Świadek: ze sprawozdaniami finansowymi OLT, a wcześniej Jet Air, był problem
Podczas przesłuchania Gaweł wyjaśniał, że do jego obowiązków należało zarządzanie Wydziałem Lotniczej Działalności Gospodarczej w Departamencie Rynku Transportu Lotniczego Urzędu Lotnictwa Cywilnego; do zadań tego wydziału należały m.in. kwestie związane z koncesjami czy z zezwoleniami.
W połowie 2011 r. Amber Gold przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express, pod którą działały linie OLT Express Regional (z siedzibą w Gdańsku, wykonujące rejsowe połączenia krajowe) oraz OLT Express Poland (z siedzibą w Warszawie, które wykonywały czarterowe przewozy międzynarodowe). Linie OLT Express rozpoczęły działalność 1 kwietnia 2012 r.
"Ze sprawozdaniami finansowymi spółek OLT był problem, szczególnie jeśli chodzi o spółkę OLT Express Regional, a wcześniej Jet Air. Był problem z pozyskaniem sprawozdania finansowego wraz z opinią biegłego rewidenta" - mówił Gaweł.
W związku z brakiem sprawozdań finansowych - powiedział - Urząd wysyłał wezwania do przewoźnika. "Przedstawiciele przewoźnika od czasu do czasu pojawiali się w ULC. Był taki okres, że pojawiali się częściej" - mówił, dodając, że w spotkaniach tych uczestniczyła dyrekcja ULC.
Członkowie komisji śledczej dopytywali, w jaki sposób urzędnicy ULC próbowali wyegzekwować dokumenty finansowe od tego przewoźnika. "Gdyby była skuteczność działania ULC, to miliony złotych z Amber Gold nie zostałyby przepalone w paliwie lotniczym, tylko byście zatrzymali działalność tych spółek i w ten sposób strata poniesiona przez obywateli byłaby mniejsza" - mówił poseł Nowoczesnej Witold Zembaczyński.
Poseł odniósł się jednocześnie do wyników kontroli prowadzonej w Urzędzie przez resort transportu. "W ramach tej kontroli zwrócono uwagę, że Urząd nie weryfikował dostatecznie dokumentów przy prowadzeniu niektórych postępowań o zmianę koncesji. Ponadto zauważono, że ULC w przypadku jednej ze spółek przewozowych nieskutecznie egzekwował wymogi dotyczące sprawozdań finansowych zatwierdzonych przez biegłego rewidenta" - wskazał Zembaczyński. "Za którą z tych czynności był pan odpowiedzialny?" - pytał poseł Nowoczesnej.
Świadek powiedział, że odpowiadał za czynności związane "czysto z samymi koncesjami". Jak dodał, jeśli chodzi o kwestie finansowe zajmował się tym inny wydział. "Tutaj problem był szerszy, ponieważ ja, jako naczelnik wydziału, mogę bardzo niewiele, nade mną jest dyrekcja, są kolejne szczeble" - mówił. Podkreślił jednocześnie, że w Urzędzie był znany z tego, że był dość zasadniczy, jeśli chodzi o przepisy i mało pobłażliwy. Jak dodał, fakt ten był często źródłem jego konfliktów z przełożonymi.
Jak tłumaczył, przewoźnicy lotniczy, m.in. ówczesny prezes Jet Air Krzysztof Wicherek pojawiał się od czasu do czasu w Urzędzie i "sprzedawał bajkę". "Z tego co pamiętam, była taka bajka, że biegły rewident w połowie badania ich zostawił i teraz muszą szukać od nowa i dlatego to wszystko się opóźnia. Dla mnie coś takiego kwalifikowało do tego, aby się sprawą zająć na poważnie; skłaniałem się do tego, aby koncesję zawiesić" - mówił.
Przewodnicząca komisji śledczej Małgorzata Wassermann (PiS) dopytywała świadka, czy sygnalizował swojej przełożonej Annie Kolmas, jakie jest jego stanowisko. "Czy pan zaprezentował, i w którym momencie, pani dyrektor Kolmas, że to są tylko opowieści, a miesiąc za miesiącem nie ma sprawozdań?" - pytała Wassermann.
"To było w toku rozmów. Jest gdzieś tam nawet (...) w systemie obiegu informacji elektronicznej pytanie o potwierdzenie wprost, że dyrekcja chce, abyśmy nie przestrzegali przepisów prawa w stosunku do Jet Air, tylko byśmy opierali się na jakichś kolejnych bajkach" - mówił Gaweł. "Ten dokument prawdopodobnie uległ zniszczeniu, ponieważ komisja nim nie dysponuje" - wtrąciła Wassermann, dopytując, jaki był efekt tego zapytania i do kogo było ono adresowane.
"Dostałem polecenie, aby nadal czekać. Z tego co pamiętam, była to korespondencja z dyrektor Kolmas" - odparł świadek. Nie potrafił jednak doprecyzować, kiedy miała ona miejsce, ani czym miała się skończyć. "Nie pamiętam, czym się to miało skończyć, czego ja oczekiwałem, ale wiem, że było to podłoże konfliktu" - mówił.
Świadek powtórzył, że był też zwolennikiem tego, aby znacznie wcześniej, co najmniej zawiesić koncesję przewoźnikowi ze względu na sprawozdania finansowe. "Tutaj była argumentacja dyrekcji, że byłoby to zakończenie działalności podmiotu gospodarczego, który ma szansę się rozwinąć; dyrekcja nie podzielała mojego zdania" - wskazał. Gaweł zaznaczył jednocześnie, że w tamtym czasie wielu przewoźników było w trudnej sytuacji finansowej, łącznie z LOT-em.
Zembaczyński dopytywał o organizację pracy w ULC. "Czyli wystarczyło dobrze zbajerować urzędników i można było osiągnąć cel?" - pytał.
"Bardzo często wyglądało to tak, że jeśli jakiś przedsiębiorca miał jakieś problemy, nie mógł przeskoczyć jakichś barier formalnych do uzyskania zezwoleń, koncesji, to umawiał się na spotkanie. To była praktyka bardzo często spotykana. Na tych spotkaniach, mam wrażenie, dyrekcja była znacznie bardziej uległa, zgodna. Po prostu więcej dało się załatwić takim podmiotom, jeśli przychodziły na spotkania" - mówił. Podkreślił jednocześnie, że nie można wiązać takich spotkań z korupcją.
"Czyli tak ta instytucja funkcjonowała? To był taki urząd na życzenie, jak się przyszło, można było się doczekać, a gdy podmiot nie przychodził, to nie miał tego przywileju?" - dopytywał Zembaczyński. "Tak" - odparł Gaweł.
Kilku posłów pytało o okoliczności przeoczenia przez jego pracowników faktu niedostarczenia przez szefa Amber Gold Marcina P. zaświadczenia o niekaralności.
Gaweł przyznał, że jego pracownik badający wniosek koncesyjny OLT Express nie zauważył, że w ramach zmian w zarządzie pojawił się Marcin P., a skoncentrował się na innych elementach wniosku o zmianę koncesji, przede wszystkim finansowych. W efekcie o tym że P. był w zarządzie OLT Express Urząd dowiedział się, gdy przestał on być członkiem.
Połowie dziwili się, jak mógł do tego dopuścić, choć uchodził w ULC za skrupulatnego urzędnika, a nawet "służbistę". "Jeśli wiem o jakimś braku, mogę tego pilnować, ale tu ktoś z pracowników weryfikował i nie zauważył, że taka zmiana miała miejsce" - tłumaczył Gaweł.
Przekonywał, że nawet gdyby ULC wcześniej zauważył brak zaświadczenia Marcina P, zapewne "ta osoba by wcześniej została zmieniona". To nie była bowiem, dodał, podstawa do cofnięcia koncesji dla OLT Express. "To nie było działanie celowe, to był błąd człowieka" - zapewniał Gaweł.
Wielokrotnie indagowany w tej sprawie przez kolejnych posłów przekonywał, że nie przegapiono w tym przypadku, że prezes był karany, ale przegapiono jedynie, że wraz ze zmianą Jet Air na OLT Express zmieniła się osoba na stanowisku prezesa.
Tłumaczył, że podmioty ubiegające się o koncesję nie raz zmieniały skład zarządu, "w ogóle nas nie informując". "Przy rozpatrywaniu wniosku przewoźnika zawsze coś ucieknie" - powiedział, na co zareagowała oburzeniem Andżelika Możdżanowska (PSL), mówiąc, że jest jej przykro, iż urzędnik państwowy mówi coś takiego.
Pytany, świadek powiedział także, że nie wiedział, iż Amber Gold jest na liście ostrzeżeń KNF. (PAP)
pś/ rbk/ mok/
Komentarze