym roku 1935, gdy zginął Latwis (wraz z ppor. obs. Wilhelmem Hofmokl-Ostrowskim), tylko 27 lipca, zginęli także śmiercią lotników dwaj piloci. Ich mogiły są po prawej stronie, tuż przy grobie Latwisa. Przechodząc koło nich od dwóch dekad, jakoś nikt z WKSL ich „nie zauważa”, są „niewidzialne”, choć szczególnie się wyróżniają. Kamienne kule na obramowaniach nadają wyjątkowy, ciekawy charakter temu miejscu. Są tu pochowani por. pil. obs. Tadeusz Józef Paweł Pieniążek h. Odrowąż (34 l.) – trudno odczytać cokolwiek na skromniutkiej, bardzo zniszczonej tablicy, i por. pil. Aleksander Jerzy Kremieniecki (29 l.) – kwatery C16, rząd 8, grób 6 i C16, rząd 8, grób 7. Obaj zginęli śmiercią lotnika podczas lotu doświadczalnego na samolocie PZL P.23II Karaś (w wypadku zginął również ppor. rez. obs. Stefan Marian Kłusek, l.31) pod Okęciem, w okolicy wsi Gorzkiewki.
Niestety przez blisko dziewięćdziesiąt lat warunki atmosferyczne i ludzka niepamięć zrobiły swoje. Porastająca mogiły trawa i chwasty niezwykle „malowniczo” odznaczają się wśród marmurowo-granitowych nagrobków. Nikt już dziś nie pamięta o młodych chłopakach, którzy doceniani byli przez Departament Aeronautyki wnosząc również znaczący wkład w prace Instytutu Badań Technicznych Lotnictwa, oblatując także prototypy. Te jakże zapomniane groby widoczne są na zdjęciach prezentowanych przez WKSL, jednak dziwnym trafem są „nieuchwytne dla wzroku”. Czasem są jednak nad wyraz „przydatne”, jak wtedy, kiedy podczas uroczystości dla Latwisa na ich, i tak już zniszczonych obramowaniach, stał trzygwiazdkowy lotnik i inni, chyba tylko po to by byli widoczni na pamiątkowych zdjęciach. Wszech obecna znieczulica kwitnie także w WKSL, a zapomniani lotnicy nie mogą liczyć na jakiekolwiek zainteresowanie. Dla Stanisława Latwisa nie było „ważnych” i „ważniejszych”. Warto przypomnieć jego słowa „pilot, inżynier, blacharz w stolicy czy na cichym szybowisku – każdy, kto choć o milimetr pcha naprzód lotnictwo, jest lotnikiem”.
Nastał taki zwyczaj umieszczania na grobach lotników kartoników z napisami „w dowód pamięci” czy „naszym kolegom – nasza pamięć” i logo organizacji, które w ten sposób zaznaczają, iż „opiekują się” miejscem pamięci. Można je ujrzeć na pięknych, dobrze utrzymanych nagrobkach „ważnych osób”. „Znaki pamięci” WKSL nie trafiają na żałosne mogiłki, bo przecież nawet nie wiadomo, kto tam spoczywa. Jeśli da się odczytać nazwisko, to i tak ani ten pilot, ani jego życiorys nie jest znany, to, po co zajmować się zmarłymi, którzy co prawda zginęli śmiercią lotnika, ale w czasie pokoju, sto lat temu. Jednak wielu z nich wywalczyło także niepodległość Polski. Niewiele już osób pamięta, że: „Ojczyzna to ziemia i groby, a narody tracąc pamięć, tracą życie”. To może lepiej stawiać „znaki niepamięci”. Kartoniki w żaden sposób nie zastąpią realnej, i nie od święta, troski.
Uroczystości rocznicowe i nie tylko, szczególnie katastrof lotniczych, są szumnie obchodzone przez wiele instytucji i stowarzyszeń, ale są one nie po drodze, by udać się na ciche, zapomniane groby tych, którzy też zginęli śmiercią lotnika. Lepiej zasypywać wieńcami ciągle tych samych, bo to i pokazać się można, i dodać do kolejnych zasług. Może mniej odznaczeń, dyplomów, a więcej rzeczywistej, cichej, mrówczej, niestety nie widowiskowej, pracy zasługującej na prawdziwe uznanie. Może chwilowo lepiej też schować srebrny i złoty Medal Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej, bo taka „opieka” na Wojskowych Powązkach nie przynosi chluby WKSL.
Ile lat istnieje WKSL?
Ponieważ prezes uważa, iż kult Stanisława Latwisa wypełnia znamiona „opieki nad grobami weteranów”, w świetle tego, iż Wacław Ulass spoczywa na Bródnie, stwierdza „nie jest naszym obowiązkiem dbanie o ich nagrobki na wielu cmentarzach”. Jednak „doceniają weteranów lotnictwa takich jak Ulass”, nie uściślił jednak, w jaki sposób, gdyż o Ulassie nikt w WKSL nigdy nie słyszał, podobnie z resztą jak o wielu innych. Ta skromna domena nie mieści się w zakresie zainteresowań Klubu.
Jednak koronnym argumentem przeciw podjęciu wyjątkowo niewielkiego wysiłku jest numer legitymacji członkowskiej Ulassa. Był członkiem WKSL, to nie ulega wątpliwości, sam prezes potwierdził, iż miała ona numer 125, ale jednocześnie stwierdził: „było to w okresie, gdy Klub był częścią APRL”. Prezes tak stanowczo odcinający się od PRL nie ma nic przeciwko, by powoływać się na rok 1939 jako powstanie WKSL i obchodzić z tego powodu okrągłe rocznice. W 2019 roku, w sprawozdaniu napisał, iż „uroczystość 80-lecia była najważniejszym wydarzeniem Klubu w 2019 roku i całej kadencji”, a nawet zgromadziła wówczas prawie sześćdziesięciu członków Klubu. Także na okładce statutu jest na tle chmurek jakże piękny napis: „WARSZAWSKI KLUB SENIORÓW LOTNICTWA istnieje od 1939 r.”. Jednak dla prezesa Ulass należał do jakiegoś innego WKSL i dlatego nie poczuwa się do żadnego obowiązku wobec jego osoby. Można tylko zapłakać nad takim stanowiskiem. Trudno nie odnieść wrażenia, iż członków WKSL łączy nade wszystko „więź towarzyska i organizowanie spotkań koleżeńskich”.
W bogatym lotniczym życiorysie Wacława Ulassa jest także mowa o propagowaniu polskiego lotnictwa i aktywnej działalności w Warszawskim Klubie Seniorów Lotnictwa (tym powstałym w 1939 roku). W tym wszak niewartym wspomnienia okresie Klub Seniorów Lotnictwa APRL uhonorował Złoty Jubileusz Lotniczy
Wacława Ulassa. Byli na nim obecni wiceminister komunikacji, Główny Inspektor Lotnictwa i prezes Zarządu Głównego APRL.
Od czasu powzięcia informacji o grobie zapomnianego lotnika nikt z WKSL nie miał ochoty zająć się tą sprawą, pomimo tego, iż otrzymali niezbędne narzędzia (aktualne zdjęcia grobu, jak postarać się o potrzebne pieniądze z IPN). Kiedy skierowany na ten temat apel do WKSL ujrzał światło dzienne prezes stwierdził, iż „jest zniechęcony do dalszej działalności”. Niestety, od początku, nie było żadnej działalności! Kłamliwym dowodem na już blisko czteromiesięczną bezczynność jest bajeczka: „podjęliśmy już pewne starania o ew. uporządkowanie grobu, ale nie ma na razie pozytywnych rezultatów”. Jakie uporządkowanie? Jakich rezultatów i od kogo oczekuje prezes? Grób jest uporządkowany od 54 lat, przez warunki atmosferyczne. Deszcz i wiatr „wygładziły” stertę ziemi. Od maja nikt się nie pofatygował na grób Wacława Ulassa. To niby, jakie mają być rezultaty?! Tu nie chodzi o pomachanie miotełką, ale postawienie zacnego nagrobka, na który IPN daje fundusze, ale nikomu z WKSL nie chce się nawet wypełnić wniosku. Najlepiej jakby tym „problemem” zajął się ktoś inny. Jakiż to „budujący” przykład dla młodego pokolenia kultywowania „tradycji polskiego lotnictwa”. Przy takim stanowisku seniorów nie dziwi postawa młodzianka, do którego, przy okazji pewnych obchodów rocznicowych zwróciła się seniorka nie mająca siły trzymać ciężkiego sztandaru, by ją zastąpił. „Dobrze – padła odpowiedź – za dwieście złotych”!
Wacław Ulass wylatał 2117 godzin i to na 32 typach samolotów! Kto może pochwalić się takim dorobkiem? Gdyby zginął śmiercią lotnika, jednak w jakiejś „istotnej katastrofie” kwalifikowałby się do zainteresowania przez członków WKSL, a także „zorganizowania uroczystości rocznicowej”? WKSL doskonale wiedział, że są w tym roku szczególne powody do uczczenia pamięci Wacława Ulassa. 21 sierpnia 130 rocznica jego urodzin, a we wrześniu sto lat od wykonanego przez niego pierwszego w świecie nocnego lotu szybowcem. Nagrobka jak nie było tak nie ma. Minął 21 sierpnia, bez echa przeszła wyjątkowa rocznica jego urodzin. WKSL miał przecież już doświadczenie z grobem Latwisa, z okazji stulecia jego urodzin, a mimo to nie zrobił nic.
Przy okazji obchodów Święta Lotnictwa, przy różnych pomnikach i na pięknych nagrobkach wojskowych znanych z tego, że byli np. generałami pojawią się okazałe wieńce z elementami lotniczymi, liczne wiązanki i znicze. Będą tam także członkowie WKSL. Czy przemknie im przez głowę myśl o pionierze polskiej awiacji, który nadal cichutko spoczywa w zapomnianej mogile? Może zadowolenie z siebie ustąpi miejsca refleksji – że coś jednak bardzo ważnego przepadło bezpowrotnie...
*Przedwojenna pisownia Ulas, przez jedno „s” w pewnym nieznanym momencie (prawdopodobnie jeszcze w czasie wojny) została zastąpiona przez dwa „ss”. Takie też nazwisko – Ulass widnieje na jego grobie, na tabliczce ufundowanej wiele lat temu przez osobę, która go znała.
Katarzyna Ochabska
Komentarze