Przygotowania śmigłowca SH-2G i ORP „Kościuszko” do ćwiczeń na północy Europy
Starty śmigłowca z pokładu okrętu i lądowanie na nim, obrona przed symulowanym atakiem z powietrza, współpraca z samolotem, który wskazywał cele do ataku rakietowego – takie zadania wykonywała na Bałtyku załoga fregaty ORP „Gen. Tadeusz Kościuszko” wraz lotnikami morskimi. Przez kilka ostatnich dni żołnierze przygotowywali się w ten sposób do manewrów w Norwegii.
– Ćwiczyliśmy w dzień, a pogodę mieliśmy wręcz modelową: niemal nie wiało, nie kołysało – relacjonuje kmdr ppor. Sebastian Bąbel, zastępca dowódcy eskadry z 43 Bazy Lotnictwa Morskiego. Był on jednym z dwóch pilotów śmigłowca SH-2G, którzy przez ostatnie dni współdziałali na Bałtyku z fregatą ORP „Gen. T. Kościuszko”. Każdy trzykrotnie lądował i startował z pokładu okrętu. Operacja wymagała ogromnej precyzji ze względu na niewielkie rozmiary lądowiska i fakt, że okręt przez cały czas się poruszał. Aby nie wyjść z wprawy, piloci muszą to zadanie dość często powtarzać. – Powinniśmy trenować co najmniej raz na dwa miesiące – tłumaczy kmdr ppor. Bąbel.
Tym razem okazją do treningu stało się zadanie programowe O-2, które zdawała załoga fregaty. – Jest to egzamin potwierdzający zdolność pojedynczego okrętu do wykonywania zadań na morzu – mówi kmdr por. Maciej Matuszewski, dowódca ORP „Kościuszko”. Marynarze nawiązywali łączność, manewrowali jednostką, walczyli z symulowanym pożarem i przebiciem kadłuba, wykonywali też zadania bojowe. Współpracowali nie tylko z załogą śmigłowca, lecz także samolotu Bryza. Odpierali przypuszczany przez niego atak, podczas innego z epizodów zaś wspierali się jego wskazaniami podczas przygotowywania ataku rakietowego na okręt nieprzyjaciela, który znajdował się poza horyzontem. – Sprawdzian wypadł pomyślnie – opowiada kmdr por. Matuszewski i dodaje, że zadanie programowe O-2 załoga każdego okrętu zdaje co trzy lata.
– Ale poziom wyszkolenia sprawdza się też zwykle przed wyjściem na zagraniczną misję lub ważne międzynarodowe ćwiczenia – podkreśla dowódca fregaty. Tak było i tym razem. Niebawem fregata oraz zaokrętowany na jej pokładzie śmigłowiec SH-2G wezmą udział w dużych międzynarodowych manewrach w Norwegii. – Przygotowania do nich wkroczyły w ostatnią fazę – przyznaje kmdr por. Matuszewski.
Jak zaznacza kmdr ppor. Bąbel, ćwiczenia w tym rejonie świata są dużym wyzwaniem nie tylko dla marynarzy, lecz także dla lotników. – Na co dzień latamy nad morzem oraz terenami płaskimi jak stół. Tam morze graniczy bezpośrednio z górami. Czasem ku wodzie opadają kilkusetmetrowe zbocza i urwiska, mamy też wąskie fiordy, które kilometrami ciągną się w głąb lądu – wylicza pilot SH-2G. Lotnicy muszą brać pod uwagę, że pogoda w takim rejonie może zmienić się błyskawicznie. Do tego dochodzą kapryśne wiatry, konieczność manewrowania w wąskich przestrzeniach i spory ruch w powietrzu. Wszystko to może powodować trudności z nawiązaniem i prowadzeniem łączności. – A na otwartym morzu często w tym czasie panuje sztorm – zaznacza kmdr ppor. Bąbel.
ORP „Kościuszko” i SH-2G na północy Europy ćwiczą regularnie. W ostatnich latach polscy marynarze oraz lotnicy morscy brali udział między innymi w manewrach „Cold Response” u wybrzeży Norwegii oraz w organizowanych nieopodal Szkocji ćwiczeniach „Joint Warrior”. Z kolei w ubiegłym roku fregata wraz ze śmigłowcem pokładowym skierowała się na południe, gdzie na dwa miesiące dołączyła do SNMG2, czyli natowskiego zespołu dużych okrętów. Polacy operowali na Morzu Śródziemnym, Egejskim i Czarnym. Ich główne zadanie wiązało się z monitorowaniem szlaków, którymi nielegalni imigranci przedostają się z Azji do Europy. Namiary na wykryte przez nich łodzie przekazywali strażom przybrzeżnym Grecji i Turcji oraz Frontexowi – instytucji odpowiedzialnej za ochronę granic Unii Europejskiej.
Łukasz Zalesiński
Komentarze