Przejdź do treści
Źródło artykułu

Aviateam: film "Miedzy niebem, a Wisłą" z V Płockiego Pikniku Lotniczego 2011

Tak jak prężnie rozwija się lotnictwo, tak dostęp do niego dla zwykłych, przeciętnych ludzi ciekawych świata staje się coraz bardziej powszechny z różnych względów, przede wszystkim promocyjnych. To dziedzina, która wzbudza w każdym chyba choć namiastkę emocji - obiekt cięższy od powietrza chce dorównać niedościgłym ptakom - rzecz fenomenalna nie od dziś. Niedługo przyjdzie czas na szóstą już odsłonę podniebnych pokazów, na którym nie zabraknie również nas - ekipy AVIATEAM.PL. Wierzymy, że materiał zdjęciowy i filmowy pozwolą nam utrwalić całość na tyle wiernie, by było to dobrą zapowiedzą dalszych pokazów na mazowieckim niebie.


Kolejna, piąta już edycja Płockiego Pikniku Lotniczego odbyła się w pełnej gali. Dostosowała się nawet natura, która pełnym światłem słońca pozwoliła cieszyć się pysznym widokiem maszyn latających. Miejsce pokazów było wyjątkowe - nie tylko naznaczone chwalebnym piętnem historii (Wzgórze Tumskie z katedrą kryjącą szczątki dwóch wczesnych władców Polski), ale też malownicze dzięki przepływającej przez Płock królowej polskich rzek - Wiśle, która wdzięcznie brała na siebie cień latających nad nią samolotów, a tych było niemało, bo organizatorzy zapewnili licznie zgromadzonej na terasach wiślanej skarpy publiczności ciągłe chwile pozbawione nudy. Tłumy ludzi barwnie mieniące się w płockim krajobrazie wyglądały niecodziennie, bowiem dotąd zazwyczaj pokazy lotnicze gromadziły ludzi na płaskich powierzchniach jak płyta lotniska. W Płocku dzięki topografii terenu wszystko miało swój niepowtarzalny urok.

Całość imprezy była podzielona między dwa miejsca oddalone od siebie o kilka kilometrów. Pierwsze miejsce było bardziej widowiskowe, bo tu działo się to wszystko, co wywoływało zachwyt publiczności - skarpa nad Wisłą. Drugie miejsce to baza wszystkiego, co latało nad rzeką - lotnisko Aeroklubu Ziemi Mazowieckiej przy wyjeździe z miasta w stronę Ciechanowa. Tu ludzie mogli oglądać samoloty bardziej wnikliwie i nie tyle od strony tego, co potrafią w powietrzu, ale bardziej od aspektu technicznego, czyli statycznego. Wielkim przeżyciem okazywała się styczność z maszynami, które za kilka minut lub wcześniej lśniły perfekcją wykonywanych manewrów odbitych ruchliwym cieniem na skrzącej się tafli wiślanej wody. Oczywiście każdy, kto miał możliwość utrwalenia tego wydarzenia, robił zdjęcia. Należy też dodać, iż samo lotnisko było świetnie zorganizowane pod względem bezpieczeństwa i pracy w tym dniu. Wyraźnie wyznaczone barierki pozwalające na bliskość, ale nie bezpośredni kontakt z samolotami były walorem imprezy - na płycie nie pojawiał się nikt poza posiadaczami akredytacji i organizatorami. Publiczność okazała się na tyle wyrozumiała i kulturalna, że nie odnotowano żadnych incydentów ani jakiegoś niesfornego widza, który chciałby mieć kontakt z samolotem bliższy, niż nakazywały zasady czy przepisy.

Na płycie płockiego lotniska pojawiały się maszyny z szerokiego zakresu czasów i epok. Z ciekawszych maszyn należy wymienić Curtissa Jenny, który może początkowo wzbudzał pobłażliwy, ironiczny uśmiech swoją niepozornością i kruchością, ale nad Wisłą dał popis kunsztu pilota i możliwości; ponadto uwagę zwracały też zabytkowe Piper Cub czy De Havilland Tiger Moth - legenda brytyjskiego lotnictwa dwudziestolecia międzywojennego. Wspomnieć też należy przylot Mi-14 z Darłowa ? śmigłowiec lotnictwa Marynarki Wojennej RP czy też Grupę Akrobacyjną "Żelazny". Większość pilotów nie stroniła od wszelkich rozmów z przygodnymi ludźmi - chętnie odpowiadali na pytania, dawali autografy, słowem ? dało się odczuć atmosferę życzliwości i wielkiego wydarzenia.

Nad Wisłą pierwsi zaprezentowali się spadochroniarze. Widok rozdętych oporem powietrza czasz budził myśli, co czują ci ludzie, którzy nad sobą mają rozpięty mocny materiał stawiający opór powietrzu, zaś pod sobą cały świat do wylądowania. Spadochroniarze zresztą pojawiali się kilkakrotnie na płockim niebie. Po nich prym wiodły już maszyny latające. Wiatrakowiec na początek wzbudził spore emocje. Wielu widzów nie wiedziało, co to za maszyna, jak ją zakwalifikować, ale nie to było najważniejsze. Pokaz tego zwinnego statku powietrznego był tylko wstępem do tego, co działo się później. Niewątpliwie w oczach wielu obserwujących zawody królem pokazu był Marek Szufa, który finezyjnymi zawijasami i brawurowymi akcjami na nadwiślańskim niebie pokazał, co znaczy spontaniczna, mistrzowska szkoła latania. Jego loty nad skarpą samolotami Curtiss Jenny, Jak-18 i Christen Eagle II były zaprezentowaniem mistrzostwa pilotażu człowieka niezwykle doświadczonego. Loty były na tyle emocjonujące, że akrobaci podniebni pojawiali się nad Wzgórzem Tumskim, by nagle z drugiej strony wyskoczyć zza drzew i przelecieć nad głowami zaskoczonej publiczności. Wśród innych maszyn warto wspomnieć pokaz śmigłowca Mi-14, który obejmował opuszczanie do wody sonaru. Również Eurocopter EC-135 zaprezentował symulowane udzielanie pomocy poszkodowanym w wypadku samochodowym, współpracując z jednostką straży pożarnej. Pokaz wypełniły jeszcze prezentacje takich maszyn, jak: RWD-5,, PZL M-28 Skytrack, TS-8 Bies, Cessna 152, Katana DA 20, Aero AT-3, Super Petrel.

Ukoronowaniem pokazów nad Wisłą były popisy grup akrobacyjnych. Do Płocka zaproszono wspomnianą wcześniej grupę "Żelazny" oraz "Biało - Czerwone Iskry". Ci ostatni byli jedynymi dysponującymi samolotami odrzutowymi i ukazali się w kilku przelotach, co stanowiło spore urozmaicenie chociażby w dźwięku silników maszyn robiących kręgi nad głowami zgromadzonych ludzi. Przez cały czas pokazów wisiał na niebie śmigłowiec transmisyjny Polsatu - Eurocopter EC-135 w szarym malowaniu z rozpoznawalnym logo stacji. Oczywiście ci, którzy chcieli poznać ziemię z lotu ptaka, mieli możliwość poszybowania nieśmiertelnym samolotem An-2. Loty widokowe cieszyły się popularnością wśród widzów, więc widok "antka" nie był czymś rzadkim na niebie.

Gwoździem programu był oryginalny pokaz nad samym lustrem wody - Air Snake. Polegał on na przelocie między 15-metrowymipylonami zakotwiczonymi w dnie Wisły. Nazwa wzięła się od śladu dymu ciągnącego się za samolotem wykonującym ten slalom. Do tego pokazu przystąpiło czterech lotników "Żelaźni" i Marek Szufa. Zebranym ludziom dech zapierało w piersiach, gdy nie tylko wspomniani piloci śmignęli między przeszkodami, ale także przemknęli kilkanaście metrów nad lustrem Wisły, dając dowód, że dobry pilot i maszyna w jego rękach to jedność.

Imprezę można uznać za udaną, gdyby nie fakty smutne, o których wszyscy wiedzą i o których należy pamiętać w rzetelnej, solidnej relacji. Organizacja była dopracowana, nie pojawiały się żadne wątpliwości, nie było żadnych spóźnień, program nie uległ zmianie. Zaplecze techniczne, komunikacyjne, gastronomiczne i porządkowe były wzorowe. Aż chciałoby się być po polsku gościnnym i zaprosić na następną edycję pokazów. Widzowie z pewnością pozostali pod dużym i szczerym wrażeniem pokazów. Ziemia Płocka okazała się wspaniałym pejzażem dla podniebnych maszyn, a Wzgórze Tumskie było pełnym wdzięku tłem dla rozegrania tego, co najzwyczajniej piękne - pokonywania praw fizyki przez budzące emocje maszyny cięższe od powietrza.

Aviateam.pl

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony