Blog Piotra Lipińskiego: Święta Wielkanocne 2012
O ile działa, internet to wspaniała rzecz. Jesteśmy w stanie utrzymać kontakt z rodziną i ze znajomymi nawet z końca świata. Jesteśmy w stanie w ciągu paru minut dowiedzieć się co w trawie piszczy w najodleglejszym zakątku planety albo wyciągnąć potrzebną informację w ciągu paru sekund. Dzięki temu, jak nigdy, nie musimy tak naprawę być sami. Super - ale są dni w roku, kiedy dobrze jest być z bliskimi w "realu", a nie w "sieci". Święta dla większości to właśnie ten czas.
Patrząc sie wstecz, a dokładnie - od momentu, kiedy rozpocząłem pracę (nie koniecznie w lotnictwie) niewiele świąt spędziłem w domu z rodziną. Króliczki, kurczaczki i kolorowe jajka podziwiałem na wielu kontynentach. Dziwnym trafem większość szkoleń na nowy typ trafiało się akurat w tym czasie. Nawet wczoraj, w drodze do Toronto, na następne szkolenie znalazłem się w BMS Crew - By My Self. Reszta kolegów przybyła później, a dziś na próżno szukaliśmy świątecznych jajek do podziału.
Przepisy nie pozwalały, aby coś takiego przywieźć z sobą, a wszystkie sklepy dziś były pozamykane. Dodatkowo z powodu silnego wiatru padł internet... Może jeszcze deszcz zamiast dyngusa? Mam nadzieje, że nie - bo jeżeli mamy siedzieć w ławce przez tyle godzin, to lepiej siedzieć suchym.
Tym razem niepełne szkolenie na typ, ale bardzo gruntowne wprowadzenie na Q400, czyli nowy nabytek Eurolotu. Pierwsza część do "Ground school" - czyli szkolenie naziemne, a później trochę symulatora. Czy to pozwoli, abym legalnie poleciał za sterami tego samolotu? Nie, ale będę w stanie dobrze ocenić, co się dzieje w każdym momencie w kokpicie. To jest tak zwany nadzór operacyjny sprawowany przez Urząd Lotnictwa Cywilnego - jeden z wymogów wprowadzenia nowego typu samolotu u operatora.
Jak zawsze - ciekawią mnie różne "myki" nowej maszyny i porównanie do dobrze znanego mi ATRa oraz EMB145.
www.airliners.net/photo/Bangkok-Airways/ATR-ATR-72-500-(ATR-72-212A)/0408963/L
www.jetphotos.net/viewphoto.php?id=6724074
Q 400 osiągowo wpada gdzieś pomiędzy te dwa samoloty. Czas do ławki. Wspomnienia poprzednich Świąt wracają. Nie każdych oczywiście, bo pamięci tak dobrej nie mam, ale paru z nich nie mogę zapomnieć. Szkolenie kapitańskie na ATRa i EMB145 - w święta. Jedno było w Finlandii, a drugie we Francji. Pomiędzy tymi datami Wielkanoc w Delhi. Wszyscy lataliśmy na maxa i tylko na chwile w hotelu udało się nam spotkać przy jajku. Następne szkolenie tym razem w Miami, oglądając przez okno startujące 757 i 767 - cel naszego pobytu w tym miejscu. Rok później - najkrótszy Wielki Piątek, jaki pamiętam. Mieliśmy nadzieje wyrobić sie do "domu" w BKK przed Świętami, ale nie było zgody na wlot nad USA. Siedzieliśmy jak na szpilkach w Meksyku patrząc się na 767 świeżo po przeglądzie i nic się nie działo.
Photos: Boeing 767-38E Aircraft Pictures | Airliners.net
Wreszcie jest zgoda i 10 godzin lotu na Hawaje. Zaraz po starcie zostaliśmy z Jackiem sami w kokpicie podziwiając wulkany i napawając się naszym nowym biurem.
Airfoto.pl
Wlatując nad Pacyfik, ostatnie sprawdzenie pozycji i wytyczenie najbliższego zapasu (San Diego i LAX). Śmieje się, że jeżeli teraz przed nami w ciągu paru godzin zobaczymy jakiś ląd, to chyba będzie czas pomyśleć nad zmianą pracy . Dookoła granat oceanu, a w nim odbijające się niskie cumulusy. Prawdziwy Ocean Spokojny. Cienie chmur z daleka do złudzenia przypominają wyspy. Z FL400 widać naprawdę daleko i chyba w pewnym momencie naprawdę widzę parę wysp... Ale gdzie? Tutaj? Oblał mnie zimny pot... potwierdzamy pozycję parę razy, ale jesteśmy też pewni, że pod nami to rzeczywiście terra firma.
Pozycja się zgadza, ale widok za oknem już nie. W głowie wciąż cisnęło się to samo pytanie. Wyspy tutaj? Szukamy po mapach, ale na nich też nic nie ma. Przecieram oczy - może jestem taki zmęczony ale nie, dobrze widzę. Znajdujemy Atlas lotniczy i dopiero to rozwiewa nasze wątpliwości. Zgadza sie - coś tu powinno wystawać nad wodę... Uff!
Znów można się trochę zrelaksować. Lecimy ku powoli zachodzącemu słońcu, a po drodze nie ma nic, na czym można byłoby dłużej zawiesić oko. Czas na krotką drzemkę. Wracam do kokpitu na godzinę przed lądowaniem. W eterze słychać coraz większy ruch. Już z daleka rozpoczynają się wektory i wreszcie widzimy światła wyspy. Lądowanie godne szybkiego zapomnienia i kołujemy pomiędzy Cessnami do FBO (Fix Base Operator, czyli firmy, która zajmuje się General Aviation - mniejszym lotnictwem). Wieża trochę się dziwiła, że kołujemy tam, a nie pod główny terminal - ale hej, przecież lecimy jako lot prywatny. Zamykamy samolot - bez klucza, ale jest takie jedno tajne wyjście, które... jest tajne przez poufne i tyle. Na sali czekają na nas girlandy z lokalnych kwiatów wieszane na szyi, lokalne orzechy w czekoladzie oraz całkiem nielokalny – znany, mocniejszy trunek z sokiem. Teraz wszyscy do busa i hotelu.
Długo czekamy na check-in i ledwo zdążyliśmy do wcześniej zarezerwowanej restauracji. Następnego dnia Wielki Piątek. Z okna piękny widok na plażę Waikiki i Diamond Head. Przechadzamy się po plaży i wdychamy świąteczną atmosferę. Szybkie raczej postne śniadanie i na lotnisko. Długie kołowanie do pasa
Photos: Boeing 767-38E Aircraft Pictures | Airliners.net
i niestety szybko chowamy się w niskich chmurach.
Przed nami następne 10 godzin nad wodą. Tym razem po drodze pod nami widzieliśmy AWACSA, czyli starego B707 z dużym talerzem (radarem) nad kadłubem. Trzy godziny po starcie przecinamy międzynarodową linię daty. Koniec piątku, koniec postu - tak nagle zrobiła się sobota.
Guam, czyli jedna z wysp Makronezji to też część terytorium USA. Lądujemy znad góry, na której szczycie parę lat wcześniej rozbił się Koreanski 747. Samo lotnisko fajnie położone - wysoko nad poziomem morza, ale z super widokiem na wodę. Przez pewien czas kontrolerzy zastanawiają się gdzie nas postawić i w końcu stajemy na płycie cargo.
Z daleka widzimy 747 Northwestu, któremu parę dni wcześniej złożyło sie przednie kółko podczas lądowania. To było ostatnie lądowanie tej maszyny...
Jeszcze jeden hotel i romantyczny zachód słońca i zaraz po nim spać. Szybkie śniadanie i znów do samolotu.
Airfoto.pl
Z lewym kręgiem odlatujemy dalej na zachód. Nad Filipinami chmury ale EGPWS wszystko pokazuje.
Airfoto.pl
Nad Azje kontynentalną wlatujemy nad Da Nang w Wietnamie. Mniej więcej połowa drogi pomiędzy Hanoi na północy kraju i Ho Chi Minh City, czyli Saigonu na południu. Wietnam jest wąski i już Kambodża. Zastanawiamy się jaką częstotliwość kompanijną ma nasza firma.
Głupia sprawa, ale to jest nasz pierwszy lot w tej linii i jakoś nie przyszło nam do głowy, aby to sprawdzić wcześniej. Dziwnym trafem ATC przekazuje nam wiadomość, aby nad Tajlandia skontaktować się z naszymi OPSami i podają nam częstotliwość. Znów wszystko jest ok. Lądowanie miodzio i powoli kołujemy na stanowisko, gdzie czeka na nas większość pracowników PB Air. Są zdjęcia, zdjęcia i jeszcze raz zdjęcia. Oddajemy aeroplan mechanikom i pędzimy taksówką do domu. Tam już czeka rodzina z sałatką i polskimi wędlinami. Jest niedziela późnym popołudniem. Zdążyliśmy może nie na śniadanie, ale przynajmniej na przeciągany brunch i na dyngusa.
Następne Święta Wielkanocne spędziłem w Amritsar w Indiach na oglądaniu Golden Temple. Potem udało się być w domu, co nie było trudne, będąc przez pewien czas bez pracy. Rok później domowy standby, czyli pełna gotowość do wylotu. Następne dwa lata to loty gdzieś pomiędzy Włochami, a Brazylią, a w zeszłym roku znów symulator tym razem 737NG. Trochę mroczny, ale nowoczesny kokpit.
JetPhotos.Net Photo
Przyspieszamy o rok... O dyngusie wszyscy zapomnieli myśląc o szkoleniu. Flight Safety International jak zawsze bardzo profesjonalne i dobrze przygotowane. Dostajemy po 7 kilo książek każdy i po kubku na kawę. Prawie 10 godzin w ławce i pierwsze wrażenia o Q400 jak najbardziej pozytywne. Nasza grupa szkoli się z Hindusami z firmy Spice Jet. Dopiero co stracili pracę w Kingfisherze. Wszyscy są po ATRkach i szybko znajdujemy wspólnych znajomych. W drodze powrotnej do hotelu miły widok...
Niedługo zobaczymy go i poznamy z bliska. Jeszcze chwila przypomnienia dzisiejszych wykładów w wdzięcznie nazwanym "Aviation Room".
Airfoto.pl
Na dobranoc spojrzenie na jutrzejszą lekcję i szybko spać, bo zmiana czasu daje o sobie znać.
Ku uciesze wszystkich internet znów działa. Można wreszcie napisać maile i odczytać pocztę. Można też wreszcie wszystkich pozdrowić. Dzięki blogowi poznałem bardzo wiele fajnych ludzi. Przyjaźń na początek wirtualna, później spotkania w rożnych miejscach, choć z niektórymi osobami mijam się od lat. Któregoś dnia będzie nam jednak dane porozmawiać jak kiedyś się robiło - w realu.
W większości zbliżyło nas lotnictwo, choć niektórzy są tu całkowicie przypadkowo. Z daleka od domu ale nie sam...
Komentarze