Przejdź do treści
Przemysław Mościcki i Jacek Bogdański w koszu balonu Orzeł Biały podczas 66. Pucharu Gordona Bennetta (fot. POL 2 Gordon Bennett, Facebook)2
Źródło artykułu

Gordon Bennett – pot, krew i łzy – krótka relacja Przemysława Mościckiego

Jacek Bogdański i Przemysław Mościcki balonem Orzeł Biały polecieli w 66. Pucharze Gordona Bennetta. Do rywalizacji startowali jako dziesiąta załoga. 9 października wysunęli się nawet na prowadzenie. Ich lot trwał 1d 12h 10m 33s. Po przeleceniu 827,48 km wylądowali o godz. 9:11 MDT na północ od miejscowości Springer w Stanie Oklahoma. Załoga POL-2 zajęła 13 miejsce.

Minęło trochę czasu, emocje lekko opadły i Przemysław Mościcki zrelacjonował krótko wyścig o Puchar Gordona Bennetta, znany również jako Mistrzostwa Świata FAI w długodystansowych balonach gazowych. Jego relację zamieszczamy poniżej.

Gordon Bennett – pot, krew i łzy
 
Dopiero teraz doszedłem do siebie na tyle, żeby napisać kilka zdań o tym co wydarzyło się podczas lotu.
Emocji nie brakowało od samego początku. Losowanie kolejności startu, przygotowania i pompowanie balonu a potem sam start. Najwspanialszy start jaki mogłem sobie wyobrazić. Setki a może tysiące osób w Albuquerque oglądało nas znikających w mroku nocy wsłuchując się w Mazurka Dąbrowskiego.

Wiem, że pomimo godziny 5 nad ranem mnóstwo osób oglądało nas online w Polsce. Zaparło mi dech w piersiach. Nie rozbeczałem się chyba tylko dlatego, że zaraz mieliśmy lecieć miedzy dwiema wielkimi górami a naszym zadaniem był przelot w ciemnościach nisko ponad gruntem. Trzeba było myśleć trzeźwo i nie było wiele czasu na wzruszenia.

36 godzin i 10 min. Tyle czasu byliśmy w stanie utrzymać balon w powietrzu. Materiału wystarczyłoby na nagranie filmu akcji. Tylu zwrotów sytuacji na pewno się nie spodziewaliśmy. Zaczęliśmy nie najgorzej.

Taktyka, którą obraliśmy razem z naszym sztabem była bardzo obiecująca. Szukaliśmy południowych wiatrów, które oddalały nas od peletonu, żeby zaatakować w późniejszym etapie lotu. Ten plan się udał. W ostatnim momencie udało nam się przegonić wszystkich. Podejrzewam, że obserwującym lot POL-2 musieliśmy mocno namieszać w głowach.

Przemysław Mościcki i Jacek Bogdański w koszu balonu Orzeł Biały podczas 66. Pucharu Gordona Bennetta (fot. POL 2 Gordon Bennett, Facebook)

(fot. POL 2 Gordon Bennett, Facebook)

Wielu z was zastanawiało się dlaczego po objęciu prowadzenia zdecydowaliśmy się na lądowanie. Odpowiedź jest prosta – safety first

Termika która rzucała nami w górę i w dół z prędkościami 5 m/s podczas przelotu nad pustynią w stanie Texas skutecznie pozbawiła nas balastu. Po obliczeniu wagi akumulatorów, jedzenia, napojów, ubrań i wszystkiego co mogliśmy wyrzucić poza burtę zdecydowaliśmy, że wystarczy na bezpieczny lot przez drugą noc i lądowanie zanim zacznie pracować termika. Tak też zrobiliśmy. Wyrzuciliśmy prawie wszystko oprócz radia, transpondera i komputerów. Na lądowanie zostawiliśmy 3 worki piasku. Kontynuowanie lotu z takim zapasem byłoby bardzo nieodpowiedzialne. A po przygodach z poprzedniego dnia stwierdziliśmy zgodnie z Jackiem, że zbyt bardzo cenimy nasze życia, żeby ryzykować dalszy lot.

Latanie balonami gazowymi to zupełnie inna para kaloszy w porównaniu do balonów na ogrzane powietrze. Wiedza, którą zdobyłem i sytuację których nie mógłbym doświadczyć w grzańcach na pewno zaowocują w przyszłości.

Niestety ciężko jest się skupiać na opowiadaniu o pięknych chwilach kiedy inna polska ekipa rozbiła się balonem w tym samym wyścigu.

Jeszcze raz dziękuję wszystkim za wsparcie i doping. Czapki z głów dla całego naszego sztabu naziemnego, który był dla nas dostępny non stop w razie potrzeby.


Poniżej animacja toru lotu wszystkich załóg 66. Pucharu Gordona Bennetta.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony