Przejdź do treści
Źródło artykułu

MLP: w rocznicę odzyskania przez Polskę Niepodległości

Świętujemy 104 rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Z tej też okazji Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie chce przypomnieć o wydarzeniach poprzedzających ów pamiętny dzień 11 listopada. Wydarzeniach, które sprawiły, że lotnisko rakowickie, na którego fragmencie dziś znajduje się Muzeum Lotnictwa Polskiego, stało się pierwszym lotniskiem Niepodległej Rzeczpospolitej.

Jesień 1918 r. była wyjątkowo przygnębiająca. W leżącym wówczas na głębokim zapleczu frontów Wielkiej Wojny Krakowie dawały się mocno we znaki trudności aprowizacyjne. W dostępnym z trudem chlebie więcej było trocin niż mąki… Po cichu szeptano też, że „to wszystko zaraz się skończy”… Niepodległościowy zapał przysłaniał jednak zdolność trzeźwej oceny sytuacji. Nikt też zapewne nie analizował sytuacji pod kontem ewentualnych działań siłowych.

Rakowickie lotnisko, jak i jednostka dowodzona przez hauptmanna Romana Florera wypełniały swoje normalne zadania do 30 października 1918 r. Tego samego dnia nastąpiło wyraźne załamanie wojskowo-politycznej sytuacji Austrii. Polska Organizacja Wojskowa uznała ten moment za odpowiedni do zbrojnego wystąpienia i nakazała pogotowie już zorganizowanych kadr. Uznano, że w poszczególnych jednostkach komendę mają przejąć najstarsi stopniem oficerowie-Polacy lub w najgorszym razie Słowianie. Nakaz był jasny i czytelny, jednak jak można wnioskować jego autorzy nie brali pod uwagę faktu, iż w niektórych jednostkach Polacy nie stanowili większości. Dokładnie tak wyglądała sytuacja na lotnisku rakowickim, gdzie oprócz Florera było sześciu Polaków – m. in. sierż. pil. Franciszek Kołodziński, sierż. Antoni Jucha oraz pewna grupa szeregowych, w tym i szkolących się w 10 Kompanii Zapasowej. Do tej grupy należał m.in. również sierż. Jan Liszka, który po internowaniu na Węgrzech został wcielony do 20 Pułku Piechoty, a następnie z frontu włoskiego przeniesiony na szkolenie lotnicze do Krakowa.

Nad ranem 31 października władza administracyjna i wojskowa w Krakowie znalazła się w rękach Polskiej Komisji Likwidacyjnej. Dowodzący po polskiej stronie brygadier Bolesław Roja jeszcze tego samego dnia postanowił zająć lotnisko w Rakowicach. W tym celu utworzył komisję w składzie por. rez. dr Zdzisław Dzikowski, ppor. Jan Szubert oraz inż. Feliks Sobolewski. Około południa 31 października przedstawiciele brygadiera Roi udali się na lotnisko z żądaniem podporządkowania stacji lotniczej Polskiej Komisji Likwidacyjnej. Pełniący tam nadal służbę komendanta Florer bez oporów zdał władzę por. Dzikowskiemu, ten jednak przejął dowodzenie tylko symbolicznie, gdyż zdecydował się powrócić do Krakowa, a jako swego przedstawiciela pozostawił najstarszego stopniem Polaka – sierż. Antoniego Juchę.

Sam Jucha tak to wspominał: „Aż tu po godzinie 1 po południu przyjechała z Komisja z Krakowa z nią kpt. Dzikowski, który po rozglądnięciu całej sprawy, odebrał dowództwo nad lotniskiem od dotychczasowego kpt. Florera, który pozostał w zawieszeniu z powodu podejrzenia, [że jest] obcej narodowości. Kpt. Florer zrobił nam zbiórkę i zapowiedział nam, że oddaje dowództwo nad kompanią kpt. Dzikowskiemu. Kpt. Dzikowski po objęciu dowództwa pytał się o Polaków; wystąpiło nas sześciu, a było nas wszystkich ośmiu, tylko ci dwaj nie byli obecni, i zapowiedział nam, że my pozostajemy, a reszta żołnierzy obcej narodowości odjedzie do domu. Kpt. Florer […] polecił mnie jako zaufanego kpt. Dzikowskiemu, który wezwał mnie do kancelarii, gdzie otrzymałem pewne rozkazy co do ubezpieczenia majątków skarbu [państwa], lecz nie meldowałem mu, że w tym wypadku jesteśmy bezsilni, ponieważ [jest] nas sześciu, nie byliśmy jednej i tej samej myśli, nie damy rady”.

Dla Florera musiał być to ogromny afront, zaś dla Juchy problem natury służbowej. Utrzymanie w ryzach personelu lotniska w powyższej sytuacji musiało być poważnym problemem do zmniejszonej o dwie osoby grupy Polaków, zwłaszcza, że wieczorem 31 października odnotowano próby grabieży magazynów.

Sierż. Jucha – pełniący formalnie funkcję polskiego zarządcy lotniska – nie był w stanie nad tym zapewne zapanować, zwłaszcza, że jak sam wspominał był mocno zaskoczony całą sprawą. Przed przyjazdem Komisji w zasadzie nic się nie działo: „jako oddaleni od miasta nie mieliśmy pojęcia, co się w nim dzieje. W dniu przewrotu [31 października] przyjechał do nas oficer techniczny z miasta i opowiadał nam, że coś się zmieniło w mieście, bo mu różyczki z czapki zerwali i mówili mu, że cesarstwo upadło i że powstała Polska”.

(fot. archiwum Muzeum Lotnictwa Polskiego)

Historiografia, a zwłaszcza materiały spisane w kilkanaście lat po tych wydarzeniach przedstawiają jednak te wydarzenia już nieco inaczej. Najwcześniejszym dokumentem odnoszącym się do całej sprawy – spisanym przez osoby nie związane z wydarzeniami jest wniosek odznaczeniowy (niestety nie datowany) podpisany przez ppłk. obs. Janusza de Beauraina, w latach 1919-1920 pełniącego obowiązki szefa Departamentu III Żeglugi Powietrznej, w którym, w uzasadnieniu napisano, iż: „Major Florer Roman jako dowódca austriackiej kompanii lotniczej w Krakowie z dniem 1.11.1918 r. objął dowództwo lotniska w Krakowie i uniemożliwił zrewolucjonizowanemu personelowi byłej armii austriackiej zniszczenie materiału i samolotów przez co został dla armii polskiej uratowany bardzo drogocenny materiał lotniczy”.

Cytowany dokument wprawdzie nie opisuje okoliczności przejęcia kontroli nad lotniskiem, ale kwestia podania daty: 1 listopada, jest jak się wydaje niezmiernie istotna. Pozostaje także w znacznej sprzeczności z oficjalnie przyjętą i wielokrotnie powtarzaną datacją określającą wydarzenia na noc z 30 na 31 października. W świetle zarówno tego dokumentu jak i informacji ze wspomnień sierż. Antoniego Juchy wynika, iż owej nocy nie tylko na lotnisku rakowickim, ale i w sąsiadujących z nim koszarach (czyli w całym rejonie Rakowic) nie działo się nic specjalnego.

Budujący się z tych fragmentarycznych – i w wielu wypadkach – wykluczających, bądź w najlepszym wypadku, sprzecznych informacji obraz okoliczności przejęcia władzy nad krakowskim lotniskiem nie mieści się w powszechnie wielbionej konwencji romantycznego spisku. Florer nie tylko nie dowodził polskim tajnym spiskiem, ale też nie był inicjatorem akcji przejęcia lotniska – wszak przez przybyłą komisję został pozbawiony dowództwa, ani też jej zwolennikiem.

1 listopada „przyszła z miasta silna warta z por. Czechem – Florer poczuwający się do obowiązku „polecił najpierw rozbroić Niemców, a po rozbrojeniu pokazywałem przybyłemu z wartą porucznikowi, co kto ukradł z magazynu i gdzie schował”. Żołnierze pod dowództwem wspomnianego porucznika obstawili ważniejsze punkty rozległego kompleksu lotniskowego.

Od tego momentu  – tj od 1 listopada Roman Florer działał już, po złożeniu przysięgi nowym władzom, legalnie. Nie bez znaczenia – jak można sądzić – pozostawał fakt, iż z dniem 1 listopada Florer, jako Polak, został zwolniony z obowiązku świadczenia służby na rzecz monarchii austro-węgierskiej na podstawie rozporządzenia cesarza Karola I.

(fot. archiwum Muzeum Lotnictwa Polskiego)

Dopiero później – tj. do dnia 3 listopada lotnisko opuścili oficerowie i żołnierze narodowości innych niż polska. W ten sposób znikła groźba potencjalnego sabotażu, bądź utraty owych „drogocennych” samolotów w wyniku ucieczki przez nich drogą powietrzną. Tego samego dnia stan samolotów na lotnisku Rakowickim – pierwszym lotnisku niepodległej Rzeczypospolitej – zwiększył się o 6 sztuk, bowiem wówczas to wylądowało na nim zgrupowanie maszyn ewakuowanych z Przemyśla, prowadzone przez por. pil. Wiktora Robotyckiego.

Osobną kwestią przy tym pozostaje sprawa oznaczeń przynależności państwowej i przemalowywania dotychczasowych znaków rozpoznawczych na zajętych samolotach. Prozaiczność znaku była wynikiem przyziemnego pragmatyzmu. „Rozkaz nr 8 z dnia 12 listopada nakazywał: L. prez. 85/18. Odznaki samolotów polskich. Wszystkie polskie samoloty są następującymi znakami zaopatrzone: „Z” czerwonem”. Pojawia się tu jednak pewne pytanie – czy uznano rozkazem stan już istniejący, czyli oddolną inicjatywę personelu rakowickiego lotniska zamalowującego austro-wegierskie znaki rozpoznawcze, czy też przedstawiono im projekt w formie nakazu. Tu z powodu braku źródeł można jedynie spekulować. Nie mniej jednak przez blisko miesiąc samoloty latały z czerwonym znakiem „Z” na białym polu.

Potem – z dniem 1 grudnia 1918 r. – zostały one zastąpione ogólnie przyjętym znakiem biało-czerwonej szachownicy. Znakiem Niepodległej Rzeczypospolitej!

(fot. Muzeum Lotnictwa Polskiego)

Z okazji jutrzejszego święta dyrekcja Muzeum Lotnictwa Polskiego złożyła kwiaty pod Pomnika Ku Czci Lotników Polskich poległych w latach 1939 – 1945 na wszystkich frontach świata.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony