Sąd II instancji utrzymał karę wobec b. szefa KPRM T. Arabskiego ws. organizacji lotu do Smoleńska
Jak jednocześnie podkreślił SA odnosząc się do kwestii przygotowań lotu do Smoleńska z 10 kwietnia 2010 r., przepisy o organizacji lotów "przewidywały wiele bezpieczników": Kancelarię Prezydenta, KPRM, BOR, 36. specpułk. "Te wszystkie bezpieczniki zostały wyłączone" - podkreśliła sędzia Anna Kalbarczyk. Oceniła, że powodem tego była "praktyka i to, że lotnisko w Smoleńsku położone było najbliżej".
W analogiczny sposób, jak w przypadku Arabskiego, opis zarzuconego czynu został w piątek zmodyfikowany przez SA wobec urzędniczki kancelarii premiera Moniki B. W zmianie chodzi o poszerzenie tego opisu o wzmiankę dotyczącą działania na szkodę interesu publicznego i interesu prywatnego. B. została w I instancji skazana na 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok. Ta kara również została utrzymana.
Sąd utrzymał także w całości wyrok wobec pozostałych trojga urzędników - Miłosława K. z kancelarii premiera oraz Justyny G. i Grzegorza C. z ambasady RP w Moskwie - którzy w I instancji zostali uniewinnieni.
Piątkowe orzeczenie jest prawomocnym finałem sprawy toczącej się najpierw - od marca 2016 r. - przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Sąd ten wydał wyrok w I instancji w czerwcu 2019 r.
Prokuratura złożyła apelację na niekorzyść wszystkich oskarżonych, którą poparli też oskarżyciele posiłkowi. Zarówno w przypadku Arabskiego, jak i Moniki B., prokuratura nie zgodziła się z odstąpieniem od wymierzenia grzywny. Dodatkowo w przypadku Arabskiego prokurator zakwestionował brak orzeczenia zakazu zajmowania stanowisk kierowniczych, nadzorczych i kontrolnych w instytucjach państwowych oraz samorządowych. Obrońcy Arabskiego oraz Moniki B. domagali się natomiast ich uniewinnienia.
W uzasadnieniu piątkowego orzeczenia sprawozdawca sprawy - sędzia Anna Zdziarska - mówiła m.in. o obowiązkach spoczywających na Arabskim jako koordynatorze odpowiedzialnym za organizację lotu. Jak wskazała, skoro koordynator miał możliwość zatwierdzenia zapotrzebowania na statek powietrzny, to w zakresie jego kompetencji leżała też odmowa zatwierdzenia, jeżeli zamówienie nie spełniało wymogów formalnych.
Jak podkreślała, nie można zgodzić się z tezą, że koordynator miał wąski zakres uprawnień. "Gdyby koordynator nie miał uprawnień decyzyjnych i bezrefleksyjnie zatwierdzał wszystkie zamówienia bez weryfikacji, to mógłby dopuścić do lądowania w miejscu, które nigdy nie było lotniskiem" – mówiła sędzia.
Zaznaczyła, że racjonalnym wnioskiem jest to, że umieszczenie funkcji koordynatora w instrukcji HEAD – której postanowienia, jak wskazała, Arabski zaakceptował i podpisał – miało na celu wyeliminowanie lub co najmniej zminimalizowanie zagrożenia dla pasażerów lotów.
"Uchylenie się od podjęcia decyzji, bierna postawa szefa KPRM stanowiła konkludentną zgodę na realizację lotu" – uznał sąd. Jak podkreślono, delegowanie obowiązków na Monikę B. nie uwalnia Arabskiego od winy, ponieważ B. podlegała mu służbowo. "Obowiązki oskarżonej Moniki B. należy traktować równorzędnie jak obowiązki oskarżonego Arabskiego" – wskazała sędzia Zdziarska.
Sąd apelacyjny zgodził się z ustaleniami sądu I instancji, zgodnie z którymi Arabski i Monika B. dopuścili do lądowania samolotu na nieczynne lotnisko.
Z kolei przewodnicząca składowi orzekającemu sędzia Kalbarczyk podsumowując uzasadnienie wyroku wskazała, że przepisy "przewidywały na różnych szczeblach wiele bezpieczników, które miały gwarantować bezpieczeństwo osób".
"Pierwszym bezpiecznikiem była Kancelaria Prezydenta, która nie powinna wskazywać miejsca lądowania statku z prezydentem jako Smoleńsk, gdyż tam nie było lotniska czynnego" - powiedziała. Jak kontynuowała, "drugim bezpiecznikiem była KPRM, czyli koordynator (T. Arabski - PAP) i działająca z jego upoważnienia Monika B., którzy nie powinni zaakceptować takiego zapotrzebowania, bo nie było zgodne z obowiązującymi wówczas przepisami".
"Trzecim bezpiecznikiem był BOR, który nie podjął czynności jemu należnych w tym zakresie (...), czwartym bezpiecznikiem był 36. specpułk, który powinien nie zgodzić się na wykonanie lotu do Smoleńska" - mówiła sędzia Kalbarczyk.
Jak oceniła, nie sposób zgodzić się z prokuratorem, który wywodził, że "rola oskarżonego Arabskiego i działającej z jego upoważnienia B. była kluczowa". Według SA, w tej sprawie każda z szeregu wymienionych jako "bezpieczniki" instytucji "była kluczowa", jednak sąd apelacyjny orzekł w piątek jedynie w zakresie postępowania, które rozpoznawał.
Po ogłoszeniu wyroku obrońca Arabskiego mec. Katarzyna Gajowniczek-Pruszyńska podkreśliła, że obrona "w sposób oczywisty" nie zgadza się z rozstrzygnięciem sądu. Jej zdaniem ze względu na nieprawidłowości m.in. w postępowaniu sądowym I instancji wyrok nie powinien "ostać się w tym kształcie". "Oczekując na treść uzasadnienia pisemnego, podjęliśmy decyzję, że będziemy chcieli zainteresować tą sprawą Sąd Najwyższy" – powiedziała.
Dodała, że to, co wynikało z piątkowego uzasadnienia sądu, to "informacja o pewnych wątpliwościach, które sąd posiadał w tej sprawie". "Jeżeli sąd posiadał wątpliwości, to powinien był uniewinnić albo przynajmniej przekazać sprawę do ponownego rozpoznania. Inne, dodatkowe argumenty o tym, że ławka oskarżonych jest zbyt krótka, są tylko pewnym dodatkiem do głównego wątku, jakim jest ocena odpowiedzialności karnej dwojga ludzi w tej sprawie – a jest ona, moim zdaniem, co najmniej chybiona" – powiedziała adwokat.
Mec. Jacek Dubois, który bronił Grzegorza C. - jednego z uniewinnionych urzędników - ocenił piątkowy wyrok jako koniec "siedmioletniej męczarni" jego klienta. "Z uzasadnienia sądu wynikało, że na skutek błędnej interpretacji prawa mój klient musiał spędzić siedem lat na ławie oskarżonych ze szkodą dla swojego życia osobistego, rodzinnego" – wskazał.
Adwokat zwrócił jednocześnie uwagę, że oskarżycielami w tej sprawie były osoby "z pewnej grupy politycznej". "I nastąpiła tak naprawdę selekcja na ławie oskarżonych, zrobiona przez nich (...). Z uzasadnienia sądu wynika, że ta sprawa nigdy nie została osądzona, bo jeśli zawiodły bezpieczniki, to znaczy, że nie wszystkie osoby, których odpowiedzialność powinna być badana, na tej ławie oskarżonych zasiadły" – powiedział dziennikarzom.
Oskarżający w sprawie prok. Przemysław Ścibisz wskazywał, że piątkowe orzeczenie należy analizować w dwóch zakresach. "Jeden dotyczy Tomasza Arabskiego i Moniki B. i w tym zakresie jestem bardzo zadowolony z rozstrzygnięcia. Nie będę oryginalny, jeśli powiem, że w odniesieniu do tych oskarżonych sprawiedliwości stało się zadość" - podkreślił.
"Co do pozostałych oskarżonych będziemy jeszcze analizować uzasadnienie pod kątem złożenia kasacji" - zapowiedział. Wskazał, że w odniesieniu do Arabskiego nie uwzględniono części apelacji odnoszącej się do orzeczenia zakazu sprawowania funkcji publicznych, ale w tym zakresie prokuratorowi nie przysługuje już złożenie kasacji.
Proces został zainicjowany z oskarżenia prywatnego. Jego podstawą był art. 231 Kodeksu karnego, który przewiduje do 3 lat więzienia za niedopełnienie obowiązków funkcjonariusza publicznego. Akt oskarżenia wniesiono po tym, gdy Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga umorzyła prawomocnie śledztwo w sprawie organizacji lotów premiera i prezydenta do Smoleńska 7 i 10 kwietnia 2010 r.
Oskarżycielami w tej sprawie zostali bliscy kilkunastu ofiar katastrofy, m.in. Anny Walentynowicz, Janusza Kochanowskiego, Andrzeja Przewoźnika, Władysława Stasiaka, Sławomira Skrzypka i Zbigniewa Wassermanna.
Na początku procesu do sprawy przyłączyła się prokuratura. Jak ocenił w piątek prok. Ścibisz, "do sprawiedliwości doprowadziła postawa rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej". "To rodziny złożyły subsydiarny akt oskarżenia i wykonały tytaniczną pracę, abyśmy mogli się spotkać w tym sądzie i usłyszeć sprawiedliwy wyrok, jeśli chodzi o Arabskiego i B." - powiedział prokurator dziennikarzom.
Dotychczas jedynym wątkiem dotyczącym wizyty z 10 kwietnia 2010 r. zakończonym prawomocnym wyrokiem była sprawa b. wiceszefa BOR gen. Pawła Bielawnego. W kwietniu 2017 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał orzeczenie I instancji skazujące go na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata za nieprawidłowości przy ochronie wizyt Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego w Katyniu 7 i 10 kwietnia 2010 r.(PAP)
autorzy: Marcin Jabłoński, Sonia Otfinowska
Komentarze